Za mało miejsca! – Historia Łucji o powrocie ojca i rodzinnych ranach

Za mało miejsca! Ciasno! – te słowa dźwięczały mi w głowie, kiedy z niedowierzaniem czytałam wiadomość na ekranie telefonu. „Witaj, córko! Przepraszam, że dopiero teraz do ciebie piszę, były po temu swoje powody. Rozstaliśmy się z twoją matką dawno temu, kiedy miałaś trzy lata, więc pewnie mnie nie pamiętasz. Nie będę pisał, że żałuję, że odpokutowałem winę i tak dalej. Odszedłem do innej kobiety, którą pokochałem…”

Zamarłam. Przez chwilę miałam wrażenie, że ktoś robi mi okrutny żart. Mój ojciec – ten, którego twarz znałam tylko z wyblakłego zdjęcia w albumie mamy – nagle postanowił się odezwać po dwudziestu latach? W mojej głowie kłębiły się pytania, a serce waliło jak oszalałe. Z kuchni dobiegł mnie głos mamy:

– Łucja, co tak stoisz? Znowu coś się stało?

Nie odpowiedziałam. Wpatrywałam się w ekran, próbując zrozumieć, co czuję. Złość? Smutek? Ciekawość? A może wszystko naraz?

Wieczorem nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok w naszym ciasnym pokoju – mama, ja i mój młodszy brat Kuba dzieliliśmy dwupokojowe mieszkanie na warszawskiej Pradze. Każdy centymetr był na wagę złota: łóżko piętrowe dla nas z Kubą, rozkładana kanapa dla mamy, szafa upchana ubraniami, książki poupychane pod łóżkiem. Czasem miałam wrażenie, że ściany zaraz się na nas zawalą.

A teraz jeszcze to – ojciec, który nagle przypomniał sobie o moim istnieniu. Przewinęłam wiadomość jeszcze raz. „Chciałbym cię zobaczyć. Może znajdziesz dla mnie trochę miejsca w swoim życiu?”

Miejsca? Tu nawet dla mnie ledwo wystarczało miejsca.

Następnego dnia zebrałam się na odwagę i powiedziałam mamie o wiadomości. Zbladła.

– Po co on się odzywa po tylu latach? – zapytała cicho.

– Nie wiem… Może chce naprawić to, co zepsuł?

Mama wzruszyła ramionami i odwróciła się do okna. Przez chwilę milczałyśmy.

– To twoja decyzja, Łucja – powiedziała w końcu. – Ale pamiętaj, ile łez przez niego wylałam.

Wyszłam na balkon i zapaliłam papierosa, choć obiecałam sobie rzucić. Patrzyłam na szare bloki i ludzi śpieszących się gdzieś w deszczu. Czy naprawdę chciałam otworzyć drzwi komuś, kto zamknął je przede mną dwadzieścia lat temu?

Mimo wszystko odpisałam: „Możemy się spotkać.”

Spotkaliśmy się w kawiarni niedaleko Dworca Wileńskiego. Ojciec był niższy niż go sobie wyobrażałam, miał siwe włosy i zmęczone oczy. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu.

– Dziękuję, że przyszłaś – powiedział cicho.

– Chciałeś mnie zobaczyć. Jestem.

Uśmiechnął się smutno.

– Wiem, że nie mam prawa niczego od ciebie oczekiwać… Ale chciałem cię poznać. Zobaczyć, kim jesteś.

Zacisnęłam dłonie na filiżance kawy.

– Jestem Łucja. Mam dwadzieścia trzy lata. Studiuję pedagogikę i pracuję w sklepie spożywczym po godzinach. Mieszkam z mamą i bratem w dwupokojowym mieszkaniu. Nie mam miejsca na wielkie niespodzianki w życiu.

Ojciec spuścił wzrok.

– Wiem… Wiem, że zawiodłem ciebie i twoją mamę. Chciałem tylko…

Przerwałam mu:

– Dlaczego teraz?

Westchnął ciężko.

– Moja żona… ta druga… zmarła pół roku temu. Zostałem sam. I wtedy zrozumiałem, jak bardzo brakuje mi rodziny.

Poczułam ukłucie współczucia, ale zaraz potem wróciła złość.

– A my? Przez tyle lat nie byliśmy twoją rodziną?

Nie odpowiedział. Siedzieliśmy tak jeszcze chwilę w ciszy.

Po powrocie do domu mama patrzyła na mnie pytająco.

– I co?

– Jest samotny – powiedziałam tylko.

Przez kolejne dni próbowałam poukładać sobie wszystko w głowie. Kuba był ciekawy:

– To znaczy, że mamy tatę? On będzie nas odwiedzał?

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Bałam się, że jeśli wpuszczę ojca do naszego życia, wszystko się rozpadnie – jakbyśmy byli domkiem z kart ustawionym na za małej półce.

Ojciec zaczął pisać częściej. Proponował spotkania, chciał poznać Kubę. Mama była coraz bardziej spięta; wieczorami płakała po cichu w kuchni. Ja czułam się rozdarta – między lojalnością wobec niej a ciekawością wobec niego.

Pewnego dnia ojciec zaproponował:

– Może przyjdziecie do mnie na obiad? Mam duże mieszkanie na Ursynowie…

Mama spojrzała na mnie z wyrzutem:

– On myśli, że wszystko można kupić przestrzenią? Że jak ma większe mieszkanie, to będzie lepszym ojcem?

Nie wiedziałam, co powiedzieć. W naszym domu zawsze było za mało miejsca – na rzeczy, na marzenia, na rozmowy o przeszłości.

W końcu zgodziłam się pójść sama. Ojciec przygotował rosół i schabowego – tak jak podobno lubiłam jako dziecko. Jego mieszkanie było jasne i przestronne; wszędzie zdjęcia jego drugiej rodziny. Poczułam się tam obco.

– Chciałbym nadrobić stracony czas – powiedział nieśmiało.

Popatrzyłam mu prosto w oczy:

– Nie da się nadrobić dwudziestu lat ciszy jednym obiadem.

Zamilkł. Widziałam łzy w jego oczach.

Wróciłam do domu późno wieczorem. Mama czekała na mnie przy stole.

– I co? – zapytała szeptem.

Usiadłam naprzeciwko niej i rozpłakałam się jak dziecko.

– Mamo… Ja nie wiem, czy potrafię mu wybaczyć… Ale nie wiem też, czy potrafię żyć bez tej szansy.

Mama objęła mnie mocno.

Od tamtej pory próbuję znaleźć miejsce dla ojca w swoim życiu – choćby najmniejszy kąt. Czasem wydaje mi się, że nasze serca są jak to mieszkanie: za ciasne na wszystkie emocje i wspomnienia. Ale może właśnie dlatego warto próbować je poszerzyć?

Czy można wybaczyć komuś tylko dlatego, że jest samotny? Czy to ja powinnam zrobić pierwszy krok? A może są rany, których nigdy nie da się zagoić?