W dniu ślubu mojej córki usłyszałam coś, co zmieniło wszystko: „Nie pozwól mu jej skrzywdzić. Tak jak skrzywdził mnie” – historia matki, która musiała wybrać między prawdą a szczęściem dziecka
— Nie pozwól mu jej skrzywdzić. Tak jak skrzywdził mnie — szepnęła kobieta, której twarzy nie znałam. Jej głos był cichy, ale przeszył mnie na wskroś. Stałam wśród białych balonów, kwiatów i śmiechu gości, a świat nagle zawirował. Zanim zdążyłam zapytać, o co chodzi, zniknęła w tłumie. Przez chwilę nie mogłam się ruszyć. Serce waliło mi jak oszalałe.
Spojrzałam na moją córkę, Martę. Stała przy swoim świeżo poślubionym mężu, Piotrze, śmiała się do fotografa. Była taka szczęśliwa. Przez lata marzyłam o tym dniu — żeby zobaczyć ją w białej sukni, spełnioną, kochaną. Ale teraz… te słowa nieznajomej rozrywały mnie od środka.
— Mamo? — usłyszałam głos mojej siostry, Anny. — Wszystko w porządku?
— Tak… chyba tak — odpowiedziałam, choć sama nie wierzyłam w swoje słowa.
Przez resztę wesela byłam jak w transie. Każdy gest Piotra wydawał mi się podejrzany. Każdy jego uśmiech — fałszywy. Próbowałam wypatrzeć tę kobietę, ale nigdzie jej nie było. Zaczęłam się zastanawiać: może to była pomyłka? Może to jakiś żart? Ale jej oczy… były pełne bólu i czegoś jeszcze — ostrzeżenia.
Nocą nie mogłam zasnąć. W głowie tłukły mi się pytania: Co miała na myśli? Czy Piotr naprawdę mógłby skrzywdzić Martę? Przecież był taki uprzejmy, troskliwy… A może tylko takiego go znałam?
Następnego dnia zadzwoniłam do Marty.
— Kochanie, jak się czujesz po weselu?
— Cudownie! — zaśmiała się. — Piotr jest taki kochany, nawet zrobił mi śniadanie do łóżka.
Chciałam zapytać o coś więcej, ale zabrakło mi odwagi. Nie chciałam psuć jej szczęścia.
Przez kolejne dni próbowałam dowiedzieć się czegoś o przeszłości Piotra. Zadzwoniłam do jego matki, pani Haliny.
— Pani Halino… czy Piotr miał kiedyś poważny związek?
— Oczywiście, że miał — odpowiedziała chłodno. — Ale to już przeszłość. Teraz jest z Martą i to się liczy.
Czułam, że coś ukrywa. Zaczęłam rozmawiać z innymi gośćmi weselnymi. W końcu trafiłam na Olgę, koleżankę Piotra ze studiów.
— Piotr? Był kiedyś z taką Magdą… To się źle skończyło — powiedziała cicho.
— Źle? Co masz na myśli?
Olga zawahała się.
— Magda po rozstaniu zniknęła na kilka miesięcy. Mówiła potem, że Piotr ją kontrolował, zabraniał spotkań z przyjaciółmi… Ale wiesz, różne rzeczy ludzie mówią po rozstaniu.
Zrobiło mi się zimno. Czy to możliwe, że moja córka jest w niebezpieczeństwie?
Wieczorem zadzwoniłam do Marty jeszcze raz.
— Córeczko… czy wszystko u was dobrze? Piotr cię dobrze traktuje?
— Mamo! — roześmiała się nerwowo. — Skąd te pytania? Oczywiście, że tak! Przestań się martwić.
Ale jej głos był inny niż zwykle. Słabszy. Jakby coś ukrywała.
Nie mogłam spać. W końcu postanowiłam działać. Znalazłam Magdę przez Facebooka i napisałam do niej wiadomość: „Jestem mamą Marty, żoną Piotra. Proszę, powiedz mi prawdę o nim.”
Odpisała po kilku godzinach:
„Nie wiem, czy powinnam… Ale jeśli to uratuje twoją córkę… Piotr był dla mnie idealny tylko na początku. Potem zaczął mnie kontrolować: sprawdzał telefon, zabraniał spotkań z koleżankami, wyśmiewał moje marzenia. Kiedy próbowałam odejść, groził mi. Bałam się go.”
Czytałam te słowa i czułam narastającą panikę. Próbowałam sobie przypomnieć wszystkie sytuacje z Martą i Piotrem — czy widziałam coś niepokojącego? Może wtedy, gdy Marta nagle przestała chodzić na spotkania ze znajomymi? Tłumaczyła to pracą…
Następnego dnia pojechałam do Marty bez zapowiedzi. Otworzył mi Piotr.
— Dzień dobry, mamo! Marta jest pod prysznicem.
Uśmiechnął się szeroko, ale jego oczy były zimne.
— Chciałabym z nią porozmawiać na osobności — powiedziałam stanowczo.
Piotr wzruszył ramionami i wyszedł do kuchni.
Marta wyszła z łazienki w szlafroku.
— Mamo? Co ty tu robisz?
— Muszę z tobą porozmawiać — powiedziałam cicho i zamknęłam drzwi sypialni.
Opowiedziałam jej wszystko: o kobiecie na weselu, o rozmowie z Magdą.
Marta pobladła.
— Mamo… ja… ja nie wiem, co robić. Czasem czuję się przy nim jak w klatce. Ale on mówi, że to dlatego, że mnie kocha…
Objęłam ją mocno.
— Kochanie, miłość nie polega na kontroli ani strachu. Jeśli chcesz odejść — pomogę ci.
Wtedy usłyszałyśmy trzask drzwi. Piotr stał w progu.
— O czym wy rozmawiacie? — zapytał lodowatym głosem.
Marta spojrzała na mnie błagalnie.
— O niczym ważnym — odpowiedziałam spokojnie.
Piotr patrzył na nas przez chwilę, po czym wyszedł trzaskając drzwiami.
Tego wieczoru Marta spakowała walizkę i wróciła ze mną do domu. Płakała całą noc w moich ramionach.
Minęły tygodnie zanim zaczęła znowu ufać ludziom i sobie samej. Piotr próbował dzwonić, pisać — ale była silna. Pomogłyśmy jej znaleźć terapeutkę i powoli odzyskiwała radość życia.
Czasem wracam myślami do tamtego dnia i zastanawiam się: co by było, gdybym wtedy nie posłuchała tej kobiety? Ile matek ignoruje takie sygnały? Ile córek cierpi w milczeniu?
Czy zawsze jesteśmy gotowe usłyszeć prawdę o tych, których kochamy najbardziej?