Testament na urodzinach: Gorzka prawda o rodzinie i zaufaniu

– Marto, musisz napisać testament. Teraz. – głos mojej matki przeciął gwar rozmów i śmiechów, które wypełniały nasz salon. Stałam przy stole, trzymając tort z różowym lukrem i świeczkami, gotowa zaśpiewać „Sto lat” mojej ośmioletniej córce, Julce. Goście – rodzina i kilku przyjaciół – zamarli w pół ruchu. Nawet dzieci przestały się śmiać.

Spojrzałam na mamę z niedowierzaniem. Jej twarz była napięta, oczy wbite we mnie z niepokojem i czymś jeszcze – może złością? – Mamo, naprawdę teraz? – syknęłam przez zaciśnięte zęby, próbując nie wybuchnąć przy wszystkich.

– Tak, teraz! – odparła stanowczo. – Bo jak coś ci się stanie, to ten dom przejdzie na twojego męża! A przecież wiesz, jaki on jest…

Mój mąż, Piotr, stał obok mnie. Poczerwieniał na twarzy, ale milczał. Widziałam, jak jego dłoń zaciska się na filiżance kawy. Goście zaczęli nerwowo rozmawiać szeptem. Julka patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami, nie rozumiejąc, dlaczego jej urodziny zamieniają się w scenę z kiepskiego dramatu.

– Mamo, przestań. To nie jest miejsce ani czas – próbowałam zakończyć temat, ale ona nie dawała za wygraną.

– Właśnie że jest! Bo ty zawsze wszystko odkładasz na później! A potem będzie za późno! – Jej głos drżał. – Pamiętasz ciocię Krysię? Myślała, że wszystko ma pod kontrolą, a potem jej mąż wszystko przejął i dzieci zostały z niczym!

Wszyscy patrzyli na mnie. Czułam, jak robi mi się gorąco ze wstydu i złości. Piotr odsunął się ode mnie o krok.

– Czy ty mi nie ufasz? – zapytał cicho, patrząc mi prosto w oczy.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przecież ufałam… prawda? Ale czy naprawdę? Przez ostatnie miesiące coraz częściej łapałam się na tym, że sprawdzam jego wydatki, pytam o każdą złotówkę. Może to przez to, że stracił pracę i siedzi w domu? Może przez to, że mama od lat powtarzała mi: „Nie pozwól facetowi rządzić twoim życiem”.

– To nie tak… – zaczęłam niepewnie.

– To dokładnie tak! – wtrąciła się mama. – On tylko czeka na okazję!

Piotr spojrzał na nią z pogardą.

– Pani Zosiu, proszę przestać. To jest mój dom tak samo jak Marty. Kocham ją i nasze dziecko. Nigdy bym ich nie skrzywdził.

Mama prychnęła.

– Słyszałam już takie słowa nie raz. A potem zostają tylko łzy i sądy!

Julka zaczęła płakać. Uklękłam przy niej i przytuliłam ją mocno.

– Kochanie, wszystko jest dobrze…

Ale nie było dobrze. Czułam się rozdarta między lojalnością wobec matki a miłością do męża. Wszyscy goście patrzyli na nas jak na przedstawienie. Ktoś próbował zażartować, ale atmosfera była już zatruta.

Po imprezie Piotr zamknął się w sypialni. Ja siedziałam w kuchni z mamą.

– Dlaczego to zrobiłaś? – zapytałam cicho.

– Bo cię kocham – odpowiedziała bez wahania. – Nie chcę, żebyś skończyła jak ja po rozwodzie z twoim ojcem. On zabrał mi wszystko. Myślisz, że Piotr jest inny?

Zacisnęłam pięści.

– Piotr nie jest tatą.

– Każdy facet jest taki sam, kiedy chodzi o pieniądze – powiedziała gorzko.

Przez kolejne dni atmosfera w domu była napięta jak struna. Piotr unikał rozmów ze mną. Julka pytała, czy się rozwiedziemy. Mama dzwoniła codziennie i pytała, czy już byłam u notariusza.

W pracy nie mogłam się skupić. W głowie miałam tylko jedno pytanie: czy powinnam napisać testament? Czy to znaczy, że nie ufam Piotrowi? Czy jestem taka sama jak moja matka?

Pewnego wieczoru usiadłam z Piotrem przy stole.

– Musimy porozmawiać – powiedziałam cicho.

Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.

– O czym? O tym, że twoja matka uważa mnie za złodzieja?

– Nie… O nas. O przyszłości Julki. O tym domu.

Westchnął ciężko.

– Jeśli chcesz napisać testament, napisz go. Ale powiedz mi chociaż dlaczego. Czy naprawdę myślisz, że coś ci zrobię?

Zacisnęłam dłonie na kubku herbaty.

– Nie wiem… Po prostu boję się o Julkę. O nas wszystkich. Mama… ona mnie straszy od lat.

Piotr pokiwał głową.

– Może powinnaś pomyśleć o tym, czego ty chcesz, a nie czego chce twoja matka.

Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym wszystkim: o rozwodzie rodziców, o strachu mamy przed samotnością i biedą, o mojej własnej niepewności wobec Piotra…

Kilka dni później poszłam do notariusza. Nie napisałam jeszcze testamentu – chciałam tylko dowiedzieć się, jakie mam opcje. Rozmowa była rzeczowa i chłodna; dowiedziałam się o zachowku dla dziecka, o prawach męża… Wyszłam stamtąd jeszcze bardziej zagubiona niż wcześniej.

Wieczorem usiadłam sama w salonie i patrzyłam na zdjęcia z urodzin Julki. Na jednym wszyscy się śmieją – jeszcze przed wybuchem afery z testamentem. Zastanawiałam się: czy można naprawdę zabezpieczyć przyszłość dziecka przed wszystkim? Czy można ufać komuś bezgranicznie? Czy jestem gotowa żyć w cieniu lęków mojej matki?

Może każdy musi sam zdecydować, komu ufać i jak chronić to, co najważniejsze… Ale czy można być szczęśliwym w rodzinie bez zaufania?