Skandal z powodu spadku: Matka znalazła mnie po 20 latach i zażądała sprzedaży wszystkiego

– Kinga, otwórz drzwi! – głos zza drzwi był obcy, ale w jego tonie było coś znajomego, coś, co ścisnęło mi serce lodowatą ręką. Stałam w korytarzu mojego mieszkania na Ruczaju, z kluczami w dłoni, niepewna, czy powinnam przekręcić zamek. Przez wizjer zobaczyłam kobietę – starszą niż ją zapamiętałam, z siwymi pasmami we włosach i spojrzeniem, które kiedyś było mi bliskie. Moja matka. Po dwudziestu latach ciszy.

Wpuściłam ją do środka. Pachniała drogimi perfumami i chłodem. Usiadła na kanapie, jakby była tu codziennie. Przez chwilę milczałyśmy. W końcu odezwała się pierwsza:

– Słyszałam o śmierci twojego ojca. Przykro mi.

Nie odpowiedziałam. Ojciec zmarł pół roku temu na zawał. Był moim jedynym wsparciem przez całe życie. To on nauczył mnie jeździć na rowerze, to on tulił mnie do snu, kiedy miałam koszmary po rozwodzie rodziców. Matka odeszła, gdy miałam pięć lat. Zakochała się w innym mężczyźnie i wyjechała do Warszawy. Przez lata nie dzwoniła, nie pisała, nie pamiętała o moich urodzinach.

– Kinga, musimy porozmawiać o domu na przedmieściach – zaczęła, patrząc mi prosto w oczy. – Wiem, że ojciec ci go zapisał, ale…

Zacisnęłam dłonie na kolanach.

– Ale co? – przerwałam jej ostro.

– To nasz rodzinny dom. Powinnaś go sprzedać i podzielić się pieniędzmi ze mną. Mam prawo do połowy.

Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu.

– Nie masz żadnego prawa – wyszeptałam. – Zostawiłaś nas. Ojciec wszystko przepisał na mnie.

Matka wzruszyła ramionami.

– Byłam młoda, popełniłam błąd. Ale jestem twoją matką. Potrzebuję tych pieniędzy.

Wstałam gwałtownie.

– Potrzebujesz pieniędzy czy córki? – zapytałam z goryczą.

Zamilkła. Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie jak dwie obce kobiety.

Wróciły wspomnienia: jak tata odbierał mnie z przedszkola, jak płakałam w nocy, tęskniąc za mamą, jak czułam się niechciana i niewidzialna. Przez lata budowałam wokół siebie mur – tylko ojciec potrafił przez niego przejść.

Matka zaczęła opowiadać o swoim życiu w Warszawie: o drugim mężu, który ją zostawił dla młodszej kobiety; o pracy w kancelarii adwokackiej, którą straciła przez depresję; o długach i samotności. Słuchałam jej bez słowa, czując narastający gniew i żal.

– Kinga, ja naprawdę nie mam nikogo – powiedziała cicho. – Ty jesteś moją jedyną rodziną.

– Rodzina to nie tylko więzy krwi – odpowiedziałam chłodno. – Rodzina to obecność, troska…

Przerwał nam dzwonek do drzwi. To była moja przyjaciółka Magda, która przyszła pożyczyć książkę. Zobaczywszy moją matkę, zamarła w progu.

– Przepraszam… Nie wiedziałam, że masz gościa.

– To moja matka – powiedziałam sztywno.

Magda spojrzała na mnie pytająco, ale wycofała się dyskretnie.

Po jej wyjściu matka zaczęła płakać. Jej łzy były ciche i bezradne. Przez chwilę poczułam współczucie – może nawet litość – ale zaraz przypomniałam sobie wszystkie samotne święta i puste miejsca przy stole.

– Kinga… Proszę cię…

– Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć – powiedziałam szczerze. – Nie wiem nawet, czy chcę próbować.

Matka wstała i podeszła do drzwi.

– Zastanów się nad tym domem – rzuciła na pożegnanie. – Ja nie mam dokąd pójść.

Zostałam sama w pustym mieszkaniu. Przez kolejne dni nie mogłam spać. W pracy byłam rozkojarzona; szefowa zwróciła mi uwagę na błędy w raportach. Magda próbowała mnie pocieszać:

– Może ona naprawdę żałuje? Może warto dać jej szansę?

Ale ja nie byłam pewna. Wiedziałam tylko jedno: dom na przedmieściach Krakowa to jedyna rzecz, jaka mi została po ojcu. Tam czułam się bezpieczna, tam byłam szczęśliwa choć przez chwilę.

Kilka dni później matka zadzwoniła ponownie:

– Kinga, jeśli nie chcesz sprzedać domu dobrowolnie, pójdę do sądu.

To był cios poniżej pasa. Poczułam się zdradzona po raz drugi.

Rozpoczęła się batalia prawna: pisma od adwokatów, wezwania do sądu, rozmowy z notariuszem. Wszyscy wokół mówili mi coś innego: „To twoja matka”, „Nie daj się wykorzystać”, „Może kiedyś zrozumiesz”…

W sądzie spotkałyśmy się twarzą w twarz. Matka wyglądała na zmęczoną i przygnębioną, ale jej spojrzenie było twarde. Zeznawałyśmy przeciwko sobie jak dwie obce osoby.

Po rozprawie wyszłyśmy razem na korytarz.

– Kinga… Ja naprawdę nie chciałam tego wszystkiego – powiedziała cicho.

– Ale zrobiłaś to – odpowiedziałam zimno.

Wróciłam do domu i długo płakałam. Czułam się rozdarta między lojalnością wobec ojca a resztką uczuć do matki. Czy powinnam jej pomóc? Czy powinnam walczyć o swoje?

Minęły miesiące. Sąd przyznał mi prawo własności domu – testament ojca był jasny i niepodważalny. Matka przestała się odzywać. Czasem myślę o niej: gdzie jest? Czy znalazła kogoś bliskiego? Czy żałuje?

Dziś siedzę w ogrodzie przed domem ojca i patrzę na zachodzące słońce nad Krakowem. Wciąż czuję pustkę po nim i ból po tej rodzinnej wojnie. Czy można wybaczyć zdradę? Czy krew naprawdę jest ważniejsza niż pamięć i lojalność?

Może nigdy nie znajdę odpowiedzi na te pytania…