Rodzinna rana: zerwanie z siostrą z miasta

— Naprawdę myślisz, że możesz tak po prostu zniknąć z naszego życia? — krzyknęłam do słuchawki, choć wiedziałam, że Ania już mnie nie słucha. W tle słyszałam odgłos tramwaju i gwar miasta, jakby to wszystko było ważniejsze niż nasza rozmowa. Moje dłonie drżały, a serce waliło jak młot. To był ten moment, kiedy poczułam, że coś się we mnie łamie.

Nie mogę uwierzyć, jak moja własna siostra mogła nas tak potraktować. Zawsze byliśmy bliską rodziną, mimo że żyliśmy inaczej: ja z mężem Krzysztofem i dziećmi zostaliśmy na wsi, a Ania wyjechała do Warszawy, gdzie zrobiła karierę. Wydawała się nam trochę inna — bardziej pewna siebie, czasem nawet wyniosła — ale zawsze wracała na święta, zawsze dzwoniła w ważnych chwilach. Aż do tego roku.

Wszystko zaczęło się od tej nieszczęsnej Wielkanocy. Mama upiekła sernik specjalnie dla Ani, dzieci czekały z laurkami, a ja przygotowałam jej ulubione pierogi. Czekałyśmy na nią do późnego wieczora. W końcu zadzwoniła: „Nie przyjadę. Mam ważne spotkanie w pracy.” Jej głos był chłodny, niemal obcy. Mama płakała całą noc, a ja próbowałam ją pocieszyć, choć sama czułam się zdradzona.

Od tamtej pory kontakt był coraz rzadszy. Ania nie odbierała telefonów, nie odpowiadała na wiadomości. Krzysztof próbował mnie uspokoić: „Może ma dużo na głowie? Wiesz, jak to jest w mieście.” Ale ja czułam, że to coś więcej. Że ona po prostu nie chce już być częścią naszej rodziny.

Pewnego dnia dostałam od niej maila. Nie zadzwoniła — napisała maila! „Kasiu, proszę cię, nie dzwoń do mnie codziennie. Potrzebuję przestrzeni. Moje życie jest inne niż twoje. Proszę, uszanuj to.” Czytałam te słowa w kółko i nie mogłam uwierzyć, że napisała je moja własna siostra. Przestrzeni? Od czego? Od nas?

Zaczęłam analizować każde nasze spotkanie z przeszłości. Czy naprawdę była nieszczęśliwa z nami? Czy czuła się gorsza? Przecież zawsze ją wspieraliśmy! Nawet kiedy tata mówił: „Po co ci ta Warszawa? Tu masz dom!” — ja byłam po jej stronie. A teraz ona odwróciła się od nas wszystkich.

Mama coraz częściej chorowała. Lekarz mówił, że to serce, ale ja wiedziałam, że to przez tęsknotę za Anią. Dzieci pytały: „Ciocia już nas nie kocha?” Nie umiałam im odpowiedzieć. Krzysztof coraz częściej wychodził do pracy wcześniej i wracał później — chyba miał dość moich łez i narzekań.

W końcu postanowiłam pojechać do Warszawy. Bez zapowiedzi. Chciałam spojrzeć jej w oczy i zapytać: dlaczego? Stałam pod jej blokiem prawie godzinę, zanim zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam domofonem.

— Kto tam?
— To ja… Kasia.
Cisza. Potem sygnał otwieranych drzwi.

W windzie czułam się jak intruz. Kiedy otworzyła drzwi, zobaczyłam ją inną: elegancką, pewną siebie, ale w oczach miała cień zmęczenia.

— Co ty tu robisz?
— Musiałam cię zobaczyć. Muszę wiedzieć… dlaczego nas zostawiłaś?

Usiadłyśmy w jej nowoczesnej kuchni. Pachniało kawą i czymś obcym — może samotnością?

— Kasiu… Ja nie zostawiłam was. Po prostu… tu jest inaczej. Mam inne życie. Nie rozumiesz tego.
— To spróbuj mi wytłumaczyć! — głos mi się załamał.
— Nie chcę wracać na wieś. Nie chcę słuchać ciągłych narzekań mamy, pytań o dzieci, o ślub… Tu nikt mnie nie ocenia. Tu jestem sobą.

Poczułam się, jakby ktoś uderzył mnie w twarz.

— My cię nie ocenialiśmy! Tęsknimy za tobą! Mama choruje przez ciebie!
— Nie mów tak! — Ania podniosła głos. — To nie moja wina! Każdy ma prawo żyć po swojemu!

Wybiegłam stamtąd z płaczem. Czułam się upokorzona i zdradzona. Przez kolejne tygodnie nie mogłam spać. Mama pytała: „I co? Przekonałaś ją?” Nie miałam serca powiedzieć prawdy.

Czas mijał, a rana tylko się pogłębiała. Ania przestała się odzywać zupełnie. Mama zmarła kilka miesięcy później — lekarze powiedzieli: „serce”, ale ja wiem swoje.

Na pogrzebie Ania pojawiła się na chwilę — w czarnym płaszczu, z twarzą bez wyrazu. Nie spojrzała mi w oczy. Po wszystkim podeszła tylko do mnie:
— Przepraszam…
Nie odpowiedziałam jej nic.

Dziś mijają dwa lata od śmierci mamy i naszego zerwania z Anią. Czasem patrzę na stare zdjęcia i zastanawiam się: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy naprawdę musimy wybierać między rodziną a własnym szczęściem? Czy można jeszcze odbudować to, co zostało zniszczone przez dumę i żal?

Może każdy z nas nosi w sobie swoją ranę — tylko nie każdy potrafi ją pokazać innym.