Obietnice, które łamią serca: Gdy teściowa zawiodła w najtrudniejszym momencie

– Mamo, czy możesz zostać z Antosiem przez kilka dni? – zapytałam przez telefon, czując jak głos mi drży. – Michał wraca ze szpitala, lekarz mówił, że musi mieć spokój. Ja nie dam rady sama wszystkiego ogarnąć…

Po drugiej stronie słyszałam tylko krótkie westchnienie. – Oczywiście, Marto. Przecież to mój wnuk. Możesz na mnie liczyć.

Wtedy jeszcze wierzyłam w te słowa. Wierzyłam, że rodzina jest od tego, by pomagać sobie w trudnych chwilach. Nie wiedziałam, jak bardzo się myliłam.

Michał przeszedł ciężkie zapalenie płuc. Przez trzy tygodnie leżał w szpitalu, a ja codziennie jeździłam do niego z Antosiem, próbując pogodzić pracę z opieką nad synkiem i wsparciem dla męża. Byłam wykończona. Kiedy lekarz powiedział, że Michał może wrócić do domu, ale musi mieć absolutny spokój i ciszę, poczułam ulgę – przecież teściowa obiecała pomóc.

Przygotowałam pokój dla Michała, kupiłam leki, zrobiłam zapasy jedzenia. Wszystko miało być pod kontrolą. W piątek rano zadzwoniłam do teściowej, żeby ustalić szczegóły.

– Mamo, o której możesz przyjechać?

– Wiesz co… – zaczęła niepewnie. – Ja jednak nie dam rady. Mam swoje sprawy. Może znajdziesz kogoś innego?

Zamarłam. – Ale… przecież obiecałaś! Michał wraca dziś do domu! Ja muszę być z nim, a Antoś…

– Przykro mi, Marto. Naprawdę nie mogę.

Rozłączyła się.

Stałam przez chwilę z telefonem w ręku, czując jak narasta we mnie panika. Wszystko się posypało. Nie miałam nikogo innego do pomocy – moja mama mieszka daleko, przyjaciółki pracują. Michał był słaby jak dziecko, a Antoś miał wtedy dwa lata i wymagał ciągłej uwagi.

Wróciłam do domu i zobaczyłam Michała leżącego na kanapie. Był blady i zmęczony, ale uśmiechnął się na mój widok.

– I jak? Mama przyjedzie?

Nie potrafiłam odpowiedzieć od razu. Usiadłam obok niego i poczułam łzy napływające do oczu.

– Nie przyjedzie. Zostawiła nas na lodzie.

Michał spojrzał na mnie z niedowierzaniem. – Ale dlaczego? Przecież sama mówiła, że pomoże…

Wzruszyłam ramionami. – Powiedziała tylko, że ma swoje sprawy.

Przez kolejne dni próbowałam pogodzić wszystko sama. Wstawałam o świcie, żeby przygotować śniadanie dla Michała i Antosia, potem bawiłam się z synkiem, żeby nie przeszkadzał tacie w odpoczynku. Wieczorami padałam ze zmęczenia na kanapę i płakałam po cichu do poduszki.

Michał widział, jak bardzo jestem wykończona. – Może zadzwonisz jeszcze raz do mamy? Może zmieni zdanie?

Nie chciałam tego robić. Czułam się upokorzona i zdradzona. Ale dla dobra rodziny spróbowałam jeszcze raz.

– Mamo, naprawdę cię potrzebujemy – powiedziałam cicho do słuchawki.

– Marto, nie rozumiesz? Mam swoje życie! Nie mogę być zawsze na każde twoje zawołanie! – usłyszałam zirytowany głos teściowej.

Poczułam, jak coś we mnie pęka. Zawsze starałam się być dobrą synową – pomagałam jej w święta, dzwoniłam z życzeniami na urodziny, zapraszałam na obiady. A teraz…

Wieczorem Michał próbował mnie pocieszyć.

– Może mama jest po prostu zmęczona? Może coś się stało?

– A my? My nie jesteśmy zmęczeni? Ty prawie umarłeś! – wybuchłam nagle, sama zaskoczona swoją reakcją.

Antoś zaczął płakać w swoim pokoju. Pobiegłam do niego i przytuliłam go mocno. Czułam się bezradna jak nigdy wcześniej.

Z czasem zaczęliśmy sobie radzić sami. Michał powoli wracał do zdrowia, a ja nauczyłam się prosić o pomoc sąsiadkę – panią Zofię z naprzeciwka. To ona czasem zabierała Antosia na spacer albo przynosiła nam ciepłą zupę.

Ale relacja z teściową już nigdy nie była taka sama. Michał próbował ją tłumaczyć, ale ja nie potrafiłam zapomnieć tego uczucia zdrady.

Minęło kilka miesięcy. Spotkaliśmy się wszyscy na urodzinach Antosia. Teściowa przyszła z prezentem i szerokim uśmiechem.

– Jak się czujecie? – zapytała beztrosko.

Spojrzałam na nią i poczułam chłód w sercu.

– Lepiej – odpowiedziałam krótko.

Nie powiedziałam jej już nigdy o tym, jak bardzo nas zawiodła. Może ona nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, co zrobiła? A może po prostu nie chciała widzieć naszej bezradności?

Czasem zastanawiam się, czy można odbudować zaufanie po takim rozczarowaniu. Czy rodzina naprawdę powinna być zawsze na pierwszym miejscu? A może czasem trzeba nauczyć się polegać tylko na sobie?