Nie chcę skończyć na ulicy: Moja synowa żąda, żebym sprzedała dom, by pomóc synowi zbudować jego wymarzony dom

– Mamo, musimy porozmawiać – powiedział Tomek, stojąc w progu mojego salonu. Jego głos był napięty, a za nim stała Magda, moja synowa, z ramionami skrzyżowanymi na piersi i wzrokiem wbitym w podłogę. Wiedziałam, że to nie będzie zwykła rozmowa. Od tygodni czułam narastające napięcie, odkąd Magda coraz częściej rzucała aluzje o moim domu.

– O czym chcecie rozmawiać? – zapytałam, choć przeczuwałam odpowiedź.

Tomek spojrzał na Magdę, jakby szukał u niej wsparcia. To ona przejęła inicjatywę.

– Mamo, nie możemy już tak żyć. Dzieci rosną, a my wciąż mieszkamy w jednym pokoju. Dom stoi niedokończony od lat. Gdybyś sprzedała ten dom i pomogła nam finansowo, moglibyśmy wreszcie zamieszkać jak ludzie.

Poczułam, jak serce mi ściska. To był mój dom. Miejsce, gdzie zmarł mój mąż, gdzie wychowałam Tomka i jego siostrę Anię. Każdy kąt miał swoją historię. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu.

– Magda, to nie jest takie proste – zaczęłam cicho. – To mój jedyny dach nad głową. Co miałabym zrobić? Gdzie się podziać?

Magda przewróciła oczami.

– Przecież możesz zamieszkać z nami! W nowym domu będzie miejsce dla wszystkich. Nie rozumiem, dlaczego nie chcesz nam pomóc.

Tomek spuścił wzrok. Wiedziałam, że jest rozdarty między lojalnością wobec żony a troską o mnie. Przez chwilę panowała cisza, którą przerywało tylko tykanie zegara na ścianie.

– Mamo, naprawdę bardzo nam zależy – powiedział w końcu Tomek. – Dzieci pytają, dlaczego nie mają własnych pokoi. Magda ma rację…

Wstałam i podeszłam do okna. Za szybą widziałam ogród, który pielęgnowałam przez lata. Jabłoń, pod którą Tomek bawił się jako dziecko. Ławka, na której wieczorami siadałam z mężem. Czy naprawdę miałabym to wszystko oddać?

Przez kolejne dni nie mogłam spać. W głowie kłębiły mi się myśli: czy jestem egoistką? Czy powinnam poświęcić swoje bezpieczeństwo dla szczęścia syna? Z drugiej strony – czy oni naprawdę myślą o mnie? Czy tylko o sobie?

Ania zadzwoniła wieczorem.

– Mamo, słyszałam o tej całej sprawie z domem…

– Nie wiem już, co robić – przyznałam ze łzami w oczach.

– Nie możesz dać się zaszantażować – powiedziała stanowczo Ania. – To twój dom! Tomek i Magda powinni sami sobie radzić. Przecież nie zostawisz się bez dachu nad głową.

Ale presja rosła. Magda zaczęła przychodzić coraz częściej, niby przypadkiem wspominając o ciasnocie ich mieszkania i problemach dzieci w szkole przez brak własnego kąta.

Pewnego dnia przyszła sama.

– Pani Zosiu – zaczęła od progu – ja naprawdę nie rozumiem pani uporu. Przecież to tylko dom! My jesteśmy rodziną. Czy rodzina nie powinna sobie pomagać?

Poczułam gniew.

– Magdo, to nie jest „tylko dom”. To moje życie! Nie rozumiesz tego?

– A pani nie rozumie nas! – wybuchła nagle. – My się dusimy w tym mieszkaniu! Tomek haruje po godzinach, ja pracuję na dwie zmiany… A pani siedzi tu sama w wielkim domu!

Zaniemówiłam. Widziałam łzy w jej oczach i przez chwilę zrobiło mi się jej żal. Ale potem poczułam złość – czy naprawdę jestem winna temu, że im się nie układa?

Wieczorem zadzwonił Tomek.

– Mamo… Magda trochę przesadziła. Ale my naprawdę już nie wiemy, co robić.

– Tomku – przerwałam mu – czy ty naprawdę chcesz, żebym sprzedała dom i została bez niczego?

– Nie wiem… Chciałbym tylko, żebyśmy wszyscy byli szczęśliwi.

Przez kolejne tygodnie atmosfera była coraz gorsza. Unikałam spotkań z Tomkiem i Magdą. Ania próbowała mnie wspierać, ale czułam się coraz bardziej samotna i zagubiona.

Pewnego dnia znalazłam w skrzynce list od Magdy. Pisała w nim o swoich marzeniach o dużej kuchni, własnym ogródku dla dzieci i o tym, jak bardzo liczy na moją pomoc. Na końcu dodała: „Mam nadzieję, że pani serce jest jeszcze otwarte na rodzinę”.

Zadrżały mi ręce. Czy naprawdę jestem taka zła? Czy powinnam poświęcić wszystko dla nich?

Zadzwoniłam do starej przyjaciółki, pani Haliny.

– Zosiu, nie daj się! – powiedziała stanowczo Halina. – Dzieciom trzeba pomagać, ale nie kosztem własnego bezpieczeństwa! Co będzie, jak zachorujesz? Gdzie pójdziesz?

Te słowa dały mi do myślenia. Przypomniałam sobie opowieści o starszych ludziach wyrzucanych z własnych domów przez rodzinę…

W końcu zaprosiłam wszystkich na obiad. Siedzieliśmy przy stole w napięciu.

– Kochani – zaczęłam drżącym głosem – rozumiem waszą sytuację. Ale to jest mój dom i moje jedyne zabezpieczenie na starość. Nie mogę go sprzedać.

Magda spojrzała na mnie z wyrzutem.

– Czyli zostawiasz nas samych z problemem?

Tomek milczał.

– Nie zostawiam was samych – odpowiedziałam spokojnie. – Pomogę wam tyle, ile mogę: mogę przekazać wam trochę oszczędności na materiały budowlane albo pomóc przy dzieciach… Ale domu nie sprzedam.

Magda wybiegła z płaczem z pokoju. Tomek został jeszcze chwilę.

– Mamo… przepraszam za wszystko. Chciałem tylko lepszego życia dla mojej rodziny.

– Wiem synku… Ale musisz zrozumieć też mnie.

Dziś siedzę sama w swoim ogrodzie i patrzę na zachodzące słońce nad jabłonią. Wiem już, że czasem trzeba postawić granice – nawet najbliższym. Ale czy to czyni mnie egoistką? Czy rodzina powinna wymagać od siebie aż takiego poświęcenia? Co wy byście zrobili na moim miejscu?