Mój syn wrócił po latach z dziewczyną, której nie mogłam zaakceptować. Dopiero jej historia otworzyła mi oczy…

Tamtego dnia nie spodziewałam się żadnych gości. Był chłodny, szary listopadowy poranek. Siedziałam w kuchni, sącząc kawę i patrząc przez okno na opadające liście, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Zdziwiło mnie to – nie czekałam na nikogo. Otworzyłam drzwi i zamarłam. Na progu stał mój syn, którego nie widziałam od prawie pięciu lat.

Na początku nie poznałam go – był wychudzony, zarośnięty, oczy miał podkrążone. Obok niego stała dziewczyna o ciemnych włosach i niepewnym spojrzeniu. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu.

– Cześć, mamo – powiedział cicho Michał.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Przez tyle lat wyobrażałam sobie ten moment, a teraz słowa ugrzęzły mi w gardle. Chciałam go przytulić, ale coś mnie powstrzymało. Może ta dziewczyna? Może żal za te wszystkie lata ciszy?

– Wejdźcie – wydusiłam w końcu.

Usiedliśmy w kuchni. Michał nerwowo bawił się łyżeczką, a dziewczyna – jak się później dowiedziałam, miała na imię Kasia – siedziała sztywno, jakby zaraz miała uciec.

– Mamo… Wiem, że masz do mnie żal – zaczął Michał. – Ale chciałem cię prosić, żebyś poznała Kasię. Jest dla mnie bardzo ważna.

Spojrzałam na nią chłodno. Była młoda, może dwadzieścia dwa lata, ubrana skromnie, ale z jakąś ostrożnością w ruchach. Zastanawiałam się, kim jest i dlaczego mój syn przyprowadził ją do mojego domu po tylu latach milczenia.

– Skąd się znacie? – zapytałam sucho.

Michał spojrzał na Kasię, jakby szukał u niej wsparcia.

– Poznaliśmy się w Krakowie. Pracowaliśmy razem w kawiarni…

Nie słuchałam dalej. W głowie miałam tylko jedno pytanie: dlaczego zniknąłeś? Dlaczego przez tyle lat nie dałeś znaku życia? Dlaczego teraz wracasz i przyprowadzasz ze sobą obcą dziewczynę?

Przez kolejne dni atmosfera była napięta. Michał próbował rozmawiać, ale ja byłam chłodna i zdystansowana. Kasia starała się być miła – pomagała w kuchni, sprzątała po obiedzie, nawet zaproponowała, że pójdzie po zakupy. Ale ja nie potrafiłam jej zaakceptować. Widziałam tylko to, że zabrała mi syna na tyle lat.

Pewnego wieczoru usłyszałam ich rozmowę w pokoju Michała.

– Moja mama mnie nienawidzi – powiedział cicho Michał.

– Nie nienawidzi cię… Po prostu jest jej trudno – odpowiedziała Kasia łagodnie.

– Gdybyś wiedziała, jaka była kiedyś…

Zacisnęłam pięści. Nie chciałam podsłuchiwać, ale te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego.

Następnego dnia Kasia poprosiła mnie o rozmowę.

– Pani Anno… Wiem, że trudno pani zaakceptować moją obecność. Ale chciałabym pani coś powiedzieć.

Spojrzałam na nią nieufnie.

– Proszę mówić.

Kasia przez chwilę milczała, zbierając się na odwagę.

– Kiedy miałam czternaście lat, mój ojciec zginął w wypadku samochodowym. Mama zaczęła pić… Przez kilka lat byłam praktycznie sama. Musiałam szybko dorosnąć. Pracowałam po szkole, żeby mieć za co żyć. Michał był pierwszą osobą, która mi pomogła…

Poczułam ukłucie w sercu. Nie spodziewałam się takiej historii.

– Dlaczego mi to mówisz? – zapytałam cicho.

– Bo wiem, jak to jest stracić rodzinę. I wiem, że pani też straciła syna na kilka lat… Chciałabym to naprawić. Chciałabym być częścią tej rodziny.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przez całą noc nie mogłam zasnąć. Myślałam o tym, jak bardzo byłam skupiona na własnym bólu i żalu, że nie zauważyłam cierpienia innych.

Następnego dnia zaprosiłam Kasię na spacer. Rozmawiałyśmy długo – o jej dzieciństwie, o moim synu, o tym, jak bardzo obie tęskniłyśmy za bliskością i bezpieczeństwem rodziny.

Zaczęłam dostrzegać w niej kogoś więcej niż tylko „dziewczynę mojego syna”. Zobaczyłam młodą kobietę, która przeszła przez piekło i mimo wszystko potrafiła kochać i ufać ludziom.

Po kilku tygodniach relacje zaczęły się poprawiać. Michał był szczęśliwy jak nigdy wcześniej – widziałam to w jego oczach. Zrozumiałam wtedy, że moje uprzedzenia mogłyby zniszczyć coś pięknego.

Dziś Kasia jest dla mnie jak córka. Często rozmawiamy do późna przy herbacie, śmiejemy się i wspominamy trudne początki naszej znajomości. Michał wrócił do domu na dobre – już nie muszę się bać, że znowu zniknie bez słowa.

Czasami zastanawiam się: ile rodzin rozpada się przez brak rozmowy i zrozumienia? Czy naprawdę warto trzymać się żalu i uprzedzeń? Może czasem wystarczy wysłuchać drugiego człowieka…