Mój syn wrócił do domu i rozpoczął rozmowę, która zmieniła wszystko
— Mamo, musimy porozmawiać. — Głos Michała był cichy, ale stanowczy. Stał w progu kuchni, z rękami w kieszeniach, a jego oczy nie chciały spotkać moich. Właśnie wrócił z Warszawy, gdzie od dwóch lat studiował prawo. Zawsze czekałam na jego powroty z niecierpliwością, piekłam jego ulubione ciasto z jabłkami i udawałam, że wszystko jest jak dawniej. Ale tego wieczoru czułam, że coś jest nie tak.
— Oczywiście, synku. — Uśmiechnęłam się nerwowo, próbując ukryć drżenie rąk. — Siadaj, zrobię ci herbaty.
— Nie chcę herbaty. — Przerwał mi. — Proszę, usiądź.
Usiadłam naprzeciwko niego przy kuchennym stole, tym samym, przy którym przez lata odrabiał lekcje i opowiadał mi o swoich marzeniach. Teraz był już dorosły, a ja miałam wrażenie, że nie znam go wcale.
— Mamo… — Zaczął powoli, jakby ważył każde słowo. — Muszę ci coś powiedzieć. Coś ważnego. I musisz mnie wysłuchać do końca.
Serce waliło mi jak młotem. Przez głowę przelatywały mi najgorsze scenariusze: choroba? Kłopoty z prawem? Może dziewczyna w ciąży? Ale to, co usłyszałam, przerosło moje wyobrażenia.
— Nie chcę już studiować prawa. Nie chcę być prawnikiem. To nie jest moje życie. — Spojrzał na mnie z determinacją, jakiej nigdy wcześniej u niego nie widziałam.
Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu.
— Michał… przecież zawsze chciałeś…
— Nie, mamo. Ty zawsze chciałaś. Ty i tata. Chcieliście mieć syna prawnika, bo to brzmi dumnie przy świątecznym stole. Ale ja… ja chcę być muzykiem. Chcę grać na gitarze i pisać piosenki. Już od dawna o tym myślę.
Poczułam, jak świat zaczyna mi się chwiać pod nogami. Przecież tyle poświęciliśmy z ojcem dla jego edukacji! Kredyt na mieszkanie w Warszawie, korepetycje z angielskiego, wyjazdy na olimpiady…
— Michał… — Głos mi się załamał. — Przecież wiesz, jak ciężko pracowaliśmy, żebyś miał lepszy start niż my…
— Wiem, mamo! — Wybuchnął nagle. — I jestem wam za to wdzięczny! Ale to nie znaczy, że mam żyć waszym życiem! Ja się duszę na tych studiach! Każdego dnia czuję się coraz bardziej obcy samemu sobie!
W kuchni zapadła cisza tak gęsta, że można ją było kroić nożem. Za oknem padał deszcz, krople bębniły o parapet jakby chciały podkreślić dramatyzm tej chwili.
— A tata? — spytałam cicho.
— Tata już wie. Rozmawiałem z nim przez telefon tydzień temu. Był wściekły. Powiedział, że jeśli rzucę studia, to mogę zapomnieć o wsparciu finansowym.
Poczułam się zdradzona przez własnego męża. Dlaczego nie powiedział mi o tej rozmowie? Dlaczego zostawił mnie samą z tym ciężarem?
Michał patrzył na mnie z nadzieją i lękiem jednocześnie.
— Mamo… ja nie proszę cię o pieniądze ani o zgodę. Proszę tylko… żebyś mnie nie przekreślała. Żebym mógł wracać do domu i czuć się tu kochany.
Łzy napłynęły mi do oczu. Przypomniałam sobie własną młodość — marzenia o aktorstwie, które porzuciłam dla stabilnej pracy w urzędzie i rodziny. Czy naprawdę chciałam powtórzyć ten schemat na własnym dziecku?
Ale lęk był silniejszy od empatii.
— Michał… świat nie jest taki prosty! Muzyk? W Polsce? Przecież ledwo wiążemy koniec z końcem! Jak ty sobie to wyobrażasz?
— Jakoś sobie poradzę. Już gram w zespole, mamy pierwsze koncerty w klubach. Może to nic wielkiego, ale czuję się tam sobą.
Chciałam go przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale nie potrafiłam. Zamiast tego zaczęłam płakać.
Tej nocy nie zmrużyłam oka. Leżałam w łóżku obok męża, który udawał, że śpi. W głowie kłębiły mi się myśli: Czy powinnam go wspierać? Czy może powinnam walczyć o jego przyszłość tak, jak rozumiem ją ja? Czy jestem złą matką?
Następnego dnia Michał spakował gitarę i kilka ubrań do starego plecaka i wyszedł bez słowa pożegnania z ojcem. Zanim zamknął za sobą drzwi, spojrzał na mnie jeszcze raz:
— Kocham cię, mamo. Ale muszę spróbować żyć po swojemu.
Zostałam sama w pustym mieszkaniu pachnącym jeszcze jego wodą kolońską i świeżo upieczonym ciastem jabłkowym.
Od tamtej pory minęły dwa tygodnie. Michał dzwoni czasem wieczorem — opowiada o koncertach, nowych znajomych i planach na przyszłość. Mąż milczy na ten temat; w domu panuje chłód i napięcie.
Ciągle pytam siebie: czy mogłam postąpić inaczej? Czy powinnam była walczyć o jego marzenia tak samo mocno jak o własne bezpieczeństwo? Czy rodzic może być szczęśliwy widząc szczęście dziecka, nawet jeśli sam czuje strach?
A może czas nauczyć się ufać swoim dzieciom bardziej niż własnym lękom?