Miłość na odległość: Ślub, którego nie zapomnę
– Mamo, czy ty naprawdę chcesz to zrobić? – głos mojej siostry, Magdy, drżał z niedowierzania, kiedy pakowałam ostatnią walizkę do samochodu. Był środek lutego, śnieg padał gęsto, a ja miałam wrażenie, że każda płatka śniegu waży tyle samo, co moje wątpliwości. Ale przecież już podjęłam decyzję. Wsiadłam do pociągu do Warszawy z sercem bijącym jak szalone i myślą: „To będzie najważniejszy dzień mojego życia”.
Poznałam Michała przez internet. Zaczęło się niewinnie – komentarz pod zdjęciem mojego psa na jednym z forów dla miłośników zwierząt. On napisał: „Twój labrador wygląda jak mój Maks sprzed lat”. Odpisałam, potem rozmawialiśmy o wszystkim: o psach, o pracy, o rodzinie. Michał był czuły, zabawny, zawsze wiedział, co powiedzieć, żeby poprawić mi humor. Przez miesiące rozmów czułam się coraz bardziej związana z kimś, kogo nigdy nie widziałam na żywo.
W końcu padło pytanie: „A gdybyśmy się spotkali?”. Zamiast zwykłego spotkania zaproponował coś szalonego: „Może… weźmiemy ślub?”. Śmiałam się wtedy, ale w głębi duszy poczułam dreszcz ekscytacji. Moja mama mówiła: „Nie rób tego, nie znasz go!”, ale ja byłam pewna – to jest to. Kupiłam suknię ślubną przez internet, załatwiłam wszystkie formalności i poleciałam do Polski.
Dzień ślubu był jak z bajki – przynajmniej tak mi się wydawało. Michał napisał rano: „Czekam na ciebie przed urzędem stanu cywilnego”. Gdy wysiadłam z taksówki, zobaczyłam go po raz pierwszy. Był wyższy niż myślałam, miał nieco inne rysy twarzy niż na zdjęciach, ale uśmiechał się szeroko. Podszedł do mnie i powiedział: „Cześć, Marto. Wyglądasz pięknie”.
Wtedy poczułam pierwszy ukłucie niepokoju – przecież nigdy nie słyszałam jego głosu na żywo. Był niższy i bardziej szorstki niż sobie wyobrażałam. Ale przecież to tylko szczegół. Weszliśmy do urzędu razem, trzymając się za ręce jak para zakochanych nastolatków.
W środku czekała jego rodzina – mama z surową miną i ojciec, który nawet nie spojrzał mi w oczy. Siostra Michała patrzyła na mnie z wyraźną niechęcią. Próbowałam się uśmiechać, ale czułam się jak intruz. Podczas składania przysięgi Michał patrzył gdzieś ponad moją głową. Zamiast radości poczułam chłód.
Po ceremonii pojechaliśmy do jego domu rodzinnego na obiad. Jego matka podała mi talerz z rosołem i powiedziała: „Mam nadzieję, że wiesz, w co się pakujesz”. Michał milczał przez większość obiadu, a ja próbowałam rozmawiać z jego siostrą o studiach i pracy, ale ona odpowiadała półsłówkami.
Wieczorem zostaliśmy sami w pokoju gościnnym. Michał siedział przy komputerze i pisał coś na Messengerze. Zapytałam: „Michał, wszystko w porządku?”. Odpowiedział bez odwracania się: „Tak, tylko muszę coś załatwić”. Czułam się coraz bardziej samotna.
Minęły dwa dni. Michał wychodził rano do pracy i wracał późno wieczorem. Jego rodzina traktowała mnie jak powietrze. Próbowałam zadzwonić do mamy w Stanach, ale różnica czasu sprawiała, że rozmawiałyśmy tylko chwilę.
Pewnej nocy usłyszałam rozmowę Michała z matką przez drzwi:
– Po co ci ona? Przecież nawet jej nie znasz.
– Mamo, to moja sprawa.
– Nie rób sobie krzywdy.
Leżałam wtedy w łóżku i płakałam cicho w poduszkę. Czy naprawdę byłam dla niego tylko egzotyczną ciekawostką? Czy on też miał nadzieję na bajkę, a teraz czuje tylko rozczarowanie?
Trzeciego dnia Michał wrócił wcześniej i powiedział: „Musimy porozmawiać”. Usiadł naprzeciwko mnie i długo milczał.
– Marta… chyba popełniliśmy błąd. Myślałem, że to będzie łatwiejsze.
– Ja też – odpowiedziałam cicho.
– Nie chcę cię ranić, ale… nie czuję tego tak, jak myślałem.
Siedzieliśmy w ciszy przez kilka minut. Potem spakowałam walizkę i zamówiłam taksówkę na lotnisko.
W samolocie patrzyłam przez okno na ciemniejące niebo nad Warszawą i zastanawiałam się: czy naprawdę można zakochać się przez ekran? Czy to była tylko iluzja samotności i tęsknoty za bliskością? A może po prostu oboje baliśmy się być sami?
Dziś wiem jedno – czasem trzeba zaryzykować wszystko, żeby przekonać się, kim naprawdę jesteśmy i czego pragniemy od życia. Ale czy warto wierzyć w miłość bez dotyku, bez spojrzenia w oczy? Czy ktoś z was też kiedyś podjął taki szalony krok?