Między miłością a prawem: Historia Katarzyny i jej syna Michała
„Musisz szanować moje prawa!” — powiedział mój syn, nie zdając sobie sprawy, jak łatwo zranić serce matki. Słowa odbiły się echem w mojej głowie, gdy stawiałam na stole talerz gorących pierogów. W pokoju pachniało świeżo upieczonym ciastem, a zza okna ciągnęło mrozem i wiatrem. Michał stał oparty o framugę drzwi, z rękami skrzyżowanymi na piersi i wzrokiem wbitym w podłogę. Wszyscy domownicy śpieszyli się do stołu — tak bardzo chcieli poczuć ciepło domu po ciężkim dniu. Ale ja czułam tylko chłód, który przeszył mnie na wskroś.
— Michał, proszę cię, usiądź z nami. Zrobiłam twoje ulubione pierogi — powiedziałam łagodnie, próbując ukryć drżenie głosu.
— Nie jestem już dzieckiem, mamo. Mam prawo decydować o sobie — odpowiedział, nie patrząc mi w oczy.
Zamarłam. Przez chwilę miałam ochotę krzyknąć, że to ja go wychowałam, że poświęciłam dla niego wszystko. Ale powstrzymałam się. Zamiast tego usiadłam naprzeciwko niego i zaczęłam nakładać pierogi na talerze. Mój mąż, Andrzej, spojrzał na mnie pytająco, ale tylko pokręciłam głową.
— Michał, nikt nie chce cię ograniczać. Chcemy tylko twojego dobra — odezwał się Andrzej spokojnie.
— To nie jest wasza sprawa! — wybuchł Michał. — Mam prawo spotykać się z kim chcę i wracać do domu kiedy chcę!
Zrobiło się cicho. Nawet młodsza córka, Ola, przestała jeść i patrzyła na brata szeroko otwartymi oczami. W powietrzu zawisła cisza pełna napięcia.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Przypomniałam sobie własną młodość — jak bardzo chciałam być wolna, jak buntowałam się przeciwko mojej matce. Ale wtedy świat był inny. Teraz bałam się o Michała bardziej niż kiedykolwiek.
— Synku… — zaczęłam cicho. — Martwię się o ciebie. Ostatnio wracasz późno, nie odbierasz telefonu…
— Bo nie chcę być kontrolowany! — przerwał mi ostro.
Poczułam łzy napływające do oczu. Odwróciłam wzrok i udawałam, że poprawiam obrus. Andrzej westchnął ciężko.
— Może powinniśmy dać mu trochę przestrzeni — powiedział cicho do mnie.
Ale jak dać przestrzeń komuś, kogo kocha się ponad życie? Jak pozwolić dziecku popełniać własne błędy?
Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Siedziałam w kuchni przy zgaszonym świetle i słuchałam ciszy domu. Przypomniałam sobie dzień, kiedy Michał się urodził — jak trzymałam go pierwszy raz na rękach i obiecałam sobie, że zawsze będę go chronić. Teraz czułam się bezradna.
Następnego dnia Michał wrócił późno. Usłyszałam skrzypienie drzwi i jego kroki na schodach.
— Michał! — zawołałam cicho.
Zatrzymał się w pół drogi.
— Co znowu? — zapytał zniecierpliwiony.
— Chciałam tylko wiedzieć, czy wszystko w porządku… — powiedziałam niepewnie.
— Jest dobrze. Nie musisz się mną przejmować — odpowiedział chłodno i zamknął się w swoim pokoju.
Czułam się coraz bardziej obca we własnym domu. Zaczęły pojawiać się plotki wśród sąsiadów — ktoś widział Michała z nową paczką znajomych na osiedlu, ktoś inny mówił o imprezach do rana. Andrzej próbował rozmawiać z synem po męsku, ale kończyło się to kłótniami i trzaskaniem drzwiami.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie wychowawczyni Michała ze szkoły.
— Pani Katarzyno, czy wszystko w porządku? Michał ostatnio opuszcza lekcje i wydaje się rozkojarzony…
Serce mi zamarło. Położyłam słuchawkę i poczułam narastający lęk. Czy coś przed nami ukrywa? Czy to moja wina?
Wieczorem postanowiłam spróbować jeszcze raz.
— Michał, proszę cię… Porozmawiajmy spokojnie. Powiedz mi, co się dzieje — poprosiłam go, gdy siedział przy komputerze.
Spojrzał na mnie z irytacją.
— Nic się nie dzieje! Po prostu mam dość waszego wtrącania się!
— Synku… Ja tylko chcę ci pomóc…
— Nie potrzebuję twojej pomocy! Musisz respektować moje prawa! — krzyknął i wybiegł z pokoju.
Zostałam sama. Usiadłam na łóżku i rozpłakałam się jak dziecko. Ola przybiegła do mnie i przytuliła mnie mocno.
— Mamusiu, nie płacz… Michał cię kocha, tylko jest zły… — szeptała.
Ale ja czułam tylko pustkę i bezradność.
Minęły tygodnie pełne napięcia i milczenia. W końcu pewnego wieczoru Michał wrócił wcześniej niż zwykle. Wyglądał na zmęczonego i przybitego.
— Mamo… możemy porozmawiać? — zapytał cicho.
Serce mi zabiło mocniej.
— Oczywiście, synku…
Usiadł naprzeciwko mnie przy kuchennym stole.
— Przepraszam… Nie chciałem cię zranić. Po prostu czuję się zagubiony… Wszyscy czegoś ode mnie chcą: szkoła, wy, znajomi… Nie wiem już, kim jestem…
Objęłam go mocno.
— Każdy czasem czuje się zagubiony. Ale pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć…
Siedzieliśmy tak długo w milczeniu. Poczułam ulgę i nadzieję, że jeszcze możemy odbudować naszą więź.
Czasem zastanawiam się: czy można kochać za bardzo? Czy dając wolność dziecku, nie tracimy go bezpowrotnie? Może każda matka musi nauczyć się odpuszczać… Ale jak pogodzić serce z rozumem?