Między miłością a niesprawiedliwością: Gdy matczyna stronniczość rozdziera rodzinę
– Darek, nie przesadzaj, przecież wiesz, że Janek ma teraz trudniej – usłyszałem głos mamy, który rozbrzmiewał w kuchni jak echo starych krzywd. Stałem oparty o framugę drzwi, zaciśnięte pięści ukryte w kieszeniach bluzy. W powietrzu unosił się zapach świeżo parzonej kawy i czegoś jeszcze – czegoś ciężkiego, czego nie dało się wywietrzyć nawet przy szeroko otwartym oknie.
– Mamo, ja też mam swoje problemy – odpowiedziałem cicho, starając się nie podnieść głosu. – Ale jakoś nigdy nie proszę cię o pomoc. Nigdy nie musiałem.
Mama spojrzała na mnie z tym swoim zmęczonym spojrzeniem, które pamiętam jeszcze z dzieciństwa, kiedy wracała z pracy w szpitalu. – Dariusz, ty zawsze sobie radziłeś. Janka życie trochę bardziej doświadczyło…
Zacisnąłem zęby. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: jak Janek rzucał studia, jak mama płaciła za jego kolejne kursy i wynajmowane mieszkania. Ja w tym czasie pracowałem na dwa etaty, żeby spłacić kredyt na kawalerkę na Pradze. Nigdy nie prosiłem o nic. Może właśnie dlatego?
– A ja? – zapytałem w końcu. – Czy ja naprawdę nigdy nie byłem dla ciebie wystarczająco ważny?
Mama westchnęła i odwróciła wzrok. – Darek, nie rób mi wyrzutów. To tylko pieniądze.
Tylko pieniądze. Słowa dźwięczały mi w uszach jeszcze długo po tym, jak wyszedłem z domu rodzinnego. Przez całą drogę do mieszkania czułem się jak ktoś obcy we własnym życiu. Próbowałem sobie wmówić, że to nic takiego – że przecież jestem dorosły, mam pracę, żonę, córkę. Ale w środku coś się we mnie złamało.
Wieczorem opowiedziałem wszystko Ani. Siedzieliśmy przy kuchennym stole, a ona trzymała mnie za rękę.
– Darek, twoja mama zawsze była bardziej pobłażliwa dla Janka. Ale to nie znaczy, że ciebie nie kocha – powiedziała cicho.
– Może po prostu nie umie tego okazać – odpowiedziałem gorzko.
Następnego dnia zadzwonił Janek. – Słuchaj, wiem, że jesteś zły – zaczął od razu. – Ale ja naprawdę potrzebowałem tej kasy. Straciłem pracę, mam długi…
– A ja? Myślisz, że mnie jest łatwo? – przerwałem mu. – Zawsze wszystko dostajesz na tacy.
– To nieprawda! – krzyknął Janek. – Ty zawsze byłeś tym lepszym synem! Ty miałeś dobre oceny, pracę, rodzinę… Ja zawsze byłem tym gorszym.
Zamilkliśmy obaj. Po drugiej stronie słuchawki słyszałem jego ciężki oddech.
– Może mama po prostu chce mi wynagrodzić to wszystko…
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Czy naprawdę byłem tym lepszym synem? Czy to ja byłem powodem jego porażek?
Przez kolejne dni unikałem kontaktu z mamą i Jankiem. W pracy byłem rozkojarzony, w domu wybuchałem bez powodu. Ania patrzyła na mnie z troską i smutkiem.
W końcu postanowiłem porozmawiać z mamą jeszcze raz. Pojechałem do niej w niedzielę rano. Siedziała przy stole z kubkiem herbaty i patrzyła przez okno na szare bloki.
– Mamo…
Nie spojrzała na mnie. – Wiem, że jesteś zły – powiedziała cicho. – Ale ja naprawdę nie chciałam cię skrzywdzić.
Usiadłem naprzeciwko niej.
– Czuję się niewidzialny – powiedziałem w końcu. – Jakby moje problemy były mniej ważne tylko dlatego, że sobie radzę.
Mama zaczęła płakać. Po raz pierwszy od lat zobaczyłem ją taką bezbronną.
– Darek… Ja się boję o Janka. Boję się, że sobie nie poradzi… Ty zawsze byłeś moją opoką. Może za bardzo się do tego przyzwyczaiłam.
Poczułem łzy pod powiekami.
– Ale ja też czasem potrzebuję wsparcia…
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy.
– Przepraszam cię, synku – wyszeptała mama. – Nie umiem być sprawiedliwa.
Wyszedłem od niej z poczuciem ulgi i smutku jednocześnie. Wiedziałem już, że nie zmienię jej uczuć ani decyzji. Ale mogłem spróbować pogodzić się z tym, kim jestem dla niej i kim ona jest dla mnie.
Wieczorem napisałem do Janka wiadomość: „Może pójdziemy razem na piwo? Pogadać jak bracia?”
Nie wiem, czy kiedykolwiek będziemy rodziną tak bliską jak dawniej. Ale wiem jedno: czasem największą niesprawiedliwością jest to, że ci silni muszą być silni dla wszystkich.
Czy naprawdę musimy zawsze udawać, że nic nas nie boli? Czy rodzina to miejsce, gdzie każdy ma prawo do słabości?