Między dwoma matkami: Historia wyboru, który rozdarł moje serce
– Znowu wychodzisz? – głos mamy przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy zlewie, myjąc kubek po śniadaniu, kiedy usłyszałam jej pytanie. Wiem, że nie chodziło tylko o to, czy wychodzę. W jej głosie była cała gorycz ostatnich miesięcy.
– Muszę jechać do teściowej, mamo. Wiesz, że jest po operacji. Sama sobie nie poradzi – odpowiedziałam cicho, unikając jej wzroku.
– A ja? Ja też jestem sama! – wybuchła. – Myślałam, że wychowałam córkę, która pomoże własnej matce, a nie komuś obcemu!
Te słowa uderzyły mnie mocniej niż jakiekolwiek inne. Przez chwilę miałam ochotę rzucić wszystko i zostać z nią. Ale wiedziałam, że jeśli tego nie zrobię, teściowa zostanie sama z bólem i lękiem.
Mój mąż, Tomek, pracował za granicą. Wysyłał pieniądze, dzwonił codziennie, ale nie mógł być tu fizycznie. Wszystko spadło na mnie. Moja mama mieszkała kilka ulic dalej, odkąd ojciec nas zostawił. Miałam wtedy osiem lat. Pamiętam ten dzień jak przez mgłę – krzyki, trzask drzwi, a potem cisza. Ojciec zabrał prawie wszystko: telewizor, meble, nawet stare radio po dziadku. Mama płakała całą noc. Od tamtej pory byłyśmy tylko we dwie.
Przez lata próbowałam być dla niej wszystkim: córką, przyjaciółką, wsparciem. Ale teraz… Teraz musiałam być też synową. Teściowa nigdy nie była dla mnie bliska. Była surowa, wymagająca, często krytykowała moje gotowanie czy sposób wychowania dzieci. Ale kiedy zachorowała i trafiła do szpitala, zobaczyłam w niej przerażoną, słabą kobietę. Nie mogłam jej zostawić.
– Mamo… – zaczęłam niepewnie. – Przecież wiesz, że cię kocham. Ale ona naprawdę mnie potrzebuje.
– A ja nie? – jej oczy zaszkliły się łzami. – Po tym wszystkim, co przeszłyśmy…
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Czułam się rozdarta na pół.
Wyszłam z domu mamy z ciężkim sercem. Po drodze do teściowej przypomniały mi się wszystkie chwile z dzieciństwa: jak mama pracowała na dwa etaty, żebym miała na zeszyty do szkoły; jak płakała po nocach; jak nigdy nie narzekała przy mnie na ojca, choć widziałam ból w jej oczach.
Teściowa mieszkała w starej kamienicy na Pradze. Kiedy weszłam do jej mieszkania, poczułam zapach lekarstw i stęchlizny. Leżała na łóżku, blada i zmęczona.
– Dzień dobry, pani Zofio – powiedziałam cicho.
– Dzień dobry… Aniu – odpowiedziała słabo. – Przepraszam, że musisz się mną zajmować.
– Nie ma za co przepraszać – uśmiechnęłam się sztucznie i zaczęłam przygotowywać zupę.
Przez cały dzień myślałam o mamie. Czy już ochłonęła? Czy płacze? A może jest na mnie wściekła?
Wieczorem wróciłam do domu i zobaczyłam nieodebrane połączenia od mamy. Oddzwoniłam od razu.
– Aniu… – jej głos był cichy i zmęczony. – Przepraszam za to wszystko dzisiaj. Po prostu… boję się zostać sama.
Poczułam łzy pod powiekami.
– Mamo, ja też się boję. Boję się, że cię zawiodę…
Przez chwilę milczałyśmy razem w tej ciszy pełnej żalu i miłości.
Następnego dnia sytuacja się powtórzyła: rano do mamy z zakupami i lekami, potem do teściowej z obiadem i rozmową o dawnych czasach. Czułam się jak rozciągnięta guma – każdy ciągnął mnie w swoją stronę.
Pewnego wieczoru wróciłam do domu wykończona fizycznie i psychicznie. Dzieci spały już od dawna. Usiadłam przy stole i rozpłakałam się bezgłośnie. Czy jestem złą córką? Złą żoną? Złą matką?
Kilka dni później mama zadzwoniła wieczorem:
– Aniu… czy mogłabyś przyjechać? Źle się czuję.
Zostawiłam wszystko i pobiegłam do niej. Leżała na kanapie blada jak ściana.
– Wezwij pogotowie – wyszeptała.
W szpitalu lekarz powiedział mi na korytarzu:
– Pani mama jest przemęczona i zestresowana. Musi pani zadbać też o siebie.
Ale jak mam zadbać o siebie, kiedy wszyscy czegoś ode mnie chcą?
Po powrocie do domu zadzwoniłam do Tomka.
– Nie daję już rady – powiedziałam przez łzy.
– Kochanie… Może czas poprosić kogoś o pomoc? Może twoja siostra…
– Ona mieszka w Gdańsku! Nawet nie wie, co tu się dzieje…
Czułam narastającą frustrację i bezsilność.
Minęły tygodnie w tym samym rytmie: mama-teściowa-dom-praca-dzieci-mama-teściowa… Pewnego dnia mama powiedziała mi spokojnie:
– Aniu, nie chcę być ciężarem. Ale nie chcę też cię stracić.
Zrozumiałam wtedy, że ona boi się najbardziej samotności – tej samej samotności, którą ja czułam jako dziecko po odejściu ojca.
Teściowa zaczęła powoli dochodzić do siebie. Pewnego popołudnia usiadłyśmy razem przy herbacie.
– Wiem, że nie byłam dla ciebie łatwa – powiedziała nagle Zofia. – Ale dziękuję ci za wszystko.
Spojrzałam na nią i zobaczyłam w jej oczach wdzięczność i coś jeszcze – może żal za stracony czas?
Dziś wiem jedno: nie da się być idealną córką ani idealną synową. Każdy wybór boli kogoś bliskiego. Ale czy naprawdę musimy wybierać? Czy można być lojalnym wobec dwóch matek jednocześnie?
Czasem zastanawiam się: czy gdyby mój ojciec został z nami wtedy, wszystko wyglądałoby inaczej? Czy umiałabym lepiej radzić sobie z poczuciem winy i odpowiedzialności? A może to właśnie te doświadczenia uczyniły mnie silniejszą?
Może ktoś z was wie: jak pogodzić bycie dobrą córką z byciem dobrą synową? Czy to w ogóle możliwe?