List, który rozbił naszą rodzinę. Po śmierci mamy odkryliśmy prawdę, która zmieniła wszystko

— Co to jest? — zapytała cicho moja siostra, trzymając w ręku pożółkłą kopertę. Siedzieliśmy na podłodze w salonie, wśród sterty starych zdjęć, książek i bibelotów, które mama gromadziła przez całe życie. Było kilka dni po pogrzebie. W domu unosił się jeszcze zapach jej perfum, a cisza była tak gęsta, że aż bolała.

Nie chciałem już niczego więcej odkrywać. Byłem zmęczony żałobą, wspomnieniami i tym wszystkim, co zostało po niej — niedokończone robótki na drutach, filiżanka z resztką herbaty na parapecie. Ale siostra nalegała:

— Zobacz, to nie jest do nas. To do jakiegoś „Janka”.

Wziąłem list do ręki. Papier był kruchy, litery rozmazane od łez albo wilgoci. Przeczytałem pierwsze zdania i poczułem, jak serce zaczyna mi walić. „Janku, wybacz mi, że nigdy nie miałam odwagi powiedzieć ci prawdy…” — zaczynała mama.

Spojrzałem na siostrę. Jej oczy były szeroko otwarte ze zdumienia i strachu. Przez chwilę żadne z nas się nie odezwało. W końcu zacząłem czytać na głos.

List był długi. Mama pisała o miłości sprzed lat, o mężczyźnie, którego musiała zostawić przez naciski rodziny. O tym, że była wtedy w ciąży i nikt poza nią i babcią o tym nie wiedział. O tym, że wyszła za naszego ojca tylko dlatego, że „tak trzeba było”. Pisała o strachu, wstydzie i samotności. O tym, że przez całe życie nosiła w sobie tajemnicę.

— To niemożliwe — wyszeptała siostra. — Myślisz, że…?

Nie dokończyła pytania. Oboje wiedzieliśmy, co miała na myśli. Czy jesteśmy dziećmi tego Janka? Czy tata o tym wiedział? Czy całe nasze dzieciństwo było jednym wielkim kłamstwem?

Przez kolejne dni nie mogliśmy spać. Każda rzecz w domu wydawała się inna — zdjęcia na ścianach, pamiątki z wakacji, nawet stary zegar po dziadku. Wszystko było podszyte fałszem.

Zadzwoniłem do ojca. Mieszkał teraz sam, od kiedy mama zachorowała i wymagała opieki. Zawsze był zamknięty w sobie, oschły, ale teraz w jego głosie usłyszałem coś jeszcze — zmęczenie i rezygnację.

— Tato… musimy porozmawiać — zacząłem niepewnie.

Przyjechał następnego dnia. Usiadł przy stole i patrzył na nas długo, zanim cokolwiek powiedział.

— Wiedziałem — rzucił w końcu cicho. — Wiedziałem od początku.

Zamarliśmy z siostrą.

— Twoja mama… była wtedy młoda, zagubiona. Jej rodzice kazali jej wyjść za mnie, bo byłem „porządnym chłopakiem” z dobrej rodziny. Wiedziałem, że nie jestem twoim ojcem biologicznym — spojrzał na mnie — ale pokochałem cię jak własnego syna.

Łzy napłynęły mi do oczu. Nigdy nie słyszałem od niego takich słów.

— A ty? — zwrócił się do siostry. — Ty jesteś moją córką. Ale to nie ma znaczenia. Jesteście moimi dziećmi.

Wybuchłem płaczem. Siostra też płakała. Przez chwilę byliśmy znów rodziną — pogubioną, poranioną, ale razem.

Ale potem przyszły pytania. Kim był Janek? Czy żyje? Czy powinienem go szukać? Czy chcę wiedzieć?

Siostra była przeciwna:

— Po co rozdrapywać stare rany? Mama już nie żyje, tata cię kochał… Co ci to da?

Ale ja nie mogłem przestać myśleć o tym mężczyźnie z listu. Kim był? Czy wiedział o mnie? Czy miał własną rodzinę?

Zacząłem szukać. Przeglądałem stare zdjęcia mamy z młodości, pytałem ciotki i sąsiadki. W końcu jedna z nich przypomniała sobie:

— Janek? Był taki chłopak… Przystojny, pracował w mleczarni. Wyjechał do Niemiec jeszcze przed stanem wojennym.

To było wszystko, co udało mi się dowiedzieć.

Przez kolejne tygodnie żyłem jak w zawieszeniu. Czułem się obcy we własnej skórze. Patrzyłem w lustro i zastanawiałem się: czyje mam oczy? Czyje dłonie?

Tata zamknął się w sobie jeszcze bardziej. Siostra przestała odbierać telefony. Każde z nas próbowało poradzić sobie z tą prawdą na swój sposób.

Pewnego dnia znalazłem kolejną rzecz — zdjęcie mamy z młodym mężczyzną pod jabłonią za domem babci. Na odwrocie napis: „Na zawsze Twój — Janek”.

Trzymałem to zdjęcie długo w rękach. Czułem złość na mamę za kłamstwo, żal do ojca za milczenie i pustkę po kimś, kogo nigdy nie poznałem.

Minęły miesiące. Pogodziłem się z tym, że nigdy nie poznam całej prawdy. Że moja rodzina była zbudowana na kłamstwie — ale też na miłości i poświęceniu.

Czasem patrzę na stare zdjęcia i zastanawiam się: czy lepiej było żyć w nieświadomości? Czy prawda zawsze jest potrzebna?

A wy? Co byście zrobili na moim miejscu?