Kiedy babcia zostawia mieszkanie tylko jednej wnuczce – historia rodzinnego rozłamu

– Znowu dostałaś list od babci? – zapytała mnie Marta, moja starsza siostra, kiedy wróciłam do domu z pracy. W jej głosie wyczułam nutę goryczy, której nie potrafiła już ukryć.

– Nie, tym razem to tylko rachunek za prąd – odpowiedziałam, choć dobrze wiedziałam, o co jej chodzi. Ostatnie tygodnie były dla nas obu trudne. Od kiedy nasza babcia Helena zmarła, wszystko się zmieniło. Zostawiła po sobie nie tylko pustkę, ale i mieszkanie w centrum Krakowa – mieszkanie, które zapisała wyłącznie mojej młodszej siostrze, Julii.

Nie mogłam spać tamtej nocy. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym, jak bardzo boli mnie ta decyzja. Przecież byłam jej wnuczką tak samo jak Julia. Przez całe dzieciństwo starałam się być blisko babci – pomagałam jej w ogrodzie, robiłam zakupy, słuchałam tych samych historii o wojnie i młodości w Nowej Hucie. Ale dla niej zawsze istniała tylko Julia. To ona była „tą najmłodszą”, „najbardziej bezbronną”, „najukochańszą”.

Pamiętam, jak pewnego dnia, kiedy miałam dwanaście lat, babcia powiedziała do mnie: „Wiesz, Marto, ty jesteś silna. Ty sobie poradzisz w życiu. Ale Julia… ona potrzebuje wsparcia.” Wtedy nie rozumiałam jeszcze, jak bardzo te słowa będą mnie bolały po latach.

Po pogrzebie zebrała się cała rodzina. Siedzieliśmy przy stole w salonie babci, a notariusz czytał testament. Kiedy padły słowa: „Mieszkanie przy ulicy Dietla przekazuję mojej najmłodszej wnuczce Julii Kowalskiej”, poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Spojrzałam na mamę – jej oczy były pełne łez. Tata milczał, patrząc w okno. Julia siedziała skulona na krześle, nie wiedząc, co powiedzieć.

– To niesprawiedliwe! – wykrzyknęła nagle moja ciotka Anna. – Marta i Julia powinny dostać po połowie!

Ale testament był jasny. Nie było miejsca na negocjacje.

Wróciłyśmy z Martą do domu w milczeniu. Przez kolejne dni unikałyśmy rozmów na ten temat. Każda z nas przeżywała to na swój sposób. Ja czułam się zdradzona i niewidzialna. Zaczęłam analizować każde wspomnienie z babcią – szukałam znaków, że coś zrobiłam źle, że na coś nie zasłużyłam.

Najgorsze było jednak to, że druga babcia – mama mojego taty – podzieliła swój majątek równo między wszystkie wnuczki i wnuków. Dostałyśmy z Martą po małym mieszkaniu na obrzeżach miasta i trochę oszczędności. Tamta babcia zawsze traktowała nas sprawiedliwie, choć… prawdę mówiąc, nigdy nie czułam się przez nią kochana tak jak przez babcię Helenę.

Pewnego wieczoru spotkałam się z moją przyjaciółką Zuzą w kawiarni na Kazimierzu.

– Wiesz, Zuza… – zaczęłam niepewnie – czasem mam wrażenie, że dla babci Heleny nigdy nie byłam prawdziwą wnuczką. Jakby Julia była jej jedynym dzieckiem.

Zuza spojrzała na mnie uważnie.

– Może ona po prostu widziała w Julii kogoś słabszego? Może chciała ją ochronić?

– Ale dlaczego kosztem mnie? – zapytałam cicho. – Czy ja naprawdę byłam taka silna? Czy to znaczy, że nie zasłużyłam na jej miłość?

Wróciłam do domu i zobaczyłam Julię siedzącą przy stole z mamą.

– Marta… możemy porozmawiać? – zapytała nieśmiało Julia.

Usiadłam naprzeciwko niej. Przez chwilę panowała cisza.

– Wiem, że jesteś na mnie zła – zaczęła Julia. – Ale ja nie prosiłam o to mieszkanie. Gdybym mogła… oddałabym ci połowę.

Poczułam łzy napływające do oczu.

– To nie twoja wina – powiedziałam drżącym głosem. – Po prostu… czuję się niewidzialna. Jakby babcia nigdy mnie nie kochała.

Mama objęła mnie ramieniem.

– Marta, twoja wartość nie zależy od tego, co ktoś ci zostawił w testamencie – powiedziała cicho. – Babcia miała swoje powody. Może nigdy ich nie zrozumiemy.

Przez kolejne tygodnie próbowałyśmy z Julią odbudować naszą relację. Było ciężko – każda rozmowa kończyła się łzami albo kłótnią o przeszłość. Rodzina podzieliła się na dwa obozy: jedni uważali, że decyzja babci była słuszna, inni – że niesprawiedliwa.

Najbardziej bolało mnie to, że tata nigdy nie zabrał głosu. Kiedyś zapytałam go wprost:

– Tato, czy ty też uważasz, że Julia bardziej zasłużyła na mieszkanie?

Spojrzał na mnie smutno.

– Nie chodzi o zasługiwanie, Marto. Czasem ludzie podejmują decyzje, których inni nie rozumieją. Twoja babcia kochała was obie… tylko inaczej.

Ale ja nadal czułam się gorsza.

Minęły miesiące. Julia zamieszkała w odziedziczonym mieszkaniu. Zaprosiła mnie kilka razy na kawę, ale za każdym razem czułam się tam obco – jak gość we własnej rodzinie.

Pewnego dnia zadzwonił do mnie kuzyn Paweł:

– Marta, słyszałem o tym wszystkim… Wiesz co? U nas było podobnie. Dziadek zostawił wszystko mojemu bratu. Myślałem wtedy, że świat się kończy… Ale dziś wiem jedno: rodzina to coś więcej niż majątek.

Zaczęłam powoli godzić się z tym wszystkim. Zrozumiałam, że muszę znaleźć własną wartość poza tym, co ktoś mi da lub odbierze.

Czasem jednak wracam myślami do tamtego dnia przy stole babci i pytam siebie: czy naprawdę byłam dla niej tylko „tą silną”, która nie potrzebuje wsparcia? Czy można kochać dzieci i wnuki tak nierówno?

Może nigdy nie znajdę odpowiedzi na te pytania… Ale czy każda rodzina musi być sprawiedliwa? A może czasem trzeba po prostu nauczyć się żyć z tym bólem i szukać własnego szczęścia mimo wszystko?