Gdy mąż wyjechał w delegację, teściowa wyrzuciła mnie z domu – Moja polska historia o rodzinnych konfliktach i poszukiwaniu własnego miejsca
— Nie będziesz mi tu więcej rozkazywać! — krzyknęła teściowa, trzaskając drzwiami kuchni. Stałam w przedpokoju, w rękach ściskając kubek z niedopitą herbatą. Serce waliło mi jak oszalałe. Była już prawie północ, za oknem szalał wiatr, a deszcz bębnił o parapet.
— Pani Zofio, proszę… Ja tylko chciałam… — zaczęłam nieśmiało, ale ona już była przy mnie, z twarzą czerwoną od gniewu.
— Dość tego! Mój syn wyjechał, a ty myślisz, że możesz tu rządzić? To mój dom! — Jej głos odbijał się echem po pustym mieszkaniu. — Pakuj się i wynoś!
Nie wierzyłam własnym uszom. Przecież to był też mój dom. Mieszkałam tu z Pawłem od trzech lat, odkąd się pobraliśmy. Teściowa wprowadziła się do nas po śmierci teścia, a ja starałam się być dla niej jak córka. Gotowałam jej ulubione potrawy, słuchałam opowieści o dawnych czasach, znosiłam jej humory. Ale tej nocy coś pękło.
— Ale… Paweł… — szepnęłam bezradnie.
— Paweł jest w delegacji i nie będzie go przez tydzień! — przerwała mi ostro. — A ja nie zamierzam dłużej znosić twojego zachowania!
Nie wiedziałam, co zrobić. Byłam w piżamie, włosy miałam rozczochrane, a łzy cisnęły mi się do oczu. Próbowałam jeszcze raz:
— Proszę pani, nie mam dokąd pójść…
— To nie mój problem! — rzuciła zimno. — Masz rodzinę? Dzwoń do nich! A jak nie, to hotel! — Otworzyła drzwi na klatkę schodową i wskazała mi wyjście.
Zebrałam się w sobie i poszłam do sypialni. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do walizki: kilka ubrań, szczoteczkę do zębów, telefon. Wyszłam na klatkę schodową, a drzwi za mną zatrzasnęły się z hukiem.
Stałam tam przez chwilę, nie wiedząc, co dalej. Zadzwoniłam do mamy, ale nie odebrała – była już późna godzina. Przyjaciółka Anka mieszkała na drugim końcu miasta. W końcu zamówiłam taksówkę i pojechałam do niej.
Anka przyjęła mnie bez słowa. W jej małym mieszkaniu na Żoliborzu poczułam się jak intruz. Siedziałyśmy w kuchni przy herbacie.
— Co się stało? — zapytała cicho.
Opowiedziałam jej wszystko. O tym, jak od miesięcy narastało napięcie między mną a teściową. O tym, jak Paweł zawsze stawał po stronie matki, tłumacząc jej zachowanie „trudnym okresem po stracie”. O tym, jak czułam się coraz bardziej obca we własnym domu.
— Musisz z nim porozmawiać — powiedziała Anka stanowczo. — To nie jest normalne.
Ale ja wiedziałam, że to nie takie proste. Paweł był jedynakiem, zawsze bardzo związanym z matką. Po śmierci ojca czuł się za nią odpowiedzialny. Ja byłam tą „obcą”, która przyszła do ich świata i wszystko zmieniła.
Następnego dnia zadzwonił Paweł.
— Co się dzieje? Mama mówiła, że wyprowadziłaś się z domu! — usłyszałam w słuchawce jego zdenerwowany głos.
— To ona mnie wyrzuciła — odpowiedziałam drżącym głosem.
— Przesadzasz… Na pewno coś jej powiedziałaś…
— Paweł! Ona mnie wyrzuciła na klatkę schodową w środku nocy! — krzyknęłam przez łzy.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
— Dobrze… Porozmawiamy jak wrócę — powiedział chłodno i rozłączył się.
Przez kolejne dni mieszkałam u Anki. Czułam się coraz gorzej – jakby ktoś wyrwał mi serce. Nie mogłam spać, nie miałam apetytu. W pracy byłam rozkojarzona, szefowa patrzyła na mnie podejrzliwie.
W końcu Paweł wrócił z delegacji. Zadzwonił wieczorem:
— Przyjedź do domu. Musimy porozmawiać.
Bałam się tej rozmowy bardziej niż czegokolwiek. Kiedy weszłam do mieszkania, teściowa siedziała w salonie z założonymi rękami i patrzyła na mnie z pogardą.
— Usiądź — powiedział Paweł bez emocji.
Opowiedziałam mu wszystko jeszcze raz – o awanturze, o tym jak się czułam, o tym że nie mogę tak żyć.
— Mamo? — zwrócił się do niej Paweł.
— Ja tylko chciałam spokoju! Ona ciągle coś zmienia w tym domu! Nawet twojego ulubionego barszczu nie gotuje tak jak ja! — zaczęła płakać teściowa.
Paweł spojrzał na mnie bezradnie.
— Nie wiem co robić… — powiedział cicho.
Wtedy coś we mnie pękło.
— Albo ona, albo ja — powiedziałam stanowczo. — Nie mogę żyć w ciągłym strachu przed kolejną awanturą. To jest też mój dom!
Paweł milczał długo. W końcu powiedział:
— Daj mi czas…
Wyszłam z mieszkania i wróciłam do Anki. Czekałam na decyzję Pawła kilka dni. W końcu zadzwonił:
— Mama wyprowadzi się do cioci Marysi na jakiś czas… Chcę spróbować jeszcze raz…
Wróciłam do domu, ale nic już nie było takie samo. Czułam się obco we własnych czterech ścianach. Paweł był zamknięty w sobie, unikał rozmów o matce. Ja chodziłam na palcach, bojąc się kolejnego wybuchu.
Często myślę o tamtej nocy i zastanawiam się: czy dom to miejsce, czy ludzie? Czy można być szczęśliwym wśród tych, którzy cię ranią? A może czasem trzeba odejść na zawsze?