Dwa światy, jedno dziecko: Walka o moją Lejlę – Jak próbowałam ocalić córkę przed wojną babć
– Znowu byłaś u tej drugiej? – głos mojej mamy przeszył ciszę kuchni niczym nóż. Lejla ścisnęła moją dłoń mocniej, chowając się za moimi plecami. Miała tylko pięć lat, a już nauczyła się rozpoznawać napięcie w powietrzu.
– Mamo, proszę… – zaczęłam cicho, ale ona już nie słuchała. – Gdybyś naprawdę dbała o Lejlę, nie pozwalałabyś jej tyle czasu spędzać u tej kobiety! – wykrzyknęła, rzucając mi spojrzenie pełne wyrzutu.
Ta kobieta. Tak zawsze mówiła o mamie mojego męża, pani Halinie. Dwie babcie, dwa światy – i jedno dziecko, które stało się polem bitwy.
Od kiedy pamiętam, obie rywalizowały o Lejlę. Moja mama, Barbara, była przekonana, że tylko ona wie, co jest najlepsze dla wnuczki. Halina z kolei próbowała udowodnić, że jest równie ważna i kochająca. Każda z nich miała własne zasady, własne pomysły na wychowanie i własne żale wobec mnie.
Początkowo myślałam, że to minie. Że z czasem nauczą się dzielić Lejlą, że zrozumieją, iż nie chodzi o wygraną. Ale z każdym miesiącem było coraz gorzej. Zaczęły się podchody: prezenty, które miały przyćmić te drugiej; opowieści o tym, jak bardzo ta druga babcia się myli; szeptane uwagi przy Lejli, które miały ją przekonać do „właściwej” strony.
Pewnego dnia wróciłam z pracy wcześniej. Zastałam Lejlę siedzącą na dywanie w salonie u Haliny. Miała spuszczoną głowę i bawiła się lalką bez entuzjazmu. Halina mówiła do niej cicho:
– Wiesz, kochanie, babcia Basia nie zawsze wie najlepiej. U mnie zawsze możesz być sobą.
Zamarłam w drzwiach. Wiedziałam już wtedy, że muszę coś zrobić.
Wieczorem rozmawiałam z mężem. Tomek był zmęczony konfliktem równie mocno jak ja, ale nie potrafił stanąć po żadnej stronie.
– Może przesadzasz? – zapytał niepewnie. – Obie chcą dobrze…
– Tomek, one rozrywają nasze dziecko na strzępy! – wybuchłam. – Lejla zaczyna się jąkać, boi się mówić przy babciach! To nie jest normalne!
Spojrzał na mnie bezradnie. Wiedziałam, że muszę działać sama.
Następnego dnia zaprosiłam obie babcie na rozmowę. Siedziały naprzeciwko siebie przy stole w kuchni – Barbara z zaciśniętymi ustami, Halina z podniesioną brodą.
– Musimy porozmawiać – zaczęłam drżącym głosem. – O Lejli.
– Oczywiście – przerwała mi Barbara. – Właśnie chciałam powiedzieć, że Halina za dużo jej pozwala.
– A ty za bardzo ją ograniczasz! – odparowała Halina natychmiast.
Patrzyłam na nie obie i czułam narastającą rozpacz.
– Dość! – krzyknęłam nagle. – To nie jest konkurs! To moje dziecko! Nasze dziecko! Ona cierpi przez waszą rywalizację!
Zapadła cisza. Barbara spuściła wzrok. Halina zacisnęła dłonie na filiżance.
– Lejla zaczyna się jąkać – powiedziałam cicho. – Boi się mówić przy was. Nie chce jeździć do żadnej z was osobno. Prosi mnie, żebym nie zostawiała jej samej…
Widziałam łzy w oczach Barbary. Halina odwróciła głowę.
– Nie wiedziałam… – szepnęła moja mama.
– Ja też nie… – dodała Halina po chwili.
Przez chwilę miałam nadzieję, że to coś zmieni. Ale kilka dni później wszystko wróciło do normy. Babcie znów zaczęły rywalizować – tylko teraz robiły to bardziej subtelnie: ukradkiem porównywały swoje prezenty dla Lejli, szeptały do mnie uwagi na temat „tej drugiej”.
Lejla zamknęła się w sobie jeszcze bardziej.
Pewnego wieczoru usiadłam przy jej łóżku. Patrzyła na mnie wielkimi oczami pełnymi smutku.
– Mamusiu… czy ja muszę wybierać? – zapytała cicho.
Poczułam, jak pęka mi serce.
– Nie, kochanie… Nigdy nie będziesz musiała wybierać – obiecałam jej wtedy. Ale sama nie wierzyłam w swoje słowa.
Zaczęłam szukać pomocy u psychologa dziecięcego. Usłyszałam to, czego najbardziej się bałam: jeśli konflikt będzie trwał dalej, Lejla może mieć poważne problemy emocjonalne w przyszłości.
Wtedy podjęłam decyzję: ograniczyłam kontakty Lejli z obiema babciami do wspólnych spotkań w naszym domu. Żadnych wizyt osobno, żadnych prezentów bez okazji, żadnych rozmów o „tej drugiej”.
Obie babcie były wściekłe. Barbara płakała przez telefon:
– Odbierasz mi wnuczkę!
Halina przestała się odzywać na kilka tygodni.
Ale Lejla zaczęła powoli wracać do siebie. Znowu śmiała się przy stole, opowiadała mi o przedszkolu i rysowała kolorowe obrazki.
Któregoś dnia podczas wspólnego obiadu babcie zaczęły rozmawiać o pogodzie zamiast o sobie nawzajem. Było niezręcznie, ale spokojnie.
Wiem, że nie wygrałam tej wojny na zawsze. Konflikt między nimi tli się pod powierzchnią i pewnie nigdy całkiem nie zniknie. Ale nauczyłam się jednego: czasem trzeba być odważnym dla swojego dziecka i powiedzieć „dość”, nawet jeśli oznacza to rozczarowanie najbliższych.
Czasem patrzę na Lejlę i zastanawiam się: czy zrobiłam wszystko dobrze? Czy można było uratować ją przed tym wszystkim wcześniej? A może każda rodzina musi przejść swoją własną bitwę o miłość?