Sprzedaż, która podzieliła rodzinę: Historia o samochodzie, siostrzanej zdradzie i matczynej bezradności

— Naprawdę nie możesz jej po prostu oddać tego auta? — zapytałam z niedowierzaniem, patrząc na Zuzę, moją starszą siostrę, która właśnie popijała kawę w naszej kuchni. Jej twarz była spokojna, wręcz obojętna, jakby rozmawiałyśmy o pogodzie, a nie o naszej matce, która od tygodnia chodziła pieszo do pracy przez pół miasta.

— Ola, to nie jest takie proste. Ja też mam swoje wydatki. Samochód kosztował mnie sporo — odpowiedziała Zuza, nie patrząc mi w oczy. W tej chwili poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Przecież to nasza mama! Kobieta, która przez całe życie rezygnowała ze wszystkiego dla nas. Teraz, kiedy potrzebuje pomocy, Zuza traktuje ją jak obcą osobę.

Wszystko zaczęło się dwa tygodnie temu. Mama wracała z pracy swoim starym fiatem punto, kiedy nagle silnik zgasł na środku skrzyżowania. Mechanik powiedział jasno: naprawa nie ma sensu, auto nadaje się tylko na złom. Mama była załamana. Pracuje jako pielęgniarka w szpitalu na drugim końcu miasta, a komunikacja miejska to w naszym mieście żart. Każdy dzień bez samochodu to dla niej godziny stracone na przesiadki i bieganie po przystankach.

Zaproponowałam, że pożyczę jej swoje auto na kilka dni, ale sama dojeżdżam do pracy poza miasto i nie mogłam zostawić siebie bez środka transportu na dłużej. Wtedy przypomniałam sobie o Zuzie. Ona od kilku miesięcy miała nowy samochód służbowy i jej stary opel corsa stał pod blokiem, nieużywany. Zadzwoniłam do niej z nadzieją:

— Zuza, może oddasz mamie swoją corsę? Przecież i tak jej nie używasz.

— Mogę sprzedać — odpowiedziała bez wahania. — Ale za darmo? Ola, nie przesadzaj.

Poczułam wtedy coś dziwnego — jakby między nami pojawiła się niewidzialna ściana. Próbowałam tłumaczyć: — Mama ledwo wiąże koniec z końcem! Przecież wiesz, ile zarabia w szpitalu.

Zuza tylko wzruszyła ramionami: — To nie mój problem. Ja też muszę dbać o siebie.

Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Przez kilka dni próbowałam przekonać ją do zmiany decyzji. Prosiłam, tłumaczyłam, nawet płakałam przez telefon. Zuza była nieugięta. W końcu mama sama zadzwoniła do niej i zapytała o samochód. Zuza podała jej cenę — dwa tysiące złotych. Dla mamy to była ogromna suma.

Pamiętam ten wieczór, kiedy mama przyszła do mnie z czekiem w ręku i łzami w oczach:

— Ola, muszę pożyczyć od ciebie pieniądze na samochód od Zuzy. Inaczej nie dam rady dojeżdżać do pracy.

Poczułam wtedy taki gniew na siostrę, jakiego nigdy wcześniej nie znałam. Pożyczyłam mamie pieniądze bez słowa i obiecałam sobie, że porozmawiam z Zuzą jeszcze raz.

Spotkałyśmy się w kawiarni niedaleko jej mieszkania. Było zimno i padał deszcz. Zuza przyszła spóźniona, jak zwykle elegancka i pewna siebie.

— Ola, wiem co chcesz powiedzieć — zaczęła od razu. — Ale nie zmienię zdania. Mama sama chciała kupić ten samochód.

— Chciała? Bo nie miała wyjścia! — wybuchłam. — Ty naprawdę nie widzisz, jak ją to boli?

Zuza spojrzała na mnie z irytacją:

— Ty zawsze dramatyzujesz. Ja też mam swoje życie! Mam kredyt na mieszkanie, rachunki… Nie mogę rozdawać rzeczy za darmo.

— Ale to mama! — powtórzyłam cicho.

Przez chwilę siedziałyśmy w milczeniu. Patrzyłam na nią i nie poznawałam własnej siostry. Przecież kiedyś byłyśmy nierozłączne. Razem chodziłyśmy na wagary, razem płakałyśmy po rozwodzie rodziców… A teraz?

Od tamtej pory prawie ze sobą nie rozmawiamy. Mama jeździ corsą Zuzy i za każdym razem, gdy widzę ten samochód pod blokiem mamy, czuję ukłucie żalu i złości. Mama udaje, że wszystko jest w porządku, ale wiem, że ją to boli. Często łapię ją na tym, że patrzy przez okno na samochód i wzdycha ciężko.

W święta atmosfera była napięta jak nigdy dotąd. Przy stole panowała cisza, a rozmowy były wymuszone i powierzchowne. Zuza przyszła z nowym chłopakiem i zachowywała się tak, jakby nic się nie stało. Mama starała się być miła dla wszystkich, ale widziałam jej smutne oczy.

Czasem zastanawiam się, czy to ja przesadzam? Może świat naprawdę się zmienił i każdy musi dbać tylko o siebie? Ale przecież rodzina powinna być czymś więcej niż tylko przypadkowymi ludźmi pod jednym dachem…

Nie potrafię wybaczyć Zuzie tej decyzji. Czuję się zdradzona — nie tylko jako córka naszej mamy, ale też jako siostra. Czy naprawdę pieniądze są ważniejsze niż więzi rodzinne? Czy można jeszcze naprawić coś, co zostało tak głęboko zranione?

Czasem patrzę na mamę i zastanawiam się: czy kiedykolwiek będziemy jeszcze rodziną jak dawniej? Czy można odbudować zaufanie po czymś takim? Może to ja powinnam odpuścić… Ale czy wtedy nie zdradzę samej siebie?