Moja siostra wpadła w sidła oszusta. Czy mogę ją jeszcze uratować?

– Ela, błagam cię, posłuchaj mnie chociaż raz! – mój głos drżał, a w gardle czułem gulę. Stałem w kuchni, oparty o blat, patrząc jak moja młodsza siostra nerwowo przesuwa palcem po ekranie telefonu. Była już późna noc, mama spała za ścianą, a my znów wracaliśmy do tej samej rozmowy.

– Przestań! – syknęła Ela, nawet na mnie nie patrząc. – Ty nic nie rozumiesz. On mnie kocha. Pomaga mi, kiedy ty tylko prosisz o pieniądze.

Zatkało mnie. Przez chwilę nie mogłem złapać oddechu. Przecież to ja zawsze byłem tym starszym bratem, który ją chronił. To ja odbierałem ją z imprez, kiedy była jeszcze nastolatką i płakała przez chłopaka z klasy. To ja pożyczałem jej pieniądze na studia, kiedy mama zachorowała i wszystko się posypało.

A teraz? Teraz Ela była przekonana, że jakiś „Marek” z internetu jest jej wybawicielem. Poznała go na Facebooku dwa miesiące temu. Najpierw pisał do niej codziennie – komplementy, czułe słowa, zdjęcia z podróży po Europie. Potem zaczęły się prośby o drobne przysługi: doładowanie telefonu, przelew na bilet autobusowy, bo niby zgubił portfel. Ela wysyłała mu wszystko bez mrugnięcia okiem.

Kiedy poprosiłem ją o pomoc – bo sam straciłem pracę i miałem zaległości za mieszkanie – powiedziała, że nie może. Że musi odkładać na „wspólną przyszłość” z Markiem. Że on już planuje przyjazd do Polski i wtedy wszystko się zmieni.

– Ela, on cię wykorzystuje! – powiedziałem wtedy z rozpaczą. – Przecież nawet go nie widziałaś na żywo! Nie zauważyłaś, że za każdym razem prosi o pieniądze?

– Ty jesteś zazdrosny! – krzyknęła. – Bo w końcu ktoś mnie pokochał!

Wybiegła z kuchni, trzaskając drzwiami. Zostałem sam, słysząc tylko cichy szloch zza ściany.

Mama od miesięcy walczy z rakiem. Chemia wykańcza ją fizycznie i psychicznie. Ela pracuje na dwie zmiany w sklepie i jako opiekunka starszych osób, żeby starczyło na leki i rachunki. Ja próbuję łapać dorywcze prace, ale odkąd zamknęli naszą firmę budowlaną, wszystko się posypało.

Czułem się bezradny. Każda próba rozmowy kończyła się awanturą. Ela zamykała się w swoim pokoju i pisała z Markiem godzinami. Mama próbowała ją przekonać łagodniej:

– Córeczko, nie oddawaj mu pieniędzy… Może to nie jest ten, za kogo się podaje?

Ale Ela tylko wzdychała:

– Mamo, ty też? Nikt mnie nie rozumie.

Zacząłem szukać informacji o Marku w internecie. Zdjęcia, które wysyłał Eli, znalazłem na profilu jakiegoś niemieckiego modela. Napisałem do niego – odpisał po angielsku, że ktoś kradnie jego zdjęcia od miesięcy.

Pokazałem to Eli.

– To przypadek! – rzuciła tylko i zablokowała mnie na Messengerze.

Zacząłem się bać o nią coraz bardziej. Widziałem, jak chudnie, jak chodzi rozkojarzona. Mama płakała po nocach, bo nie miały już pieniędzy na kolejną chemię.

Pewnego wieczoru usłyszałem przez drzwi Eli:

– Tak, kochanie… już przelałam… Wiem, że wrócisz… Tak bardzo cię kocham…

Wszedłem bez pukania.

– Ela! Ile jeszcze mu wyślesz?!

Spojrzała na mnie z nienawiścią.

– Wynoś się! To nie twoja sprawa!

Wybiegłem z mieszkania i przez godzinę chodziłem po osiedlu. W głowie miałem mętlik: czy powinienem zgłosić sprawę na policję? Czy mam prawo wtrącać się w jej życie?

Następnego dnia znalazłem mamę płaczącą nad pustym portfelem.

– Synku… Ela zabrała wszystkie oszczędności… Nawet pieniądze na leki…

Wtedy coś we mnie pękło. Zadzwoniłem do Eli z innego numeru:

– Jeśli natychmiast nie przestaniesz wysyłać mu pieniędzy, zgłoszę sprawę na policję! On cię okrada!

Rozłączyła się bez słowa.

Wieczorem przyszła do domu blada jak ściana.

– Marek… przestał odpisywać… Zablokował mnie wszędzie… – wyszeptała.

Usiadła na podłodze i zaczęła płakać tak głośno, że mama musiała ją przytulić.

Przez kolejne tygodnie Ela była jak cień samej siebie. Nie chciała jeść ani rozmawiać. W końcu zgodziła się pójść ze mną na policję i do psychologa.

Dziś minęły trzy miesiące od tamtych wydarzeń. Ela powoli wraca do siebie, ale trauma została. Mama nadal walczy z chorobą, a ja próbuję być dla nich wsparciem.

Czasem patrzę na siostrę i myślę: jak łatwo można stracić czujność przez samotność i potrzebę bycia kochanym? Czy można uchronić bliskich przed własnymi błędami? A może każdy musi sam dotknąć dna, żeby uwierzyć w prawdę?