Przeznaczenie – Historia Kingi, która musiała wybrać między sobą a rodziną

— Przejdź do przodu, wszyscy muszą gdzieś dojechać! — usłyszałam za plecami szorstki głos starszej kobiety. Poczułam jej łokieć wbijający się w moje żebra. Autobus był przepełniony, powietrze stało w miejscu, a pot ściekał mi po karku. Sukienka, którą rano wybrałam z myślą o lekkości, teraz kleiła się do ciała jak mokry papier. Z trudem łapałam oddech, próbując nie myśleć o tym, że za chwilę zemdleję.

To był koniec maja, a upał nie odpuszczał od dwóch tygodni. W Warszawie wszystko wydawało się bardziej intensywne: zapachy, dźwięki, emocje. Wysiadłam na przystanku przy Placu Zbawiciela i przez chwilę stałam na chodniku, próbując dojść do siebie. Telefon zadzwonił. Mama.

— Kinga, gdzie jesteś? — Jej głos był napięty, jakby każda sekunda mojej nieobecności była dla niej osobistą zniewagą.

— Już idę, miałam problem z autobusem — odpowiedziałam, choć wiedziałam, że nie uwierzy. Mama zawsze oczekiwała ode mnie punktualności i posłuszeństwa. Nawet teraz, gdy miałam dwadzieścia siedem lat i własne życie.

W domu panował ten sam chaos co zawsze. Tata krzyczał na telewizor, komentując politykę, a młodszy brat Bartek trzaskał drzwiami swojego pokoju. Mama krzątała się w kuchni, rzucając mi krótkie spojrzenia spod zmarszczonych brwi.

— Znowu się spóźniłaś. — Jej głos był cichy, ale pełen wyrzutu.

— Przepraszam — odpowiedziałam automatycznie.

Usiadłam przy stole i zaczęłam obierać ziemniaki. Czułam się jak aktorka w kiepskim spektaklu, powtarzająca te same kwestie każdego dnia. W środku jednak narastał bunt. Ostatnio coraz częściej łapałam się na tym, że marzę o ucieczce. O życiu bez ciągłego poczucia winy i obowiązku.

Wieczorem zadzwonił Tomek. Poznaliśmy się przypadkiem na uczelni, kiedy jeszcze wierzyłam, że wszystko jest możliwe. Teraz był moją jedyną odskocznią od rodzinnej rutyny.

— Kinga, musimy pogadać — powiedział cicho.

— Co się stało?

— Dostałem propozycję pracy w Gdańsku. Chcę tam pojechać… i chciałbym, żebyś pojechała ze mną.

Serce zabiło mi mocniej. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu. Wyjazd? Zostawić wszystko?

— Nie wiem… — wyszeptałam. — Mama…

— Kinga! Ile jeszcze będziesz żyła dla niej? — przerwał mi zniecierpliwiony. — Masz prawo być szczęśliwa!

Rozłączyłam się bez słowa. Przez całą noc przewracałam się z boku na bok. W głowie kłębiły się myśli: obowiązek wobec rodziny czy własne życie? Czy naprawdę jestem winna mamie wszystko? Czy mogę pozwolić sobie na szczęście?

Następnego dnia podczas śniadania mama spojrzała na mnie uważnie.

— Coś się stało?

— Tomek dostał pracę w Gdańsku… Chce, żebym pojechała z nim.

W kuchni zapadła cisza. Tata nawet przestał mlaskać.

— I co zamierzasz? — zapytała mama chłodno.

— Nie wiem…

— Myślałam, że jesteś rozsądna — powiedziała z goryczą. — Tu jest twój dom. My cię potrzebujemy.

Bartek spojrzał na mnie spod byka.

— Zawsze musisz robić dramaty — mruknął.

Wyszłam z domu trzaskając drzwiami. Szłam bez celu przez rozgrzane ulice Warszawy, próbując zrozumieć siebie. Czy naprawdę jestem egoistką? Czy to źle chcieć czegoś więcej?

Wieczorem spotkałam się z Tomkiem nad Wisłą. Siedzieliśmy na schodkach i patrzyliśmy na odbijające się w wodzie światła miasta.

— Boję się — przyznałam cicho.

— Czego?

— Że jeśli wyjadę, mama już nigdy mi nie wybaczy… A jeśli zostanę, nigdy sobie nie wybaczę.

Tomek objął mnie ramieniem.

— Kinga, życie masz tylko jedno. Jeśli nie spróbujesz, zawsze będziesz żałować.

Wróciłam do domu późno w nocy. Mama czekała w kuchni.

— Wiesz… kiedy byłam w twoim wieku, też chciałam wyjechać — powiedziała niespodziewanie miękko. — Ale zostałam przez babcię. I czasem żałuję…

Spojrzałyśmy na siebie inaczej niż zwykle – jak dwie kobiety, a nie matka i córka.

— Chciałabym cię zatrzymać… ale nie mogę cię więzić — dodała cicho.

Łzy napłynęły mi do oczu. Po raz pierwszy poczułam ulgę i strach jednocześnie.

Dwa tygodnie później stałam na peronie z walizką w ręku. Mama przytuliła mnie mocno.

— Pamiętaj, że zawsze możesz wrócić — szepnęła.

Pociąg ruszył powoli. Patrzyłam przez okno na oddalającą się Warszawę i zastanawiałam się: czy to naprawdę przeznaczenie prowadzi nas przez życie? Czy może to tylko odwaga do podjęcia decyzji?

Czasem myślę: czy można być szczęśliwym bez poczucia winy? A może każda wolność ma swoją cenę?