Przepraszam za długie czekanie… Historia Marcina, który wrócił do domu po latach
Przepraszam za długie czekanie… Wiem, mamo, że czekałaś na mnie z obiadem, a ja znowu się spóźniłem. Ale czy naprawdę chodzi tylko o ten obiad? Czy może o coś więcej, czego nie umiemy sobie powiedzieć? Kiedy przekraczałem próg naszego mieszkania na ulicy Słowackiego, poczułem znajomy zapach pieczonego schabu i buraczków. Przez chwilę miałem ochotę cofnąć się na klatkę schodową i udawać, że mnie tu nie ma. Ale drzwi już się otworzyły, a mama stała w progu z tym swoim uśmiechem, który zawsze był trochę smutny.
– Marcin, w końcu jesteś! – powiedziała, jakby chciała ukryć rozczarowanie. – Zimne już wszystko…
– Przepraszam, miałem jeszcze coś do załatwienia w mieście – skłamałem. Tak naprawdę siedziałem na ławce w parku i patrzyłem na ludzi, którzy wydawali się mieć swoje życie poukładane lepiej niż ja.
Usiadłem przy stole. Mama nakładała mi jedzenie z przesadną troską, jakby chciała nadrobić te wszystkie lata mojej nieobecności. Dwa lata studiów w Poznaniu minęły szybciej, niż się spodziewałem. Na początku wracałem na każde święta, na wakacje. Ale potem coraz rzadziej. Przyjaciele się rozjechali, nie było już do kogo wracać. Miasto stało się jeszcze mniejsze, duszniejsze.
– Jak tam na uczelni? – zapytała mama, próbując nawiązać rozmowę.
– W porządku – odpowiedziałem krótko. Nie chciałem mówić o tym, że nie wiem, czy wybrałem dobry kierunek. Że czuję się tam obco. Że czasem mam ochotę rzucić wszystko i wyjechać jeszcze dalej.
– A dziewczyna jakaś jest? – ciągnęła dalej.
– Nie teraz, mamo.
Zamilkliśmy. W kuchni słychać było tylko tykanie zegara i szum samochodów za oknem. Przypomniałem sobie, jak kiedyś marzyłem o tym, żeby stąd uciec. Żeby nie musieć codziennie patrzeć na te same twarze w sklepie spożywczym, słuchać plotek sąsiadek i udawać przed rodziną, że wszystko jest w porządku.
Po obiedzie poszedłem do swojego pokoju. Nic się tu nie zmieniło – te same plakaty na ścianach, książki poukładane według jakiegoś dawnego klucza. Usiadłem na łóżku i otworzyłem stary dziennik. „Przepraszam, że tak długo…” – napisałem kiedyś na pierwszej stronie. Przepraszam za co? Za to, że nie jestem taki, jakiego chciała mama? Za to, że nie potrafię być wdzięczny za jej troskę?
Wieczorem zadzwonił tata. Od kiedy wyjechał do Niemiec za pracą, rozmawiamy rzadko. Mama zawsze mówi, że robi to dla nas. Ale ja wiem, że robi to też dla siebie – żeby nie musieć patrzeć na nasze codzienne kłótnie.
– Cześć synu – usłyszałem w słuchawce jego zmęczony głos.
– Cześć tato.
– Jak tam w domu?
– Jak zwykle.
– Dbaj o mamę – powiedział tylko i rozłączył się szybko.
Dbaj o mamę… A kto zadba o mnie? O nas wszystkich?
W nocy długo nie mogłem zasnąć. Słyszałem przez ścianę cichy płacz mamy. Chciałem pójść do niej, powiedzieć coś pocieszającego, ale zabrakło mi odwagi. Zawsze brakowało mi odwagi w ważnych momentach.
Następnego dnia postanowiłem wyjść na spacer po mieście. Spotkałem Kasię – dawną koleżankę z liceum.
– Marcin! Ty tu? Myślałam, że już nigdy nie wrócisz – zaśmiała się nerwowo.
– Sam nie wiem, czy wróciłem na dobre – odpowiedziałem szczerze.
Poszliśmy razem nad rzekę. Kasia opowiadała o swoim życiu – została tu po maturze, pracuje w urzędzie miasta, wychowuje samotnie syna.
– Czasem żałuję, że nie spróbowałam czegoś innego – powiedziała nagle. – Ale może tak miało być?
Patrzyłem na nią i zastanawiałem się, czy ja też będę kiedyś żałował swoich wyborów. Czy można wrócić do miejsca, które już dawno przestało być domem?
Wieczorem mama zaproponowała wspólne oglądanie zdjęć z dzieciństwa. Przeglądaliśmy albumy, śmialiśmy się z moich głupich min na szkolnych przedstawieniach. Przez chwilę poczułem się znowu jak dziecko – bezpieczny i kochany.
Ale potem wróciła rzeczywistość. Mama zaczęła mówić o tym, jak bardzo się martwi o moją przyszłość. Że powinnam znaleźć stałą pracę, założyć rodzinę.
– Mamo, proszę… Nie chcę teraz o tym rozmawiać.
– Ale kiedy? Zawsze uciekasz od rozmowy! – podniosła głos.
– Bo nie rozumiesz! Nie wszystko jest takie proste!
Wybiegłem z domu trzaskając drzwiami. Szedłem bez celu przez puste ulice miasta. Czułem w sobie gniew i żal – do niej, do ojca, do siebie samego.
Wróciłem późno w nocy. Mama spała już w swoim pokoju. Na stole zostawiła dla mnie kartkę: „Przepraszam za wszystko. Kocham Cię”.
Usiadłem przy kuchennym stole i płakałem jak dziecko. Może nigdy nie nauczę się rozmawiać z mamą tak naprawdę? Może zawsze będziemy się mijać?
Czasem zastanawiam się: czy można naprawić to, co przez lata psuliśmy milczeniem? Czy wystarczy jedno „przepraszam”, żeby zacząć od nowa? Co byście zrobili na moim miejscu?