Obietnica, która zmieniła wszystko: Historia Kingi z Wrocławia
Teraz wszystko zmieni się na zawsze. Obiecuję…
Słowa te powtarzałam w myślach jak mantrę, stojąc za ladą sklepu z AGD na obrzeżach Wrocławia. Do zamknięcia zostało dwadzieścia minut. O tej porze rzadko przychodzili klienci. To nie był spożywczak, gdzie można szybko wrzucić coś do koszyka. Elektronikę trzeba wybierać z głową. Kosztuje sporo złotych. Rozejrzałam się po przestronnej hali – pusto. Nawet konsultanci zniknęli już na zapleczu, zostawiając mnie samą z myślami i cichym brzęczeniem klimatyzacji.
Zawsze lubiłam tę ciszę przed zamknięciem. Pozwalała mi zebrać myśli, poukładać w głowie sprawy dnia codziennego. Dziś jednak czułam niepokój, jakby coś miało się wydarzyć. Może to przez telefon od mamy sprzed kilku godzin – jej głos był drżący, a słowa urywane. „Kinga, musisz wrócić dziś wcześniej. To ważne.” Nie pytałam dlaczego. Od miesięcy między nami wisiała niewypowiedziana tajemnica.
Nagle drzwi sklepu otworzyły się z charakterystycznym dźwiękiem dzwonka. Zdziwiłam się – kto przychodzi po elektronikę tuż przed zamknięciem? W drzwiach stanął mężczyzna w ciemnej kurtce, z siwymi włosami i zmęczonym spojrzeniem. Przez chwilę nie mogłam uwierzyć własnym oczom.
— Cześć, Kinga — powiedział cicho, jakby bał się, że go odpędzę.
Serce mi zamarło. Ojciec. Nie widziałam go od pięciu lat, odkąd odszedł do innej kobiety i zostawił nas z mamą samych z długami i rozbitym domem. Przez te lata próbowałam zapomnieć o jego zdradzie, o łzach mamy i własnej bezsilności. Teraz stał przede mną jak cień przeszłości.
— Co ty tu robisz? — zapytałam chłodno, starając się ukryć drżenie głosu.
— Musiałem cię zobaczyć… Proszę, wysłuchaj mnie — odpowiedział, a jego oczy błyszczały od łez.
Zacisnęłam dłonie na blacie lady. W głowie kłębiły się wspomnienia: święta bez niego, mama płacząca nocami, rachunki nie do zapłacenia. Chciałam krzyczeć, ale nie mogłam wydobyć z siebie głosu.
— Nie mam ci nic do powiedzenia — syknęłam przez zaciśnięte zęby.
— Kinga… Wiem, że zawiodłem. Wiem, że nie zasługuję na wybaczenie. Ale musisz wiedzieć… jestem chory. Lekarze dają mi kilka miesięcy — powiedział i spuścił wzrok.
Poczułam, jak nogi uginają się pode mną. Choroba? To jakiś żart? Przez chwilę miałam ochotę wybuchnąć śmiechem – ironia losu była okrutna. On wraca wtedy, gdy już nie ma nic do stracenia?
— I co teraz? Mam ci współczuć? — zapytałam ostro.
— Nie… Chciałem tylko przeprosić. I poprosić cię… żebyś spróbowała mi wybaczyć. Chociaż trochę — wyszeptał.
W tej chwili do sklepu wszedł kierownik, pan Marek.
— Kinga, wszystko w porządku? — spojrzał podejrzliwie na mojego ojca.
— Tak, już zamykam — odpowiedziałam szybko.
Ojciec cofnął się o krok.
— Poczekam na zewnątrz — rzucił i wyszedł na chłodne powietrze wieczoru.
Zamknęłam kasę drżącymi rękami. W głowie miałam mętlik. Czy powinnam wyjść do niego? Czy powinnam pozwolić mu wejść z powrotem do mojego życia?
Wyszłam przed sklep. Stał oparty o ścianę, skulony jak zbity pies.
— Mama wie? — zapytałam cicho.
— Tak… Byłem dziś u niej. Nie chciała mnie widzieć — odpowiedział smutno.
Przez chwilę staliśmy w milczeniu. W końcu odezwał się ponownie:
— Kinga… Wiem, że nie naprawię tego, co zrobiłem. Ale chciałbym choć raz jeszcze poczuć, że mam rodzinę…
Spojrzałam na niego i zobaczyłam człowieka złamanego przez życie, nie tego dumnego ojca sprzed lat. Przez moment poczułam litość – ale zaraz potem gniew wrócił ze zdwojoną siłą.
— Rodzina to nie tylko słowa — powiedziałam twardo. — Rodzina to odpowiedzialność. Ty ją porzuciłeś.
— Wiem… Ale czy człowiek nie zasługuje na drugą szansę?
Nie odpowiedziałam. Ruszyłam w stronę przystanku tramwajowego, czując jego wzrok na plecach.
W domu mama siedziała przy kuchennym stole z kubkiem herbaty w dłoniach. Jej oczy były czerwone od płaczu.
— Był u mnie — powiedziała cicho.
Usiadłam naprzeciwko niej i przez chwilę milczałyśmy obie.
— Co teraz zrobimy? — zapytała po chwili.
Nie wiedziałam. Całe życie czekałam na ten moment – konfrontację, możliwość wyrzucenia mu wszystkiego prosto w twarz. A teraz czułam pustkę i żal.
Noc była niespokojna. Przewracałam się z boku na bok, rozmyślając nad słowami ojca. Czy naprawdę zasługiwał na drugą szansę? Czy potrafiłabym mu wybaczyć?
Następnego dnia poszłam do szpitala. Znalazłam go na oddziale onkologii – leżał sam w sali, blady i słaby.
— Przyszłaś… — wyszeptał z niedowierzaniem.
Usiadłam przy jego łóżku i przez długi czas milczeliśmy oboje.
— Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć — powiedziałam w końcu. — Ale mogę spróbować być przy tobie…
Uśmiechnął się słabo i ścisnął moją dłoń.
Dziś wiem jedno: życie jest pełne niespodzianek i trudnych wyborów. Czasem trzeba zmierzyć się z przeszłością, żeby móc ruszyć dalej. Czy wybaczenie naprawdę leczy rany? A może są blizny, które zostają już na zawsze?