Miłość, która boli: Historia Weroniki, Marka i rodzinnych tajemnic
– Czy widzisz, jak na ciebie patrzy? Z miłością i podziwem – oznajmiła duma matki, nie odrywając wzroku od mnie i Marka. Siedziałyśmy przy kuchennym stole, a przez uchylone drzwi do łazienki słychać było szum wody. Mama zawsze miała ten ton – jakby już wszystko było ustalone, jakby moje życie należało do niej.
Wiedziałam, że patrzy na mnie w szczególny sposób, z miłością i zachwytem – oznajmiłam z satysfakcją, choć w środku czułam niepokój. To nie była cała prawda. Marek wyszedł z łazienki, owinięty jedynie ręcznikiem. Krople wody połyskiwały na wyrzeźbionych mięśniach klatki piersiowej. Nie mężczyzna, a samo marzenie – pomyślałam, choć serce ścisnęło mi się z bólu. Usiadł na krawędzi łóżka i sięgnął, by mnie pocałować. Odwróciłam głowę.
– Co jest? – zapytał cicho, niemal szeptem, jakby bał się, że mama usłyszy.
– Nic – odpowiedziałam szybko, zbyt szybko. Wstałam i zaczęłam zbierać kubki ze stołu. Mama spojrzała na mnie z dezaprobatą.
– Weronika, nie bądź dziecinna. Marek cię kocha. Wszyscy to widzą.
Marek spojrzał na mnie pytająco. W jego oczach była troska, ale też coś jeszcze – cień niepewności. Ostatnio coraz częściej widziałam ten cień.
Zamknęłam się w łazience pod pretekstem poprawienia makijażu. Oparłam się o zimne kafelki i próbowałam złapać oddech. Moja matka zawsze wiedziała lepiej. To ona wybrała dla mnie Marka – syna jej przyjaciółki z pracy, chłopaka z „dobrego domu”, przyszłego lekarza. Wszystko miało być idealnie. Tylko dlaczego czułam się coraz bardziej jak aktorka w źle napisanej sztuce?
Kiedy wróciłam do pokoju, Marek już się ubrał. Siedział na kanapie i przeglądał coś w telefonie.
– Weronika… – zaczął niepewnie. – Ostatnio jesteś jakaś inna. Co się dzieje?
Chciałam mu powiedzieć prawdę: że duszę się w tym związku, że nie wiem już, czy to jest miłość czy tylko przyzwyczajenie. Ale matka siedziała tuż obok i patrzyła na mnie tym swoim przenikliwym wzrokiem.
– Nic się nie dzieje – powtórzyłam mechanicznie.
Wieczorem leżałam w łóżku i słuchałam odgłosów miasta za oknem. Marek spał obok mnie, oddychał spokojnie, jakby nic złego nie mogło się wydarzyć. A ja nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się myśli: o tym, jak bardzo chciałabym wyjechać do Krakowa na studia artystyczne; o tym, jak bardzo boję się zawieść mamę; o tym, jak bardzo chciałabym poczuć się wolna.
Następnego dnia spotkałam się z Magdą, moją przyjaciółką jeszcze z liceum.
– Wyglądasz na zmęczoną – zauważyła od razu.
– Nie śpię ostatnio dobrze – przyznałam.
– To przez Marka?
Wzruszyłam ramionami.
– Nie wiem… Może przez wszystko naraz. Mama naciska, Marek też… A ja czuję się jakby ktoś zamknął mnie w klatce.
Magda spojrzała na mnie uważnie.
– Weronika, musisz pomyśleć o sobie. To twoje życie.
Wiedziałam, że ma rację. Ale jak powiedzieć to mamie? Jak powiedzieć Markowi?
Wieczorem wróciłam do domu później niż zwykle. Mama czekała na mnie w kuchni.
– Gdzie byłaś? Martwiłam się.
– Spotkałam się z Magdą.
– Znowu ta Magda… Ona zawsze ci miesza w głowie.
Poczułam narastającą złość.
– Mamo, to moja przyjaciółka!
– Przyjaciółka czy ktoś, kto chce cię odciągnąć od porządnego życia? Weronika, ty nie rozumiesz… Marek to dobry chłopak! On cię kocha!
– A ja? Czy ja siebie kocham? – wybuchłam nagle. – Czy ktoś w ogóle pyta mnie o zdanie?
Mama zamilkła na chwilę. W jej oczach pojawiły się łzy.
– Ja tylko chcę dla ciebie dobrze…
Pobiegłam do swojego pokoju i zatrzasnęłam drzwi. Po raz pierwszy poczułam ulgę, że powiedziałam to głośno.
Przez kolejne dni unikałam rozmów z Markiem i mamą. Chodziłam na długie spacery po parku, rozmawiałam z Magdą przez telefon i próbowałam poukładać sobie wszystko w głowie. Wiedziałam już jedno: nie mogę dalej żyć cudzym życiem.
W końcu zebrałam się na odwagę i zaprosiłam Marka na rozmowę.
– Marek… Muszę ci coś powiedzieć – zaczęłam drżącym głosem.
Spojrzał na mnie poważnie.
– Domyślam się…
Zaskoczył mnie tym wyznaniem.
– Od dawna czuję, że coś jest nie tak – powiedział cicho. – Ale bałem się zapytać wprost.
Zrobiło mi się go żal. Był dobrym człowiekiem, ale nie był moim marzeniem.
– Przepraszam… – wyszeptałam.
Uśmiechnął się smutno.
– Lepiej teraz niż za późno…
Po tej rozmowie poczułam ulgę i strach jednocześnie. Wiedziałam, że teraz muszę porozmawiać z mamą.
Wieczorem usiadłyśmy naprzeciwko siebie w kuchni. Mama patrzyła na mnie długo, jakby próbowała odczytać moje myśli.
– Rozstałaś się z Markiem? – zapytała bez emocji.
Skinęłam głową.
– Dlaczego? Przecież wszystko było dobrze…
– Dla kogo było dobrze? Dla ciebie czy dla mnie?
Mama spuściła wzrok.
– Bałam się… Bałam się, że popełnisz moje błędy…
Zaskoczyła mnie tym wyznaniem. Po raz pierwszy zobaczyłam w niej nie tylko matkę, ale też kobietę pełną lęków i niespełnień.
Przytuliłyśmy się bez słów. Wiedziałam, że przed nami długa droga do wzajemnego zrozumienia.
Dziś siedzę przy oknie i patrzę na świat z nową nadzieją. Wiem już, że muszę żyć po swojemu – nawet jeśli to boli innych. Czy można być szczęśliwym bez ranienia tych, których kochamy? Czy odwaga do bycia sobą zawsze musi kosztować aż tyle?