Czy można być niewidzialnym we własnym domu? Historia Magdy z Poznania

– Magda, gdzie są moje klucze?! – głos Andrzeja przebił się przez ścianę ciszy, która od rana panowała w naszym mieszkaniu. Znowu. Zawsze to samo pytanie, zawsze ten sam ton, jakby to była wyłącznie moja odpowiedzialność, żeby wszystko było na swoim miejscu.

Zanim zdążyłam odpowiedzieć, usłyszałam trzask drzwi od pokoju syna. Michał, mój piętnastoletni syn, zszedł na dół z miną obrażonego księcia. Nawet nie spojrzał w moją stronę.

– Mamo, gdzie są moje buty do kosza? – rzucił przez ramię, już szperając w przedpokoju.

– Tam, gdzie je zostawiłeś, Michał – odpowiedziałam cicho, ale on już mnie nie słuchał.

Czułam się jak powietrze. Jakby mnie tu nie było. Jakby wszystko działo się obok mnie, a ja byłam tylko dodatkiem do ich życia – kucharką, sprzątaczką, niewidzialną ręką, która podaje klucze i znajduje zgubione rzeczy.

Kiedyś było inaczej. Pamiętam nasze pierwsze lata z Andrzejem. Śmialiśmy się z byle czego, potrafiliśmy rozmawiać godzinami. Nawet kiedy pojawiły się dzieci – najpierw Ola, potem Michał – byliśmy drużyną. Ale coś się zmieniło. Może to ja się zmieniłam? Może to oni?

Ola wróciła późno ze szkoły. Miała słuchawki na uszach i nawet nie spojrzała na mnie, kiedy wchodziła do kuchni.

– Cześć, kochanie – powiedziałam z nadzieją.

– Cześć – mruknęła i zamknęła się w swoim pokoju.

Usiadłam przy stole z kubkiem zimnej już kawy. Przez chwilę patrzyłam na swoje odbicie w oknie. Zmęczona twarz, cienie pod oczami. Kiedy ostatni raz ktoś zapytał mnie, jak się czuję? Czy ktoś zauważył, że od tygodni nie śpię po nocach?

Wieczorem Andrzej wrócił z pracy. Wszedł do kuchni i bez słowa wyciągnął z lodówki piwo.

– Co na obiad? – zapytał beznamiętnie.

– Zrobiłam twoje ulubione gołąbki – odpowiedziałam z nadzieją na uśmiech.

– Mhm – burknął i zniknął przed telewizorem.

Wtedy poczułam coś dziwnego. Jakby ktoś ścisnął mnie za gardło. Przez chwilę miałam ochotę krzyknąć: „Czy wy mnie w ogóle widzicie? Czy ja jeszcze istnieję dla was?”

Ale nie krzyknęłam. Po prostu posprzątałam po kolacji i zamknęłam się w łazience. Tam mogłam być sama ze sobą. Tam mogłam płakać bez świadków.

Następnego dnia rano Ola zeszła do kuchni szybciej niż zwykle. Wyglądała na zdenerwowaną.

– Mamo, podpisałaś mi zgodę na wycieczkę? – rzuciła oskarżycielskim tonem.

– Tak, leży na stole – odpowiedziałam spokojnie.

– Mogłaś mi powiedzieć wcześniej! – fuknęła i wyszła trzaskając drzwiami.

Znowu poczułam to ukłucie w sercu. Przecież próbuję być dla nich. Próbuję pamiętać o wszystkim. Ale cokolwiek zrobię, zawsze jest źle.

Wieczorem zadzwoniła moja mama.

– Magda, jak się czujesz? Dawno nie dzwoniłaś…

Chciałam powiedzieć jej prawdę. Chciałam wykrzyczeć: „Mamo, jestem zmęczona! Jestem sama! Nikt mnie tu nie widzi!” Ale powiedziałam tylko:

– Wszystko dobrze, mamo. Dużo pracy.

Po rozmowie długo siedziałam w ciemności. Przypomniałam sobie dzieciństwo – ciepło rodzinnego domu, zapach ciasta drożdżowego, śmiech taty… Czy moje dzieci będą miały takie wspomnienia? Czy będą pamiętać matkę jako kogoś obecnego czy tylko jako cień?

Kilka dni później wydarzyło się coś, co przelało czarę goryczy.

Była sobota. Andrzej miał wolne. Zaproponowałam wspólny spacer nad Wartą.

– Może pójdziemy razem? Dawno nigdzie nie byliśmy całą rodziną…

Andrzej spojrzał na mnie z irytacją:

– Magda, daj spokój. Mam ochotę odpocząć. Poza tym Ola ma korepetycje, Michał idzie do kolegi…

– Ale może chociaż we dwoje? – zapytałam cicho.

– Nie mam siły na spacery – uciął temat i wrócił do gazety.

Poczułam się jak intruz we własnym domu. Jakby moje potrzeby były czymś niewygodnym dla wszystkich.

Tego wieczoru długo nie mogłam zasnąć. Wstałam po północy i zeszłam do kuchni po wodę. Zastałam tam Olę, która płakała cicho przy stole.

– Co się stało? – zapytałam delikatnie.

Ola spojrzała na mnie spuchniętymi oczami.

– Pokłóciłam się z Anią… Ona mówi wszystkim w klasie o moich problemach…

Przytuliłam ją mocno. Po raz pierwszy od miesięcy poczułam bliskość z własnym dzieckiem.

– Kochanie, jestem tu dla ciebie. Zawsze możesz mi powiedzieć wszystko – wyszeptałam.

Ola wtuliła się we mnie jak wtedy, gdy była mała dziewczynką.

Przez chwilę poczułam nadzieję. Może jeszcze nie wszystko stracone?

Ale następnego dnia wszystko wróciło do normy. Ola znów była zamknięta w sobie, Michał ignorował moje pytania o szkołę, a Andrzej coraz częściej wychodził wieczorami pod pretekstem spotkań służbowych.

Zaczęłam podejrzewać, że coś jest nie tak. Pewnego dnia zobaczyłam wiadomość na jego telefonie: „Dziękuję za wczoraj. Było cudownie.” Nie podpisała się żadna Kasia czy Ania – tylko inicjały: K.S.

Serce mi zamarło. Przez kilka dni chodziłam jak w transie. Nie miałam odwagi zapytać Andrzeja wprost. Bałam się odpowiedzi bardziej niż niewiedzy.

W końcu zebrałam się na odwagę podczas niedzielnego obiadu.

– Andrzej… Musimy porozmawiać.

Spojrzał na mnie zniecierpliwiony:

– O czym?

– O nas… O tym, co się dzieje między nami…

Wzruszył ramionami:

– Nic się nie dzieje. Po prostu jesteśmy zmęczeni.

– Kim jest K.S.? – zapytałam cicho.

Zapanowała cisza tak gęsta, że aż bolało mnie w uszach.

Andrzej spuścił wzrok:

– To nie twoja sprawa.

Wtedy pękło we mnie coś ostatecznie. Wstałam od stołu i wyszłam z domu bez słowa. Szłam przed siebie ulicami Poznania, nie wiedząc dokąd idę. Czułam tylko ból i pustkę.

Przez kilka godzin siedziałam na ławce nad Wartą i płakałam jak dziecko. W końcu zadzwoniła mama:

– Magda… gdzie jesteś? Ola płacze…

Wróciłam do domu późno w nocy. Ola czekała na mnie w kuchni.

– Mamo… przepraszam za wszystko…

Przytuliłyśmy się mocno i płakałyśmy razem.

Od tamtej pory zaczęłyśmy rozmawiać częściej – o wszystkim i o niczym. Michał też powoli zaczął otwierać się przede mną, choć nadal był zamknięty w sobie.

Z Andrzejem już nigdy nie było tak samo. Przestaliśmy udawać szczęśliwą rodzinę. Zdecydowałam się na terapię indywidualną i powoli zaczęłam odzyskiwać siebie.

Dziś wiem jedno: można być niewidzialnym we własnym domu. Można być ignorowanym przez najbliższych i czuć się samotnym nawet wśród ludzi, których kochasz najbardziej na świecie.

Ale czy to znaczy, że trzeba się poddać? Czy warto walczyć o siebie nawet wtedy, gdy wszyscy wokół zdają się tego nie zauważać?