Czy będziesz na mnie czekać? Historia Wandy, która zapomniała o sobie
– Będziesz na mnie czekać? – zapytał Marek, zamykając za sobą drzwi. Jego głos odbił się echem w pustym przedpokoju. Nie odpowiedziałam. Stałam w łazience, patrząc w lustro, próbując znaleźć w nim tę Wandę sprzed lat. Przekrzywiłam głowę w jedną stronę, potem w drugą. Zmarszczki pod oczami, sine cienie, usta bez wyrazu. „No ale mówią, że trzeba kochać siebie w każdej wersji” – przypomniałam sobie słowa psycholożki z telewizji. Tylko co tu właściwie kochać?
Marek wyszedł do pracy jak co dzień. Syn, Bartek, już dawno wyfrunął z domu i mieszka z dziewczyną w Gdańsku. Córka, Ola, jeszcze studiuje, ale coraz rzadziej wraca na weekendy. Zostałam sama z kotem i własnymi myślami. Kiedyś wydawało mi się, że wiecznie będę młodziutka, że życie będzie się toczyć jak w filmie – szybkie sceny, śmiech, przyjaciele, plany na przyszłość. Teraz czas płynie inaczej. Każdy dzień podobny do poprzedniego, a ja coraz częściej łapię się na tym, że nie wiem, po co wstaję rano z łóżka.
Zadzwoniła mama. – Wandziu, pamiętasz o mojej wizycie u lekarza? – spytała z wyrzutem. Oczywiście, że pamiętałam. Jak mogłabym zapomnieć? Od lat jestem tą osobą, która pamięta za wszystkich: o urodzinach, wizytach, rachunkach i zakupach. Nawet Marek nie wie, gdzie trzyma skarpetki – zawsze pyta mnie. A ja? Kto pamięta o mnie?
W pracy też nie jest lepiej. Pracuję jako księgowa w małej firmie budowlanej. Szefowa traktuje mnie jak powietrze – dopóki wszystko się zgadza w papierach, nie istnieje dla niej jako człowiek. Koleżanki rozmawiają o dietach i nowych serialach na Netfliksie. Ja milczę. Nie mam nic do powiedzenia. Czasem czuję się jak duch.
Wieczorem Marek wrócił późno. Pachniał obcymi perfumami. – Byłaś u mamy? – zapytał od progu.
– Byłam – odpowiedziałam krótko.
– Dobrze. Jutro muszę zostać dłużej w pracy.
Nie pytał, jak się czuję. Nie pytał o moje plany. Od miesięcy nie pytał o nic poza sprawami domowymi. Kiedyś byliśmy blisko – śmialiśmy się z głupot, chodziliśmy na spacery po parku, planowaliśmy podróże. Teraz każde z nas żyje swoim życiem pod jednym dachem.
W nocy długo nie mogłam zasnąć. Wpatrywałam się w sufit i myślałam o tym pytaniu: „Będziesz na mnie czekać?” Ile razy w życiu czekałam na innych? Na Marka, aż wróci z pracy. Na dzieci, aż zadzwonią albo przyjadą na święta. Na mamę, aż przestanie narzekać i powie mi coś miłego. Na siebie samą – aż w końcu poczuję się szczęśliwa.
Rano obudziłam się zmęczona jak po całonocnej podróży pociągiem bez przystanków. W kuchni czekała kartka od Marka: „Zostaję dłużej w pracy. Obiad w lodówce.” Westchnęłam ciężko i usiadłam przy stole z kubkiem kawy. Kot ocierał się o moje nogi, domagając się uwagi.
Postanowiłam wyjść na spacer do parku. Było chłodno, ale słońce przebijało się przez chmury. Usiadłam na ławce i patrzyłam na ludzi: młode matki z dziećmi, starsze panie z psami, zakochane pary trzymające się za ręce. Poczułam ukłucie zazdrości i smutku jednocześnie.
Obok usiadła starsza kobieta z siwymi włosami spiętymi w kok.
– Piękny dzień, prawda? – zagadnęła.
– Tak… – odpowiedziałam niepewnie.
– Ja zawsze przychodzę tu sama – powiedziała z uśmiechem. – Mój mąż zmarł dziesięć lat temu. Dzieci mieszkają za granicą. Ale wie pani co? Nauczyłam się lubić własne towarzystwo.
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
– To możliwe?
– Oczywiście! – roześmiała się cicho. – Najpierw było trudno. Ale potem odkryłam rzeczy, które sprawiają mi radość: czytam książki, maluję akwarele… Nawet zaczęłam chodzić na jogę dla seniorów!
Zazdrościłam jej tej pewności siebie i spokoju.
Wróciłam do domu z dziwnym uczuciem pod skórą – jakby coś we mnie pękło i zaczęło się goić od nowa. Przez kolejne dni próbowałam robić coś tylko dla siebie: poszłam do kina sama (po raz pierwszy od lat!), kupiłam farby i blok do rysowania (choć nie umiem malować), zaczęłam czytać książkę poleconą przez Olę.
Marek tego nie zauważał albo udawał, że nie widzi zmian. Nadal wracał późno i coraz częściej milczał przy kolacji.
Pewnego wieczoru zebrałam się na odwagę.
– Marek… czy ty mnie jeszcze kochasz?
Spojrzał na mnie zdziwiony.
– Co ty mówisz? Przecież jesteśmy razem tyle lat…
– Ale czy jesteśmy razem? Czy tylko obok siebie?
Nie odpowiedział od razu. Wstał od stołu i wyszedł do drugiego pokoju.
Zostałam sama z ciszą i swoim pytaniem.
Minęły tygodnie. Zaczęłam coraz bardziej lubić swoje towarzystwo – choć czasem bolało mnie serce na myśl o tym wszystkim, co straciłam przez lata czekania na innych.
Dziś patrzę w lustro inaczej niż kiedyś. Widzę zmarszczki i cienie pod oczami, ale widzę też kobietę, która przestała być tylko tłem dla cudzych historii.
Czy będziesz na mnie czekać? Może już nie muszę czekać na nikogo poza sobą samą?
A wy? Na kogo czekacie? I czy warto?