Niezwykła przyjaciółka – historia zdrady i przebaczenia

— Po co mi to wszystko opowiedziałaś? — cicho, obcym głosem, zapytałam Dorotę. Sama nie wiem — równie głucho odparła Kinga. Chciała coś dodać, ale natknęła się na mój wzrok — kłujący, podejrzliwy, przenikliwy. Tak patrzy się na kogoś, komu już się nie wierzy.

Ten piątek miał być jak każdy inny. Po pracy spotkałyśmy się w naszej ulubionej kawiarni na Mokotowie. Zawsze zamawiałyśmy to samo: ja latte z cynamonem, ona czarną kawę bez cukru. Rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym — o szefie, który znów miał zły humor, o sąsiadce z dołu, która trzaska drzwiami, o planach na wakacje. Ale tego dnia Kinga była inna. Milczała dłużej niż zwykle, bawiła się łyżeczką, nie patrzyła mi w oczy.

— Coś się stało? — zapytałam w końcu, próbując rozładować napięcie.

Westchnęła ciężko i spojrzała przez okno na szarą ulicę. — Muszę ci coś powiedzieć, Dorota. Coś ważnego.

Serce zaczęło mi bić szybciej. W głowie pojawiły się najgorsze scenariusze: choroba, wyjazd za granicę, zwolnienie z pracy. Ale to, co usłyszałam, było gorsze niż wszystko, czego się spodziewałam.

— Pamiętasz ten wieczór sprzed dwóch miesięcy? Kiedy wróciłaś wcześniej z delegacji?

Poczułam zimny dreszcz na plecach. Oczywiście, że pamiętałam. Wtedy po raz pierwszy pokłóciłam się z mężem tak poważnie. Oskarżyłam go o zdradę, bo znalazłam w jego telefonie wiadomości od nieznanej kobiety. On przysięgał, że to tylko koleżanka z pracy.

— To byłam ja — wyszeptała Kinga.

Nie rozumiałam. Przez chwilę miałam wrażenie, że śnię.

— Co ty mówisz?

— To ja pisałam do Michała… Spotykaliśmy się przez kilka tygodni. Nie chciałam cię skrzywdzić… To wszystko wymknęło się spod kontroli.

Zrobiło mi się niedobrze. Chciałam wstać i wybiec z kawiarni, ale nogi odmówiły posłuszeństwa. Siedziałam jak sparaliżowana, patrząc na nią z niedowierzaniem.

— Dlaczego? — zapytałam w końcu drżącym głosem.

— Sama nie wiem… Byłam samotna po rozstaniu z Pawłem. Michał był dla mnie wsparciem… Nie planowałam tego. Przysięgam.

W tej chwili wszystko we mnie pękło. Przez lata ufałam Kindze bezgranicznie. Była moją powierniczką, siostrą, której nigdy nie miałam. Pomagała mi przejść przez najtrudniejsze chwile: śmierć mamy, problemy w pracy, kryzys w małżeństwie. A teraz okazało się, że to ona była tą drugą kobietą.

— Po co mi to wszystko opowiedziałaś? — powtórzyłam pytanie, tym razem jeszcze ciszej.

Kinga spuściła wzrok. — Nie mogłam już dłużej żyć z tym ciężarem. Wiem, że cię zawiodłam… Ale musisz wiedzieć, że to już koniec. Zerwałam kontakt z Michałem. Chciałam być wobec ciebie uczciwa.

Wyszłam z kawiarni bez słowa. Szłam przez zimny, listopadowy wieczór, nie czując twarzy od łez i wiatru. W głowie kłębiły mi się myśli: jak mogłam być taka ślepa? Jak mogłam nie zauważyć znaków?

W domu czekał na mnie Michał. Siedział przy stole i patrzył na mnie z lękiem.

— Rozmawiałaś z Kingą? — zapytał cicho.

Nie odpowiedziałam. Przeszłam obok niego do sypialni i zamknęłam drzwi na klucz. Całą noc nie zmrużyłam oka. Przewracałam się z boku na bok, analizując każdy szczegół ostatnich miesięcy: spojrzenia Kingi na Michała podczas wspólnych spotkań, jej nagłe wyjścia do łazienki podczas imprez u nas w domu, jego tajemnicze uśmiechy do telefonu.

Następnego dnia zadzwoniła mama.

— Dorotko, co się dzieje? Słyszę po głosie, że płakałaś.

Nie chciałam jej martwić, ale nie potrafiłam dłużej udawać silnej córki.

— Mama… Michał mnie zdradził. Z Kingą.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

— Kochanie… Może powinnaś odpocząć? Przyjedź do nas na weekend. Porozmawiamy spokojnie.

Spakowałam walizkę i pojechałam do rodziców do Radomia. Tam czas płynął wolniej. Mama piekła szarlotkę, tata naprawiał rower w garażu. Próbowałam zapomnieć o bólu, ale on wracał ze zdwojoną siłą każdej nocy.

Po tygodniu zadzwoniła Kinga.

— Dorota… Proszę cię, odezwij się do mnie. Wiem, że nie zasługuję na przebaczenie… Ale tęsknię za tobą. Jesteś dla mnie ważna.

Nie odpowiedziałam od razu. Przez kolejne dni pisała krótkie wiadomości: „Myślę o tobie”, „Przepraszam”, „Chciałabym cofnąć czas”.

W końcu zgodziłam się na spotkanie w parku Skaryszewskim. Siedziałyśmy na ławce pod gołym niebem. Kinga wyglądała na starszą o dziesięć lat — miała podkrążone oczy i drżące ręce.

— Nie proszę cię o wybaczenie — powiedziała cicho. — Chciałam tylko powiedzieć… że żałuję każdego dnia bez ciebie.

Patrzyłam na nią długo w milczeniu. Widziałam przed sobą kobietę złamaną przez własne błędy i samotność.

— Zdradziłaś mnie — powiedziałam w końcu. — Ale jeszcze bardziej zdradziłaś samą siebie.

Nie wiem, czy kiedykolwiek będziemy jeszcze przyjaciółkami jak dawniej. Może czas uleczy rany, a może już zawsze będziemy sobie obce. Ale jedno wiem na pewno: prawda boli bardziej niż największe kłamstwo.

Czasem zastanawiam się: czy warto było znać całą prawdę? Czy lepiej byłoby żyć w błogiej nieświadomości? Może każdy z nas ma swoją granicę wybaczenia – tylko skąd wiedzieć, kiedy ją przekroczyć?