Kiedy Pomoc Rodzinie Przekracza Granice: Historia Marty z Warszawy

– Marta, błagam cię, nie mamy już dokąd pójść – głos Agaty drżał, a jej oczy były czerwone od płaczu. Stała w progu mojego mieszkania na Pradze, trzymając za rękę swoją córkę Zosię. Za nią, z opuszczoną głową, stał jej mąż Tomek, który jeszcze kilka miesięcy temu był duszą towarzystwa na naszych rodzinnych spotkaniach.

Wpuściłam ich bez słowa. W głowie miałam mętlik – przecież to rodzina, kuzynka, z którą bawiłam się w dzieciństwie na działce pod Radomiem. Ale czułam też niepokój. Mój dwupokojowy blok ledwo mieścił mnie i mojego syna Antka. Ale czy mogłam odmówić?

Pierwsze dni były pełne wdzięczności. Agata pomagała mi w kuchni, Zosia bawiła się z Antkiem, a Tomek szukał pracy przez internet. Wieczorami siedzieliśmy razem przy stole, rozmawiając o dawnych czasach. Czułam się potrzebna, ważna. „Może właśnie po to jestem na tym świecie?” – myślałam.

Ale z czasem zaczęło się zmieniać. Agata coraz częściej zamykała się w łazience i płakała po cichu. Tomek przestał wychodzić z pokoju, a kiedy już wychodził, był rozdrażniony i wybuchał bez powodu. Pewnego wieczoru usłyszałam ich kłótnię:

– To twoja wina! Gdybyś nie rzuciła tej pracy w sklepie, nie musielibyśmy żebrać u Marty! – krzyczał Tomek.
– Przestań! Przecież sam mówiłeś, że damy radę! – odpowiedziała Agata przez łzy.

Zamarłam. Nie chciałam być świadkiem ich upadku. Ale nie mogłam też udawać, że nic się nie dzieje.

Zaczęły się drobne spięcia. Ktoś nie posprzątał po sobie w kuchni. Ktoś inny zostawił brudne buty na środku przedpokoju. Antek coraz częściej zamykał się w swoim pokoju i narzekał:

– Mamo, kiedy oni pójdą do siebie? Nie mogę się uczyć, Zosia cały czas gada!

Próbowałam tłumaczyć:

– Synku, musimy im pomóc. Wyobraź sobie, że to my byśmy potrzebowali pomocy.

Ale sama coraz częściej czułam się jak intruz we własnym domu.

Pewnego dnia wróciłam z pracy wcześniej i zobaczyłam Tomka siedzącego na mojej kanapie z piwem w ręku. W telewizji leciał mecz.

– Tomek, znalazłeś coś? – zapytałam ostrożnie.
– A co cię to obchodzi? – odburknął.

Zamurowało mnie. Przez chwilę miałam ochotę wyrzucić go za drzwi. Ale wtedy weszła Agata i spojrzała na mnie błagalnie.

– Marta, przepraszam go… On jest po prostu zmęczony… – szepnęła.

Wieczorem zadzwoniła do mnie mama:

– Słyszałam, że Agata z rodziną u ciebie mieszka. Długo to jeszcze potrwa? Ludzie gadają…
– Mamo, nie wiem… Staram się pomóc.
– Pamiętaj, żeby nie dać sobie wejść na głowę.

Te słowa dźwięczały mi w uszach przez całą noc.

Następnego dnia Antek wrócił ze szkoły zapłakany.

– Zosia powiedziała wszystkim w klasie, że śpimy razem w jednym pokoju jak biedaki! – wykrzyczał.

Poczułam gniew i bezradność jednocześnie. Wieczorem usiadłam z Agatą w kuchni.

– Musimy coś wymyślić – powiedziałam cicho. – To już trwa za długo. Antek cierpi, ja też… Może twoja mama mogłaby was przyjąć?
– Nie mogę tam wrócić… Wiesz, jak ona jest… – Agata spuściła wzrok.
– Ale ja też mam swoje życie! – wybuchłam nagle. – Nie mogę być odpowiedzialna za was wszystkich!

Agata rozpłakała się i wybiegła z kuchni. Przez kilka dni prawie ze sobą nie rozmawiałyśmy. W domu panowała napięta cisza.

W końcu Tomek znalazł pracę na budowie. Zaczął wracać późno i coraz częściej śmierdział alkoholem. Pewnej nocy obudziły mnie krzyki:

– Ty nic nie rozumiesz! Wszystko przez twoją rodzinę! – wrzeszczał Tomek do Agaty.

Wybiegłam z pokoju i zobaczyłam Antka skulonego pod kocem.

– Dość! – krzyknęłam. – Albo przestaniecie się kłócić, albo musicie się wyprowadzić!

Następnego dnia Agata spakowała walizki.

– Przepraszam cię za wszystko… – powiedziała cicho przy drzwiach. – Chciałam tylko… żeby było jak dawniej.
– Ja też… – odpowiedziałam ze łzami w oczach.

Gdy zamknęły się za nimi drzwi, poczułam ulgę i pustkę jednocześnie. Przez kolejne tygodnie próbowałam posprzątać po tej burzy: odbudować relację z Antkiem, wrócić do codzienności. Ale coś we mnie pękło.

Czasem patrzę przez okno na szare bloki i zastanawiam się: czy naprawdę można pomóc komuś bliskiemu bez szkody dla siebie? Czy rodzina zawsze powinna być najważniejsza? Co wy byście zrobili na moim miejscu?