Cienie przeszłości: dramat na progu domu

— Nareszcie, już się niecierpliwiłam — usłyszałem głos Kamili z kuchni, gdy tylko przekroczyłem próg naszego starego domu na obrzeżach Łodzi. Jej ton był miękki, ale wyczułem w nim niepokój. Zawsze wyczuwałem. — Nie można tak zarywać nocy w pracy. Zjesz kolację?

Skinąłem głową w milczeniu, czując jak zmęczenie rozlewa się po moim ciele. Opadłem na krzesło przy stole, a Kamila postawiła przede mną talerz z zupą. Pachniała koperkiem i domem. Przez chwilę chciałem uwierzyć, że wszystko jest w porządku, że to tylko kolejny zwykły wieczór. Ale wiedziałem, że to nieprawda.

— Marek, co się dzieje? — zapytała nagle, siadając naprzeciwko mnie. — Od tygodnia jesteś nieobecny. Praca? Czy coś się stało?

Zacisnąłem dłonie na łyżce. Nie chciałem jej martwić. Przecież obiecałem sobie, że już nigdy nie wrócę do tamtych spraw. Że zamknę przeszłość na klucz i wyrzucę go daleko. Ale przeszłość ma to do siebie, że wraca wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewasz.

— Wszystko w porządku — skłamałem, unikając jej wzroku.

Kamila westchnęła ciężko. — Marek, znam cię lepiej niż myślisz. Jeśli coś ukrywasz…

W tej chwili rozległo się pukanie do drzwi. Mocne, stanowcze. Spojrzeliśmy na siebie z niepokojem. O tej porze nikt nas nie odwiedzał.

— Otworzysz? — zapytała cicho.

Wstałem powoli i podszedłem do drzwi. Przez wizjer zobaczyłem sylwetkę mężczyzny w ciemnym płaszczu. Serce zabiło mi mocniej. Otworzyłem drzwi.

— Dobry wieczór, panie Marku — powiedział nieznajomy głosem, który wydał mi się dziwnie znajomy. — Pamięta mnie pan?

Przez chwilę patrzyłem na niego w milczeniu, aż nagle wszystko wróciło. Twarz z przeszłości, której nigdy nie chciałem już zobaczyć.

— Co ty tu robisz? — wyszeptałem.

Kamila pojawiła się za moimi plecami. — Marek, kto to?

— To… stary znajomy z czasów studiów — powiedziałem drżącym głosem.

Mężczyzna uśmiechnął się krzywo. — Możemy porozmawiać na osobności?

Kamila spojrzała na mnie pytająco, ale tylko skinąłem głową i wyszedłem z nim na ganek.

— Czego chcesz? — zapytałem ostro.

— Spokojnie — odpowiedział. — Przyszedłem tylko po to, żebyś dotrzymał obietnicy.

Zacisnąłem pięści. Obietnica sprzed lat… Tamtej nocy, kiedy wszystko wymknęło się spod kontroli. Kiedy razem z nim i jeszcze jednym kolegą zrobiliśmy coś, czego żaden z nas nie powinien był zrobić.

— Myślałem, że to już zamknięty rozdział — powiedziałem cicho.

— Dla ciebie może tak. Ale dla mnie nie. Potrzebuję pieniędzy, Marek. Albo idę na policję.

Poczułem, jak ziemia usuwa mi się spod nóg. Szantaż… Tego się bałem od lat.

— Nie mam takich pieniędzy — wyszeptałem.

— Masz tydzień — rzucił i odszedł w ciemność.

Wróciłem do domu blady jak ściana. Kamila patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami.

— Marek… co się dzieje? Kto to był?

Usiadłem ciężko na krześle i ukryłem twarz w dłoniach.

— Kamila… Muszę ci coś powiedzieć.

Przez kolejne minuty opowiadałem jej wszystko: o tamtej nocy podczas studiów w Łodzi, o bójce pod klubem, o tym jak uciekliśmy zostawiając rannego chłopaka na chodniku. O tym jak przez lata żyliśmy w strachu przed konsekwencjami i jak teraz przeszłość upomniała się o mnie.

Kamila słuchała w milczeniu, jej twarz bielała z każdą minutą.

— Dlaczego mi nie powiedziałeś? — zapytała cicho.

— Bałem się… Bałem się cię stracić. Bałem się wszystkiego.

Wstała gwałtownie od stołu.

— I co teraz? Co zamierzasz zrobić?

Nie wiedziałem. Czułem się jak zwierzę zapędzone w kozi róg. Z jednej strony szantażysta, z drugiej rodzina, którą mogę stracić przez własną głupotę sprzed lat.

Noc była długa i bezsenna. Kamila zamknęła się w sypialni, a ja siedziałem przy stole, patrząc w ciemność za oknem. W głowie kłębiły mi się myśli: czy powinienem zapłacić? Czy może lepiej samemu pójść na policję? Czy mam prawo ciągnąć Kamilę i dzieci w ten koszmar?

Rano Kamila usiadła naprzeciwko mnie przy stole. Jej oczy były czerwone od płaczu.

— Marek… Musisz to zakończyć raz na zawsze. Nie możemy żyć w ciągłym strachu.

— Ale jeśli pójdę na policję… Mogą mnie wsadzić do więzienia.

— A jeśli zapłacisz raz, będziesz płacił całe życie — odpowiedziała twardo.

Patrzyliśmy na siebie długo w milczeniu. W końcu skinąłem głową.

Tego dnia pojechałem na komisariat policji w Łodzi i opowiedziałem wszystko: o bójce sprzed lat, o szantażu, o swoim strachu i wyrzutach sumienia. Policjant słuchał uważnie, notował każde słowo.

Wieczorem wróciłem do domu wykończony psychicznie i fizycznie. Kamila czekała na mnie w kuchni.

— I co teraz? — zapytała cicho.

— Teraz musimy poczekać… Ale przynajmniej nie będziemy już żyć w kłamstwie.

Objęła mnie mocno i pierwszy raz od dawna poczułem ulgę pomieszaną ze strachem przed przyszłością.

Czasami zastanawiam się: czy można naprawdę uciec przed przeszłością? Czy nasze błędy zawsze będą nas ścigać? A może najważniejsze to mieć odwagę stawić im czoła…