Mieszkanie, czyli historia pewnej rodziny – między ciszą a krzykiem

– Zosia! – głos mamy rozległ się w korytarzu, zanim jeszcze zdążyłam zdjąć buty. Zamarłam w progu, ściskając w dłoni dziennik jakby był bombą zegarową. W głowie miałam tylko jedno: nie mogę jej pokazać tej jedynki z matematyki. Nie dzisiaj, nie po tym, jak wczoraj obiecałam poprawę.

– Już jestem! – odpowiedziałam cicho, próbując ukryć drżenie w głosie. Mama stała w kuchni, z rękami zanurzonymi w pianie naczyń. Jej twarz była zmęczona, oczy podkrążone. Wiedziałam, że wróciła z pracy później niż zwykle. Tata pewnie jeszcze nie wrócił – ostatnio coraz częściej zostawał po godzinach.

– Jak było w szkole? – zapytała bez odwracania się.

– W porządku – skłamałam, chowając dziennik za plecami.

– Pokaż dziennik – powiedziała nagle, jakby czytała mi w myślach.

Zamarłam. Przez chwilę miałam nadzieję, że może uda mi się wymigać, ale jej ton nie pozostawiał złudzeń. Powoli wyciągnęłam zeszyt i podałam jej drżącą ręką. Otworzyła go na stronie z dzisiejszą datą. Widziałam, jak jej twarz twardnieje.

– Jedynka? Znowu? – Jej głos był cichy, ale w tej ciszy było coś groźniejszego niż krzyk.

– Przepraszam… – wyszeptałam.

– Ile razy mam ci powtarzać, że musisz się uczyć? Myślisz, że wszystko przyjdzie ci łatwo? Że życie to zabawa? – Jej słowa cięły mnie jak nożem. Chciałam coś powiedzieć, ale głos ugrzązł mi w gardle.

W tej chwili do mieszkania wszedł tata. Jego obecność zawsze zmieniała atmosferę – czasem na lepsze, czasem na gorsze. Dzisiaj czułam, że będzie tylko gorzej.

– Co się dzieje? – zapytał, zdejmując płaszcz.

– Zosia znowu dostała jedynkę – odpowiedziała mama, nie patrząc na niego.

Tata westchnął ciężko i usiadł przy stole. Przez chwilę panowała nieznośna cisza. Słyszałam tylko tykanie zegara i szum ulicy za oknem.

– Może trzeba jej pomóc? – powiedział w końcu tata. – Może nie rozumie tego materiału?

Mama spojrzała na niego z wyrzutem.

– Zawsze ją tłumaczysz! Może gdybyś spędzał z nami więcej czasu, wiedziałbyś, jak wygląda jej nauka!

Tata zacisnął usta. Wiedziałam, że zaraz wybuchnie kłótnia. Zawsze tak było: zaczynało się ode mnie, a kończyło na nich.

– Nie zaczynaj… – mruknął tata.

– To ty nie zaczynaj! – odparowała mama. – Ja tu wszystko ogarniam sama! Praca, dom, dziecko! A ty tylko narzekasz!

Chciałam zniknąć. Schować się pod łóżkiem albo wybiec na klatkę schodową i nigdy nie wracać. Ale stałam tam jak sparaliżowana, słuchając ich coraz głośniejszych głosów.

Nagle drzwi do mojego pokoju uchyliły się i wysunęła się z nich głowa mojego młodszego brata, Antka.

– Mamo… – zaczął nieśmiało. – Mogę iść do Tomka?

Mama spojrzała na niego z irytacją.

– Idź już! – rzuciła przez zaciśnięte zęby.

Antek uciekł bez słowa. Ja też chciałam uciec, ale wiedziałam, że muszę zostać i wysłuchać wszystkiego do końca.

Kiedy wreszcie kłótnia ucichła, mama spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem.

– Idź do siebie – powiedziała cicho.

Zamknęłam się w pokoju i usiadłam na łóżku. Wpatrywałam się w ścianę, próbując powstrzymać łzy. Słyszałam jeszcze przez chwilę ich przyciszone głosy zza drzwi. Potem wszystko ucichło.

Leżałam tak długo, aż zrobiło się ciemno. W końcu usłyszałam ciche pukanie.

– Mogę wejść? – to był tata.

Skinęłam głową.

Usiadł obok mnie na łóżku i przez chwilę milczeliśmy oboje.

– Wiesz… – zaczął powoli – kiedy byłem w twoim wieku, też miałem problemy z matematyką.

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.

– Naprawdę?

Uśmiechnął się smutno.

– Naprawdę. Ale wtedy nie miałem nikogo, kto by mi pomógł. Ty masz nas. Nawet jeśli czasem się kłócimy…

Poczułam ciepło w środku. Przez chwilę uwierzyłam, że może wszystko da się naprawić.

Ale potem przypomniałam sobie twarz mamy i jej rozczarowanie. Wiedziałam, że jutro znów będzie ciężko.

Noc była niespokojna. Słyszałam przez ścianę ciche rozmowy rodziców. Nie rozumiałam wszystkiego, ale wyczuwałam napięcie. Rano mama była milcząca i chłodna. Tata poszedł do pracy wcześniej niż zwykle.

W szkole nie mogłam się skupić. Koleżanki pytały, co się stało, ale nie chciałam mówić prawdy. Wstydziłam się tego wszystkiego: jedynki, kłótni rodziców, własnej bezradności.

Po lekcjach wróciłam do domu powoli, ciągnąc za sobą ciężki plecak i jeszcze cięższe myśli. Przed klatką spotkałam Antka.

– Mama jest zła? – zapytał szeptem.

Wzruszyłam ramionami.

– Nie wiem…

Weszliśmy razem do mieszkania. Mama siedziała przy stole z kubkiem herbaty i patrzyła przez okno.

– Chodźcie tu oboje – powiedziała cicho.

Usiedliśmy naprzeciwko niej. Przez chwilę milczała, potem westchnęła ciężko.

– Przepraszam was… Za wczoraj… Za to wszystko…

Spojrzała na mnie ze łzami w oczach.

– Czasem jestem taka zmęczona… Chciałabym być dla was lepsza…

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Po prostu podeszłam do niej i ją przytuliłam. Antek zrobił to samo.

W tamtej chwili poczułam coś dziwnego: jakbyśmy wszyscy byli trochę mniej samotni w tym naszym małym mieszkaniu pełnym krzyków i ciszy.

Wieczorem leżałam w łóżku i myślałam o tym wszystkim. Czy każda rodzina tak wygląda? Czy wszyscy czasem boją się wracać do domu? A może to tylko my jesteśmy tacy pogubieni?

Może właśnie o to chodzi w rodzinie: żeby próbować się rozumieć nawet wtedy, gdy wszystko idzie nie tak.