Zjedz mój ból – historia Kasi, która bała się dziecięcych sekretów
– Kasia, musisz dzisiaj zostać dłużej. Mała Zosia znowu płacze i nie chce rozmawiać z nikim oprócz ciebie – powiedziała mi szefowa, ledwo przekraczając próg mojego gabinetu. W jej głosie słyszałam nutę desperacji, której nie znosiłam. Praca w poradni psychologicznej dla dzieci nigdy nie była moim marzeniem. Zawsze powtarzałam, że dzieci są jak lustra – odbijają wszystko, co w nas najgorsze, a ja nie chciałam patrzeć na swoje odbicie.
Zosia siedziała skulona na krześle, jej drobne dłonie zaciskały się na pluszowym króliku. Miała może siedem lat, a w oczach nosiła cień, którego nie widziałam nawet u dorosłych pacjentów. Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu. W końcu odezwałam się pierwsza:
– Zosiu, czy chcesz mi coś powiedzieć?
Dziewczynka pokręciła głową. W jej oczach pojawił się błysk nieufności, jakby wiedziała, że każde moje słowo może być pułapką. Przypomniałam sobie własne dzieciństwo – matkę, która nigdy nie miała dla mnie czasu, i ojca, który potrafił krzyczeć godzinami o byle co. Może dlatego tak bardzo bałam się pracować z dziećmi. Ich ból był zbyt bliski mojemu.
– Wiesz, ja też kiedyś bałam się mówić – powiedziałam cicho. – Ale czasem, kiedy boli nas coś w środku, dobrze jest podzielić się tym z kimś innym. Jakby ktoś mógł zjeść trochę naszego bólu.
Zosia spojrzała na mnie z zainteresowaniem. – Ty umiesz jeść ból?
Uśmiechnęłam się smutno. – Chciałabym umieć.
Przez chwilę siedziałyśmy w ciszy. Potem Zosia zaczęła opowiadać – najpierw o króliku, potem o tym, jak mama płacze w kuchni, a tata trzaska drzwiami. Słuchałam jej uważnie, czując, jak jej słowa rozrywają we mnie stare blizny. Każde zdanie było jak łyżka gorzkiej zupy: „Mama mówi, że jestem za głośna”, „Tata mówi, że jestem głupia”, „Czasem chciałabym zniknąć”.
Po spotkaniu długo siedziałam przy biurku, patrząc na swoje odbicie w oknie. Zastanawiałam się, czy naprawdę mogę pomóc Zosi – czy mogę „zjeść” jej ból i sprawić, że poczuje się lepiej. W domu czekała na mnie matka. Od czasu rozwodu rodziców mieszkałyśmy razem w małym mieszkaniu na Pradze. Nasze relacje były napięte jak struna skrzypiec.
– Znowu przyszłaś późno – rzuciła matka z kuchni, nawet na mnie nie patrząc.
– Miałam trudny dzień w pracy – odpowiedziałam zmęczonym głosem.
– Zawsze masz trudny dzień. Może powinnaś znaleźć sobie normalną pracę? – Jej słowa były jak igły wbijane pod paznokcie.
Nie odpowiedziałam. Wiedziałam, że każda próba rozmowy skończy się kłótnią. Zamknęłam się w swoim pokoju i długo patrzyłam w sufit. Przypomniałam sobie Zosię i jej pytanie: „Ty umiesz jeść ból?”
Następnego dnia Zosia przyszła do poradni z nowym rysunkiem. Przedstawiał dziewczynkę z wielkim sercem i potworem stojącym za nią. Potwór miał twarz dorosłego mężczyzny.
– To tata? – zapytałam ostrożnie.
Zosia skinęła głową.
– On krzyczy… czasem bardzo głośno…
Poczułam znajome ukłucie w żołądku. Wiedziałam, że muszę porozmawiać z matką Zosi. Umówiłam spotkanie na popołudnie.
Pani Anna przyszła spięta i wyraźnie zmęczona. Miała podkrążone oczy i nerwowo bawiła się pierścionkiem na palcu.
– Co się dzieje z moją córką? – zapytała od razu.
– Zosia jest bardzo wrażliwa… i bardzo samotna – zaczęłam ostrożnie. – Czy mogłaby pani opowiedzieć mi trochę o sytuacji w domu?
Pani Anna spuściła wzrok.
– Mój mąż… on jest dobrym człowiekiem, tylko czasem… traci panowanie nad sobą. Ja też nie jestem święta…
Słuchałam jej wyznań i czułam narastającą frustrację. Ile razy słyszałam już te same tłumaczenia? Ile razy dorośli usprawiedliwiali własną bezradność kosztem dzieci?
Po spotkaniu wyszłam na balkon poradni i zapaliłam papierosa – pierwszy raz od lat. Czułam się bezradna wobec cudzego cierpienia i własnych wspomnień.
Wieczorem zadzwonił do mnie brat – Tomek. Od lat mieszkał w Gdańsku i rzadko się odzywał.
– Kasia, mama do mnie dzwoniła. Mówiła, że jesteś jakaś inna ostatnio… Wszystko w porządku?
– Nie wiem… chyba nie umiem już oddzielić pracy od życia prywatnego – przyznałam szczerze.
– Może powinnaś odpocząć? Albo pogadać z kimś…
Westchnęłam ciężko. – Tomek, czy ty pamiętasz nasze dzieciństwo? Jak mama płakała po nocach?
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Pamiętam… Ale co mamy z tym zrobić?
Nie wiedziałam.
W kolejnych dniach Zosia coraz bardziej zamykała się w sobie. Przestała rysować, przestała mówić nawet do swojego króliczka. Czułam narastającą presję ze strony szefowej i matki dziewczynki. Wszyscy chcieli szybkich rozwiązań, a ja wiedziałam, że takich nie ma.
Pewnego dnia po pracy wróciłam do domu i znalazłam matkę płaczącą przy stole.
– Kasia… przepraszam cię za wszystko…
Te słowa zaskoczyły mnie bardziej niż jakikolwiek krzyk czy wyrzut sumienia.
– Mamo… ja też przepraszam…
Przytuliłyśmy się pierwszy raz od lat. Poczułam ulgę i strach jednocześnie – czy to wystarczy, by uleczyć stare rany?
Następnego dnia poszłam do Zosi z nową energią. Usiadłyśmy razem na podłodze i zaczęłyśmy układać puzzle.
– Wiesz, Zosiu… czasem dorośli też są bardzo zagubieni i boją się mówić o swoich uczuciach. Ale to nie twoja wina.
Zosia spojrzała na mnie poważnie.
– A ty boisz się mówić?
Zawahałam się przez chwilę.
– Tak… ale próbuję się tego nauczyć.
Zosia uśmiechnęła się lekko po raz pierwszy od tygodni.
Dziś wiem jedno: nie da się „zjeść” cudzego bólu całkowicie, ale można być obok kogoś wtedy, gdy najbardziej tego potrzebuje. Może właśnie to jest prawdziwa magia dorosłości? Czy można nauczyć się żyć ze swoim bólem tak, by nie przekazywać go dalej? Co wy o tym myślicie?