Za kierownicą życia: Kaja i lekcje, których nie uczą w szkole jazdy

– Hej, gdzie się pchasz, ślepa jesteś?! – usłyszałam za plecami, kiedy bezceremonialnie wcisnęłam się między dwie dziewczyny blokujące wejście do biurowca. Nie miałam czasu na uprzejmości. Znowu się spóźniłam, a szefowa już od tygodnia patrzyła na mnie jak na tykającą bombę. Zignorowałam ich oburzone spojrzenia i szarpnęłam drzwi. W głowie dudniło mi jeszcze echo porannej kłótni z mamą: „Kaja, nie możesz tak wiecznie uciekać przed problemami! Jazda samochodem to nie wszystko!”

Wbiegłam do windy, wciskając przycisk piętra z taką siłą, jakbym mogła przyspieszyć czas. W lustrze zobaczyłam swoje rozczochrane włosy i cienie pod oczami. Czy naprawdę tak wyglądam? Czy to ja – ta pewna siebie dziewczyna, która jeszcze miesiąc temu śmiała się z własnych lęków? Ostatnio wszystko się zmieniło. Od kiedy zdałam prawo jazdy i dostałam od taty stary samochód, poczułam się wolna. Ale ta wolność miała swoją cenę.

Praca w agencji reklamowej była moim marzeniem – przynajmniej tak mi się wydawało. Szybko okazało się, że kreatywność to tylko połowa sukcesu. Druga połowa to umiejętność radzenia sobie z ludźmi, a ja… cóż, zawsze miałam z tym problem. Nawet teraz, stojąc w kuchni biurowej z kubkiem kawy, czułam na sobie spojrzenia koleżanek. Szeptały coś o mnie – pewnie o tym, jak zaparkowałam dziś rano na dwóch miejscach. Nie zrobiłam tego specjalnie! Po prostu… spanikowałam. Znowu.

– Kaja, możesz na chwilę? – głos szefowej wyrwał mnie z zamyślenia. Weszłam do jej gabinetu z bijącym sercem.

– Wiem, że masz ostatnio trudny czas – zaczęła łagodnie. – Ale musisz się bardziej postarać. Klient czeka na prezentację, a ty…

Nie słuchałam już reszty. W głowie miałam tylko jedno: nie zawieść. Nie mogę zawieść.

Po pracy wróciłam do samochodu. Zanim przekręciłam kluczyk w stacyjce, przez chwilę siedziałam w ciszy. To tu czułam się najbezpieczniej – za kierownicą. Tylko tu nikt mnie nie oceniał, nie krytykował, nie oczekiwał cudów. Ale nawet tu nie byłam wolna od własnych myśli.

Telefon zadzwonił. Mama.

– Kaja, wrócisz dziś wcześniej? Musimy porozmawiać o babci. Jest coraz gorzej…

Zacisnęłam dłonie na kierownicy.

– Mamo, mam dużo pracy…

– Praca to nie wszystko! Rodzina cię potrzebuje!

Rozłączyłam się bez słowa. Czułam się winna, ale nie umiałam inaczej. Od śmierci taty wszystko spadło na mnie i mamę. Ona próbowała być silna dla mnie, ja dla niej – ale obie udawałyśmy.

Ruszyłam powoli przez zatłoczone ulice Warszawy. Nagle ktoś zatrąbił za mną agresywnie.

– No jedźże! – krzyknął mężczyzna z sąsiedniego auta.

Zacisnęłam zęby i przyspieszyłam. Zawsze bałam się jeździć w korkach – tłum ludzi, presja czasu, nieprzewidywalność innych kierowców. Ale dziś coś we mnie pękło. Przez chwilę miałam ochotę zatrzymać się na środku skrzyżowania i po prostu wyjść z auta.

W domu mama czekała już w kuchni.

– Kaja, musisz pojechać do babci. Ja mam dyżur w szpitalu…

– Znowu wszystko na mojej głowie! – wybuchłam nagle. – Praca, dom, babcia… A co ze mną?

Mama spojrzała na mnie ze łzami w oczach.

– Myślisz, że mnie jest łatwo?

Zamilkłyśmy obie. W tej ciszy było więcej bólu niż w najgłośniejszej kłótni.

Wieczorem pojechałam do babci. Jej mieszkanie pachniało lawendą i starymi książkami. Siedziała przy oknie, patrząc na zachód słońca.

– Kajuś, jak tam twoje lekcje jazdy? – zapytała cicho.

Uśmiechnęłam się smutno.

– Babciu, już mam prawo jazdy…

– Ale czy nauczyłaś się jeździć przez życie?

Nie odpowiedziałam. Usiadłam obok niej i przez chwilę milczałyśmy razem.

Wróciłam do domu późno. Mama spała już na kanapie z książką w ręku. Przykryłam ją kocem i usiadłam obok.

Czasem myślę, że życie to nieustanna jazda pod prąd – ciągłe omijanie przeszkód, lawirowanie między oczekiwaniami innych a własnymi marzeniami. Czy można nauczyć się prowadzić siebie tak pewnie jak samochód? Czy odwaga za kierownicą wystarczy, by pokonać strach przed życiem?

Może każdy z nas potrzebuje czasem zatrzymać się na poboczu i po prostu… odpocząć.