Spotkanie w Biedronce: Wszystko Kręciło Się Wokół Niej
— Naprawdę nie masz dla mnie nawet pięciu minut? — zapytałam, patrząc na Agnieszkę, która nerwowo przekładała pomarańcze w plastikowej siatce. Jej wzrok uciekł gdzieś za moje ramię, jakby szukała wyjścia awaryjnego.
— Wiesz, jak jest, Marta. Praca, dzieciaki, dom… — rzuciła szybko, zbyt szybko. — Poza tym… — urwała i nagle zaczęła poprawiać włosy, jakby to miało przykryć jej zmieszanie.
Stałyśmy w środku Biedronki, między regałem z pieczywem a lodówką z jogurtami. Ludzie mijali nas z wózkami, a ja czułam się, jakby świat się zatrzymał. Sześć miesięcy ciszy. Sześć miesięcy, odkąd ostatni raz piłyśmy razem kawę i śmiałyśmy się z głupot. A potem nagle: „Zajęta, przepraszam. Pogadamy innym razem.”
Wtedy nie rozumiałam. Teraz czułam tylko żal i złość.
— Agnieszka, czy ty w ogóle jeszcze pamiętasz, jak to jest mieć przyjaciółkę? — zapytałam cicho, ale stanowczo.
Spojrzała na mnie z wyrzutem.
— Nie zaczynaj, proszę. Wiesz, że mam ciężko. Michał ciągle w delegacjach, dzieciaki chore co drugi tydzień. Mama dzwoni codziennie z pretensjami, że jej nie odwiedzam. A ty… Ty zawsze chcesz rozmawiać o swoich problemach.
Zatkało mnie. Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć.
— Moich problemach? — powtórzyłam powoli. — Przez ostatni rok to ja słuchałam twoich narzekań na Michała, na teściową, na szefa… Nawet wtedy, gdy sama ledwo trzymałam się na nogach po rozwodzie.
Agnieszka zacisnęła usta.
— Nie rozumiesz. Ty zawsze miałaś czas na swoje smutki. Ja muszę być silna dla wszystkich.
Poczułam, jak narasta we mnie gniew. Przypomniałam sobie te wszystkie wieczory, kiedy siedziałam sama w pustym mieszkaniu, czekając na wiadomość od niej. Te wszystkie razy, kiedy odwoływała spotkania w ostatniej chwili. Zawsze miała ważniejsze sprawy.
— Może po prostu już nie chcesz tej przyjaźni? — zapytałam drżącym głosem.
Przez chwilę milczała. W końcu wzruszyła ramionami.
— Może… Może po prostu się zmieniłyśmy? — powiedziała cicho.
Patrzyłam na nią i widziałam zupełnie obcą osobę. Kiedyś byłyśmy nierozłączne. Razem przeżywałyśmy pierwsze miłości, zdawałyśmy maturę, wspierałyśmy się po nieudanych randkach i rodzinnych dramatach. Pamiętam, jak płakała na moim ramieniu po śmierci ojca. Jak ja płakałam u niej po zdradzie męża.
A teraz stałyśmy naprzeciwko siebie jak dwie nieznajome.
— Wiesz co? — powiedziałam w końcu. — Może rzeczywiście czas przestać udawać, że wszystko jest jak dawniej.
Agnieszka spojrzała na mnie zaskoczona.
— Marta…
— Nie — przerwałam jej. — Zawsze chodziło tylko o ciebie. O twoje sprawy, twoje dramaty. Ja byłam tylko tłem.
Widziałam, jak jej oczy robią się wilgotne.
— To nieprawda…
— Naprawdę? Kiedy ostatni raz zapytałaś mnie, jak się czuję? Albo czy czegoś potrzebuję?
Nie odpowiedziała. Stałyśmy tak przez chwilę w niezręcznej ciszy, aż ktoś potrącił mnie wózkiem.
— Przepraszam — mruknął starszy pan i odjechał dalej.
Agnieszka odwróciła wzrok.
— Muszę już iść — powiedziała cicho. — Dzieci czekają.
Patrzyłam za nią, jak odchodzi między regałami. Poczułam pustkę i ulgę jednocześnie. Może to już koniec tej przyjaźni? Może czas przestać walczyć o coś, co istnieje tylko w mojej głowie?
Wyszłam ze sklepu i usiadłam na ławce przed wejściem. Próbowałam zebrać myśli. Przypomniałam sobie nasze wspólne chwile: śmiech do łez na Mazurach, nocne rozmowy o marzeniach i lękach, wsparcie w najtrudniejszych momentach życia.
Ale przypomniałam sobie też te wszystkie razy, kiedy czułam się niewidzialna. Kiedy moje problemy były mniej ważne niż jej codzienne dramaty. Kiedy byłam tylko słuchaczką jej monologów.
Wyjęłam telefon i spojrzałam na naszą rozmowę sprzed miesięcy:
„Zajęta, przepraszam.”
„Może innym razem.”
„Nie mam teraz głowy.”
Ile razy jeszcze miałam czekać?
Wróciłam do domu i przez cały wieczór myślałam o tym spotkaniu. O tym, jak bardzo się zmieniłyśmy. O tym, jak łatwo można stracić kogoś bliskiego przez brak uwagi i egoizm.
Mama zadzwoniła wieczorem:
— Jak tam u ciebie?
Zawahałam się przez chwilę.
— Dobrze… Chociaż dzisiaj miałam trudny dzień.
— Chcesz pogadać?
Uśmiechnęłam się przez łzy.
— Chyba tak…
Opowiedziałam jej wszystko: o spotkaniu z Agnieszką, o moich rozczarowaniach i samotności. Mama słuchała cierpliwie, nie przerywając ani razu.
— Czasem trzeba pozwolić ludziom odejść — powiedziała w końcu cicho. — Nawet jeśli boli.
Zrozumiałam wtedy coś ważnego: nie każda relacja jest na zawsze. Nie każda przyjaźń przetrwa próbę czasu i życiowych burz.
Ale czy to znaczy, że powinnam przestać wierzyć w ludzi? Czy warto jeszcze otwierać się na nowe znajomości?
Może ktoś z was miał podobnie? Czy warto walczyć o relacje, które ranią? A może lepiej nauczyć się odpuszczać?