Owocuj w sobie wolność – historia Oli i Kamila

— Coś się stało? — zapytałam, odkładając kubek z herbatą na stół. W kuchni pachniało malinami i świeżo upieczonym chlebem, a za oknem powoli zapadał zmierzch. Kamil siedział naprzeciwko mnie, zgarbiony, z dłońmi splecionymi na blacie. Przez chwilę milczał, a ja czułam, jak napięcie gęstnieje w powietrzu. Od dwudziestu lat byliśmy nierozłączni – od podstawówki przez liceum aż po dorosłość. Zawsze wiedziałam, co czuje, zanim jeszcze otworzył usta. Tym razem jednak jego spojrzenie było inne. Nie zwykła przyjacielska czułość, ale coś głębszego, niepokojącego, niemal bolesnego.

— Ola… — zaczął cicho. — Muszę ci coś powiedzieć.

Serce zabiło mi szybciej. Przez głowę przemknęły mi wszystkie nasze wspólne chwile: pierwsze wagary, nocne rozmowy na ławce pod blokiem, śmiech do łez i łzy po rozstaniach z innymi ludźmi. Przez te wszystkie lata nauczyłam się kochać Kamila w milczeniu. Było to prostsze niż jednym niezręcznym wyznaniem zniszczyć dwadzieścia lat przyjaźni.

— Słucham — powiedziałam, starając się brzmieć spokojnie.

— Wyjeżdżam — rzucił nagle. — Dostałem pracę w Berlinie. Wyjeżdżam za dwa tygodnie.

Poczułam, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu.

— Na jak długo? — zapytałam, choć odpowiedź była oczywista.

— Na stałe… Chyba na stałe — odpowiedział, spuszczając wzrok.

W kuchni zapadła cisza. Zegar tykał głośniej niż zwykle. W głowie miałam mętlik: co teraz? Czy powinnam mu powiedzieć prawdę? Czy pozwolić mu odejść bez słowa?

— Dlaczego mi nie powiedziałeś wcześniej? — spytałam cicho.

— Bałem się twojej reakcji. Bałem się… że cię zawiodę — odpowiedział. — Ola, ja…

Zanim dokończył, drzwi do kuchni otworzyły się gwałtownie. Do środka weszła moja mama, niosąc stertę prania.

— Kamilku, zostaniesz na kolację? — zapytała z uśmiechem, nieświadoma napięcia między nami.

— Dziękuję, pani Aniu, ale muszę już lecieć — odpowiedział szybko i wstał od stołu. Spojrzał na mnie jeszcze raz – tym razem w jego oczach zobaczyłam strach i nadzieję jednocześnie.

Gdy wyszedł, mama spojrzała na mnie podejrzliwie.

— Coś się stało? Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha.

— Nic… Wszystko w porządku — skłamałam.

Przez kolejne dni chodziłam jak struta. W pracy popełniałam błędy, w domu byłam nieobecna. Mama zaczęła coś podejrzewać.

— Ola, ty się zakochałaś? — zapytała pewnego wieczoru podczas kolacji.

Zamiast odpowiedzieć, rozpłakałam się. Mama przytuliła mnie mocno.

— Jeśli to ten Kamil… — zaczęła ostrożnie. — Wiesz, że zawsze go lubiłam. Ale czy on ciebie kocha?

Nie wiedziałam. Może tak, może nie. Może to tylko moja wyobraźnia podpowiadała mi te wszystkie spojrzenia i gesty.

Dwa dni przed wyjazdem Kamila spotkaliśmy się jeszcze raz. Tym razem to ja zadzwoniłam i poprosiłam o rozmowę.

Spotkaliśmy się w naszym ulubionym parku na Pradze. Było zimno i wilgotno, a liście szeleszczały pod stopami.

— Ola…

— Poczekaj — przerwałam mu. — Muszę ci coś powiedzieć zanim wyjedziesz.

Wzięłam głęboki oddech.

— Kocham cię, Kamilu. Od lat. I nie mogę już dłużej udawać, że to tylko przyjaźń.

Patrzył na mnie przez długą chwilę w milczeniu. W końcu uśmiechnął się smutno.

— Ja też cię kocham — powiedział cicho. — Ale nie mogę tu zostać. Muszę spróbować żyć inaczej… dla siebie.

Poczułam łzy napływające do oczu.

— To znaczy…?

— To znaczy, że muszę być wolny. Muszę sprawdzić kim jestem bez ciebie u boku. Przepraszam…

Objął mnie mocno i długo trzymał w ramionach. Potem odszedł bez słowa.

Przez kolejne tygodnie żyłam jak w letargu. Mama próbowała mnie pocieszać:

— Czasem trzeba pozwolić komuś odejść, żeby mógł wrócić silniejszy — mówiła.

Ale ja nie chciałam pocieszenia. Chciałam Kamila tu i teraz.

Minęły miesiące. Pisał rzadko – krótkie wiadomości o pracy i nowym życiu w Berlinie. Ja próbowałam żyć dalej: praca, dom, spotkania z przyjaciółkami. Ale wszystko wydawało się puste bez niego.

Któregoś dnia dostałam list:

„Olu,
Nie wiem czy kiedykolwiek wrócę do Warszawy na stałe. Ale wiem jedno: dzięki tobie nauczyłem się kochać i być wolnym jednocześnie. Może kiedyś nasze drogi znów się skrzyżują…
Kamil”

Czy można kochać kogoś i pozwolić mu odejść? Czy prawdziwa wolność to samotność czy odwaga do bycia szczerym wobec siebie i innych? Czasem myślę o tym każdego wieczoru patrząc na puste miejsce przy stole.