Most, który dzieli – historia Eleonory Kowalskiej

– Eleonoro, kawa – głos pielęgniarki Marii rozbrzmiał w pustym pokoju lekarskim jak dzwon. Zadrżałam, choć nie z zimna. Wciąż miałam przed oczami twarz chłopaka, którego właśnie przewieźliśmy na OIOM. Jego krew wciąż była na moich rękawiczkach, a echo syreny karetki nie chciało ucichnąć w mojej głowie.

– Dzięki, Mario – odpowiedziałam cicho, nie podnosząc wzroku znad karty pacjenta. Dłonie mi drżały. Była druga w nocy, a ja czułam się, jakbym przeżyła już cały tydzień.

– Jak on? – Maria usiadła naprzeciwko mnie, podając mi kubek z kawą.

– Żyje. Ale nie wiem, czy będzie chodził… – szepnęłam, czując ciężar odpowiedzialności. – Miał szczęście, że przeżył zderzenie z terenówką. Ale kręgosłup…

Maria westchnęła i spojrzała na mnie z troską. – Eleonoro, musisz czasem odpocząć. Nie uratujesz wszystkich.

Zanim zdążyłam odpowiedzieć, rozległ się dźwięk telefonu alarmowego. Spojrzałyśmy na siebie – obie wiedziałyśmy, że noc się jeszcze nie skończyła.

– Szpital Praski, słucham? – odebrałam automatycznie.

– Tu policja. Na moście Śląsko-Dąbrowskim stoi dziewczyna po drugiej stronie barierki. Wygląda na to, że chce skoczyć…

Serce mi zamarło. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu.

– Wysyłamy karetkę – odpowiedziałam i zerwałam się z miejsca.

W drodze na most nie mogłam przestać myśleć o tej dziewczynie. Kim była? Co ją doprowadziło do tego miejsca? Przypomniałam sobie własną córkę, Zosię, która od miesięcy nie chciała ze mną rozmawiać. Odkąd jej ojciec odszedł do innej kobiety, wszystko się posypało. Zosia zamknęła się w sobie, a ja… ja rzuciłam się w wir pracy, żeby nie myśleć o pustce w domu.

Kiedy dotarliśmy na miejsce, zobaczyłam ją od razu. Stała po drugiej stronie barierki, trzymając się cienkiej metalowej rurki. Miała może dziewiętnaście lat. Długie ciemne włosy powiewały na wietrze, a oczy błyszczały łzami w świetle latarni.

Policjant próbował z nią rozmawiać, ale ona patrzyła gdzieś daleko, jakby już była po drugiej stronie.

– Pozwólcie mi spróbować – powiedziałam cicho i podeszłam bliżej.

– Jak masz na imię? – zapytałam łagodnie.

Dziewczyna spojrzała na mnie nieufnie. – Julia – odpowiedziała po chwili.

– Julio… wiem, że jest ci ciężko. Ale proszę, wróć na tę stronę. Porozmawiajmy.

– Nie mam o czym rozmawiać – wyszeptała. – Nikt mnie nie słuchał przez całe życie. Teraz już za późno.

Poczułam znajome ukłucie w sercu. Ile razy sama czułam się niewidzialna? Ile razy krzyczałam w środku, a nikt tego nie słyszał?

– Moja córka też tak mówi – powiedziałam cicho. – Że jej nie słucham. Że jestem tylko w pracy…

Julia spojrzała na mnie zaskoczona.

– Jesteś lekarzem?

– Tak. I czasem zapominam, że moi bliscy też potrzebują pomocy…

Przez chwilę stałyśmy w ciszy. Słyszałam tylko szum rzeki i własne przyspieszone bicie serca.

– Julia… wiem, że boli. Ale jeśli skoczysz, ten ból zostanie z nami – z twoją mamą, tatą…

Dziewczyna zaczęła płakać. Ramiona jej drżały.

– Mój tata odszedł… Mama pije… Ja już nie mam siły…

Zrobiłam krok bliżej. Policjant skinął głową, dając mi wolną rękę.

– Julia… pozwól mi ci pomóc. Proszę…

Widziałam walkę w jej oczach. Przez chwilę myślałam, że już po wszystkim… ale wtedy Julia chwyciła moją dłoń i pozwoliła się przeprowadzić na bezpieczną stronę barierki.

Kiedy siedziałyśmy razem w karetce, Julia ściskała moją rękę tak mocno, jakby od tego zależało jej życie.

– Dziękuję – wyszeptała przez łzy.

Patrzyłam na nią i widziałam Zosię. Może gdybym częściej była w domu… Może gdybym potrafiła rozmawiać…

Po powrocie do szpitala usiadłam w pustym pokoju lekarskim i spojrzałam na zdjęcie Zosi na ekranie telefonu. Chciałam do niej zadzwonić, powiedzieć: „Przepraszam”. Ale bałam się usłyszeć ciszę po drugiej stronie.

Maria weszła do pokoju i położyła mi dłoń na ramieniu.

– Dobrze zrobiłaś – powiedziała cicho.

Pokiwałam głową i poczułam łzy pod powiekami.

Nad ranem dowiedziałam się, że chłopak z wypadku przeżył noc. Jego matka przyszła do szpitala i płakała ze szczęścia.

A ja? Ja wróciłam do domu i po raz pierwszy od miesięcy usiadłam przy stole razem z Zosią. Milczałyśmy długo, ale potem zaczęłyśmy rozmawiać – o wszystkim i o niczym.

Czasem myślę: ile osób codziennie stoi po drugiej stronie barierki? Ile z nich czeka tylko na to jedno słowo: „Jestem tu dla ciebie”? Czy potrafimy je wypowiedzieć zanim będzie za późno?