Między lojalnością a zdradą: Historia Kasi i Marty

Zamknęłam plik i z ulgą wysłałam go na służbową pocztę. W poniedziałek w biurze otworzę, wydrukuję, przypieczętuję i złożę raport. Koniec! Wolność! Pracowałam w małej warszawskiej firmie jako księgowa. Obciążenie duże, ale pensja dobra, a biuro dwa kroki od domu – nie musiałam tracić czasu na dojazdy, dusząc się w tramwajach w godzinach szczytu. Spacer do domu był moim codziennym rytuałem oczyszczenia myśli.

Tego wieczoru jednak nie czułam ulgi. W głowie wciąż brzmiały słowa Marty: „Kasia, musimy pogadać. To ważne.” Znałyśmy się od liceum. Przeżyłyśmy razem pierwsze miłości, rozstania, egzaminy i imprezy do rana. Marta była moją powierniczką, siostrą, której nigdy nie miałam. Ale od kilku miesięcy coś się zmieniło. Unikała mnie, odwoływała spotkania, a kiedy już się widziałyśmy, była rozkojarzona i spięta.

Weszłam do kawiarni na Mokotowie. Marta już czekała przy oknie, bawiąc się nerwowo łyżeczką. Miała podkrążone oczy i wyglądała na starszą o kilka lat niż jeszcze pół roku temu. Usiadłam naprzeciwko niej.

– Co się dzieje? – zapytałam cicho.

Marta spojrzała na mnie z bólem. – Kasia… Ja… Nie wiem, jak ci to powiedzieć.

– Spróbuj – zachęciłam ją łagodnie.

– Tomek mnie zdradza – wyszeptała nagle, jakby bała się, że ktoś nas podsłucha.

Zatkało mnie. Tomek? Jej mąż? Zawsze wydawał się taki oddany…

– Skąd wiesz? – zapytałam po chwili.

– Znalazłam wiadomości w jego telefonie. Umawia się z jakąś kobietą od miesięcy. Myślałam, że to tylko kryzys… Ale on już nawet nie wraca na noc.

Poczułam gniew i bezsilność jednocześnie. Marta była dla mnie jak rodzina. Chciałam ją przytulić, ale ona odsunęła się lekko.

– Kasia… Jest jeszcze coś – dodała cicho. – Potrzebuję pieniędzy. Nie mam już oszczędności, a Tomek przestał mi dawać na dom. Boję się, że zostanę z niczym.

Patrzyłam na nią w milczeniu. Wiedziałam, że Marta nie ma rodziców – zmarli kilka lat temu. Zawsze mogła liczyć tylko na mnie i Tomka.

– Ile potrzebujesz? – zapytałam bez wahania.

– Pięć tysięcy… Na adwokata i mieszkanie na pierwsze miesiące.

Zgodziłam się od razu. Przecież po to są przyjaciółki – żeby sobie pomagać w najgorszych chwilach.

Przez kolejne tygodnie Marta coraz częściej nocowała u mnie. Rozmawiałyśmy do późna, płakałyśmy razem i planowałyśmy jej nowe życie bez Tomka. Czułam się potrzebna jak nigdy wcześniej.

Aż pewnego dnia wszystko się zmieniło.

W piątek po pracy wracałam do domu szybciej niż zwykle – szef odwołał zebranie w ostatniej chwili. Weszłam do mieszkania i usłyszałam śmiech dochodzący z kuchni. Zdziwiło mnie to, bo nikogo nie zapraszałam.

Stanęłam w drzwiach i zobaczyłam Martę… z Tomkiem. Siedzieli naprzeciwko siebie przy stole, pili kawę i rozmawiali jak starzy znajomi.

– Co tu się dzieje? – zapytałam lodowatym tonem.

Marta zerwała się z krzesła.

– Kasia, to nie tak…

Tomek spojrzał na mnie z wyrzutem.

– To ty wszystko popsułaś! – rzucił nagle. – Gdybyś nie mieszała się w nasze sprawy…

Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu.

– O czym wy mówicie? – spytałam drżącym głosem.

Marta spuściła wzrok.

– Tomek chciał wrócić do domu… Ale ja powiedziałam mu, że już za późno. Że mam ciebie…

Patrzyłam na nią z niedowierzaniem.

– Co to znaczy?

– Myślałam… że może ty i ja… Że możemy być razem…

Serce mi stanęło. Nigdy nie patrzyłam na Martę w ten sposób. Była dla mnie jak siostra, nie partnerka.

Tomek wybuchnął śmiechem.

– Wiedziałem! Zawsze byłaś zazdrosna o nasz związek!

Nie mogłam tego słuchać. Wybiegłam z mieszkania, trzaskając drzwiami.

Przez kolejne dni Marta dzwoniła i pisała setki wiadomości. Przepraszała, tłumaczyła się, prosiła o rozmowę. Nie potrafiłam jej wybaczyć. Czułam się zdradzona przez oboje – przez nią i przez niego.

W pracy byłam cieniem samej siebie. Szef zauważył moją zmianę i zaproponował urlop na żądanie. Skorzystałam z tej propozycji i wyjechałam na kilka dni do rodziny pod Radomiem. Tam próbowałam poukładać sobie wszystko w głowie.

Czy powinnam wybaczyć Marcie? Czy przyjaźń może przetrwać taką próbę? A może czasem trzeba pozwolić odejść ludziom, którzy nas ranią?

Dziś siedzę przy oknie i patrzę na mokotowskie ulice skąpane w deszczu. Wciąż nie wiem, co zrobię dalej. Może przyjaźń jest silniejsza niż zdrada? A może są granice, których nie wolno przekraczać nawet najbliższym?

Czy wy potrafilibyście wybaczyć taką zdradę? Czy lojalność wobec przyjaciółki jest ważniejsza niż własne poczucie bezpieczeństwa?