Powrót do naszego wspólnego mieszkania zniszczył życie mojej siostry – czy naprawdę jestem winna jej rozwodu?
— Co ty tu robisz?! — głos Lei przeszył ciszę jak nóż. Stałam w progu naszego starego mieszkania na Pradze, z walizką w ręku, a ona patrzyła na mnie, jakbym była intruzem. — Nie mogłam już dłużej wynajmować tamtego pokoju. Wiesz, jak jest z pracą. Poza tym to też moje mieszkanie — odpowiedziałam cicho, próbując nie patrzeć na jej męża, który właśnie wychodził z kuchni z kubkiem kawy.
Lea spojrzała na mnie wzrokiem pełnym wyrzutu. — Mogłaś chociaż uprzedzić. To nie jest dobry moment.
— A kiedy byłby dobry? — zapytałam z goryczą. — Przecież od miesięcy nie odzywałaś się do mnie prawie wcale.
Michał, jej mąż, tylko wzruszył ramionami i wrócił do kuchni. Czułam się jak piąte koło u wozu, ale nie miałam wyboru. Po rozwodzie rodziców i śmierci mamy to mieszkanie było jedynym miejscem, które mogłam nazwać domem.
Przez pierwsze dni starałam się być niewidzialna. Wychodziłam wcześnie do pracy, wracałam późno, zamykałam się w swoim pokoju. Ale napięcie rosło z każdym dniem. Lea była coraz bardziej opryskliwa, a Michał coraz częściej zostawał ze mną w kuchni na długie rozmowy o wszystkim i o niczym. Zawsze był dla mnie miły, nawet kiedy jeszcze byliśmy nastolatkami i przychodził do nas na obiady.
Pewnego wieczoru usłyszałam ich kłótnię przez cienką ścianę. — To przez nią! — krzyczała Lea. — Odkąd wróciła, wszystko się zmieniło! Ciągle siedzisz z nią w kuchni, śmiejesz się z jej żartów!
— Przestań! — odpowiedział Michał. — To twoja siostra! Po prostu jest mi jej żal. Ty nawet nie próbujesz jej pomóc!
Zacisnęłam pięści pod kołdrą. Nie chciałam być powodem ich kłótni. Ale nie miałam dokąd pójść.
Kilka dni później Michał zapukał do mojego pokoju. — Mogę wejść?
Skinęłam głową. Usiadł na brzegu łóżka i przez chwilę milczał.
— Wiesz… My z Leą mamy kryzys od dawna. Twój powrót tylko to uwypuklił. Ona… Ona już mnie nie kocha. I chyba ja jej też nie.
Poczułam gulę w gardle. — Michał, proszę cię… Nie mów tego przy mnie.
— Musisz wiedzieć, że to nie twoja wina — powiedział cicho i wyszedł.
Następnego dnia znalazłam Leę płaczącą w łazience. — Jesteś szczęśliwa? — syknęła przez łzy. — Rozwaliłaś mi małżeństwo!
— Przestań! — krzyknęłam pierwszy raz od lat. — To nie ja! Wy już dawno byliście nieszczęśliwi!
Lea rzuciła we mnie ręcznikiem i wybiegła z mieszkania.
Tydzień później Michał wyprowadził się do kolegi. Zostawił Leę samą z jej żalem i pretensjami. Ja zostałam w mieszkaniu, bo nie miałam dokąd pójść.
Lea przestała się do mnie odzywać. Mijałyśmy się jak obce osoby na korytarzu. Czasem słyszałam jej płacz przez ścianę i miałam ochotę ją przytulić, ale wiedziałam, że by mnie odepchnęła.
W pracy też nie było lepiej. Koleżanki szeptały za moimi plecami, bo wiedziały o mojej sytuacji rodzinnej. Czułam się jak trędowata.
Któregoś dnia dostałam SMS-a od Michała: „Przepraszam za wszystko. Mam nadzieję, że kiedyś Lea ci wybaczy”.
Nie odpisałam.
Minęły dwa miesiące. Lea zaczęła pakować swoje rzeczy. Wyprowadziła się do ojca na Mokotów, zostawiając mi mieszkanie i pustkę po naszej relacji.
Czasem zastanawiam się, czy mogłam postąpić inaczej. Może gdybym nie wróciła… Może gdybym była mniej widoczna… Ale czy naprawdę jestem winna temu, że ich małżeństwo się rozpadło?
Czy to możliwe, że czasem jesteśmy tylko katalizatorem tego, co i tak miało się wydarzyć? Czy rodzina zawsze musi być polem bitwy o winy i żale? Co wy byście zrobili na moim miejscu?
Przecież Ty nie miałaś nic wspólnego z niudanum związkiem siostry..Głowa do góry…