Kiedy prawda boli: Walka ojca o syna w polskiej szkole
– Michał! Michał, słyszysz mnie?! – krzyknąłem, wbiegając do szkolnego korytarza, gdzie zebrał się tłum dzieci i nauczycieli. Mój syn leżał na zimnych kafelkach, blady jak ściana. Ktoś próbował go ocucić, ktoś inny dzwonił po karetkę. Widziałem tylko jego zamknięte oczy i drżące palce.
To był zwykły wtorek. Rano jak zwykle posprzeczaliśmy się o śniadanie – on nie chciał jeść, ja się upierałem. Wyszedł z domu trzaskając drzwiami. Nie wiedziałem wtedy, że to będzie dzień, który roztrzaska naszą rodzinę na kawałki.
W szpitalu lekarz spojrzał na mnie z powagą:
– Panie Piotrze, syn jest odwodniony i wyczerpany. Czy coś się dzieje w domu?
Zacisnąłem pięści. – W domu? Nie. Ale w szkole… – urwałem. Przypomniałem sobie, jak Michał ostatnio coraz częściej zamykał się w pokoju, nie chciał rozmawiać. Myślałem, że to bunt nastolatka.
Kiedy wróciliśmy do domu, próbowałem z nim rozmawiać.
– Michał, powiedz mi prawdę. Co się dzieje?
Milczał długo. W końcu wyszeptał:
– Tata… oni mnie prześladują. Codziennie. Mówią, że jestem nikim, że jestem dziwny. Zabierają mi kanapki, śmieją się ze mnie na lekcjach WF-u… A nauczyciele udają, że nie widzą.
Poczułem, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch. Przecież to nie mogła być prawda! Przecież szkoła miała być bezpieczna!
Następnego dnia poszedłem do dyrektorki szkoły. Pani Grażyna spojrzała na mnie zza okularów:
– Panie Piotrze, dzieci bywają okrutne, ale nie możemy przesadzać. Michał jest wrażliwy, musi się nauczyć radzić sobie z trudnościami.
– To nie są trudności! – krzyknąłem. – To przemoc! Mój syn przez was trafił do szpitala!
– Proszę się uspokoić – odparła chłodno. – Zajmiemy się tym.
Ale nic się nie zmieniło. Michał wracał coraz bardziej przygaszony. Zaczął bać się wychodzić z domu. Jego oceny spadały. Żona, Ania, próbowała mnie uspokajać:
– Może przesadzasz? Może to tylko chwilowe?
Ale ja widziałem strach w oczach syna.
Postanowiłem działać sam. Zacząłem rozmawiać z innymi rodzicami. Okazało się, że ich dzieci też mają problemy – wyśmiewanie, wykluczanie, czasem nawet bicie. Ale wszyscy bali się mówić głośno.
Pewnego wieczoru Michał przyszedł do mnie i powiedział:
– Tata… ja już nie chcę tam wracać.
Zadrżałem. – Synu, nie pozwolę cię skrzywdzić.
Zgłosiłem sprawę do kuratorium oświaty. W szkole zaczęły się kontrole. Nauczyciele patrzyli na mnie jak na wroga. Rodzice szeptali za moimi plecami:
– Piotr zwariował… Przesadza…
Ale ja wiedziałem swoje.
Michał zaczął chodzić do psychologa. Każda wizyta była dla niego walką z własnym lękiem. Czasem płakał w nocy, czasem krzyczał przez sen.
Z Anią zaczęliśmy się kłócić coraz częściej.
– Może powinniśmy go przenieść do innej szkoły? – pytała cicho.
– A co z innymi dziećmi? – odpowiadałem złością. – Jeśli teraz odpuścimy, to nic się nie zmieni!
W końcu przyszło pismo z kuratorium: „Nie stwierdzono nieprawidłowości”.
Poczułem bezsilność większą niż kiedykolwiek wcześniej.
Pewnego dnia Michał wrócił do domu z podbitym okiem.
– Kto ci to zrobił?!
– Nie ważne… i tak nikt mi nie uwierzy – wyszeptał i zamknął się w łazience.
Wtedy pękło we mnie coś ostatecznie. Napisałem list otwarty do lokalnej gazety. Opisałem wszystko: przemoc, obojętność nauczycieli, strach dzieci i rodziców. List wywołał burzę – jedni mnie poparli, inni wyśmiewali.
Zadzwoniła do mnie matka jednego z chłopców:
– Panie Piotrze… dziękuję za odwagę. Mój syn też cierpi. Może razem coś zmienimy?
Zaczęliśmy organizować spotkania rodziców. Rozmawialiśmy o przemocy, o tym jak ją rozpoznawać i jak reagować. Szkoła musiała zacząć działać – pojawiły się warsztaty dla uczniów i nauczycieli, powołano pedagoga szkolnego.
Ale dla Michała było już za późno na powrót do tej klasy. Przenieśliśmy go do innej szkoły. Tam powoli odzyskiwał spokój i pewność siebie.
Często pytam siebie: czy zrobiłem wszystko? Czy mogłem uratować syna wcześniej? Czy system kiedykolwiek naprawdę będzie chronił nasze dzieci?
A wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy walczylibyście dalej czy odpuścilibyście dla dobra własnego dziecka?