Oddałam nerkę obcemu dziecku – i wszystko się zmieniło. Czy zrobiłbyś to samo?

– Pani Marto, on nie przeżyje bez przeszczepu – głos doktora Nowaka brzmiał cicho, ale stanowczo. Stałam w szpitalnym korytarzu, ściskając w dłoni kubek zimnej już kawy. Po drugiej stronie szyby leżał Kacper, dziesięcioletni chłopiec z oczami tak wielkimi i smutnymi, że aż ściskało mnie w gardle. Jego matka, pani Agnieszka, płakała bezgłośnie, a ojciec patrzył w podłogę, jakby szukał tam odpowiedzi na pytania, których nikt nie chciał zadawać.

Wiedziałam, że rodzina Kacpra przeszła już wszystkie możliwe badania – nikt nie był zgodny. Każdego dnia widziałam ich rozpacz i bezradność. Wtedy po raz pierwszy przemknęło mi przez myśl: „A gdyby to był mój syn?”. Mam dwójkę dzieci – Zosię i Michała. Zosia ma dziewięć lat, Michał piętnaście. Kocham ich nad życie. Ale czy potrafiłabym patrzeć, jak umierają, bo nikt nie chce im pomóc?

Wieczorem wróciłam do domu później niż zwykle. Mąż czekał na mnie w kuchni, kroił chleb na kolację.
– Znowu się spóźniłaś – rzucił bez pretensji, ale z nutą zmęczenia.
– Był ciężki dzień – odpowiedziałam, siadając przy stole.
– Coś się stało?
Zawahałam się. Czy mogę mu powiedzieć? Czy zrozumie?
– Jest taki chłopiec… Kacper. Potrzebuje nerki. Nikt z rodziny nie może mu pomóc.
Mąż spojrzał na mnie uważnie.
– I co? Chcesz mu pomóc?
– Myślę o tym…
Zapadła cisza. Słyszałam tylko tykanie zegara i cichy szelest noża o deskę.
– Marta, masz własne dzieci. Nie możesz ryzykować zdrowia dla obcego dziecka – powiedział w końcu cicho.

Tej nocy nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, słysząc w głowie głos męża i widząc twarz Kacpra. Rano podjęłam decyzję. Zgłosiłam się na badania.

W pracy zaczęły się plotki. Koleżanki patrzyły na mnie z niedowierzaniem.
– Zwariowałaś? – zapytała Anka z oddziału chirurgii. – Przecież to nie twoja sprawa!
Ale dla mnie to już była moja sprawa. Każdy dzień zwłoki mógł kosztować Kacpra życie.

Badania trwały dwa tygodnie. Każdego dnia czułam coraz większy niepokój i… nadzieję. Gdy zadzwonił telefon z informacją, że jestem zgodna, nogi się pode mną ugięły.

Powiedziałam rodzinie podczas obiadu.
– Oddam nerkę Kacprowi – powiedziałam spokojnie.
Mąż odłożył widelec.
– Nie zgadzam się – powiedział twardo. – To szaleństwo!
Michał spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami.
– Mamo, a jeśli coś ci się stanie?
Zosia zaczęła płakać.
Czułam się rozdarta na pół. Wiedziałam, że ich ranię, ale nie potrafiłam inaczej.

Operacja została wyznaczona na początek marca. Przed wejściem na blok operacyjny pani Agnieszka podeszła do mnie i chwyciła za rękę.
– Nie wiem, jak ci dziękować…
– Proszę tylko zadbać o Kacpra – odpowiedziałam drżącym głosem.

Obudziłam się po operacji z bólem i poczuciem pustki. Mąż przyszedł do mnie dopiero trzeciego dnia.
– Nie rozumiem cię – powiedział cicho. – Ale chyba muszę zaakceptować twoją decyzję.
Dzieci długo nie chciały ze mną rozmawiać. Michał zamknął się w sobie, Zosia unikała mojego wzroku.

Minęły tygodnie. Powoli wracałam do zdrowia. Kacper dochodził do siebie szybciej niż ja – dzieci mają w sobie niesamowitą siłę życia. Spotkaliśmy się po raz pierwszy po operacji w szpitalnym ogrodzie. Przytulił mnie mocno i powiedział:
– Dziękuję, ciociu Marto…
Łzy napłynęły mi do oczu.

W domu atmosfera długo była napięta. Mąż był zamknięty w sobie, dzieci milczące. Dopiero po kilku miesiącach Zosia przyszła do mnie wieczorem i zapytała:
– Mamo… czy ja też mogłabym kiedyś komuś tak pomóc?
Przytuliłam ją mocno.

Dziś minął rok od operacji. Moja rodzina powoli pogodziła się z moją decyzją, choć ślady konfliktu pozostały. Często zastanawiam się, czy zrobiłam dobrze. Czy miałam prawo ryzykować dla obcego dziecka? Czy poświęcenie jednej osoby może uratować świat drugiej?

Patrzę na zdjęcie Kacpra uśmiechniętego na rowerze i myślę: „Czy gdyby każdy z nas zrobił coś takiego choć raz w życiu, świat nie byłby lepszy? A ty… co byś zrobił na moim miejscu?”