Trzy w jednym pomieszczeniu: Życie zaczyna się od nowa

— No i gdzie ja mam tu postawić swoje życie? — powiedziałam głośno, choć w pokoju byłam jeszcze sama. Trzymałam w rękach dokument o przydziale miejsca w akademiku z takim wyrazem twarzy, jakby to był wyrok. Przez czterdzieści lat miałam własne mieszkanie, własny fotel, własny kubek na herbatę. Teraz miałam dzielić maleńki pokój w szkolnym internacie z dwiema obcymi kobietami.

Weszłam do środka. Pokój był klaustrofobiczny: trzy łóżka, trzy biurka, jedna szafa i okno z widokiem na parking. Pachniało kurzem i starym linoleum. Na jednym z łóżek siedziała już kobieta — szczupła, z krótkimi włosami, ubrana w sweter w paski. Spojrzała na mnie spod okularów.

— Danuta Kowalska? — zapytała bez cienia uśmiechu.
— Tak. A pani?
— Jadwiga Nowak. Matematyka. — Wskazała na łóżko pod oknem. — To twoje. Trzecia jeszcze nie przyszła.

Postawiłam walizkę i usiadłam ciężko. Przez chwilę milczałyśmy, każda zajęta swoimi myślami. Ja próbowałam nie płakać. Jadwiga patrzyła przez okno.

— Miałaś własne mieszkanie? — zapytała nagle.
— Miałam — odpowiedziałam cicho. — Ale po rozwodzie… Nie stać mnie było na czynsz. Szkoła zaproponowała internat.
— Ja też — mruknęła Jadwiga. — Mąż zmarł dwa lata temu. Dzieci za granicą. Zostałam sama.

Drzwi otworzyły się gwałtownie i do pokoju weszła trzecia lokatorka — energiczna blondynka z mocnym makijażem i torbą sportową.

— Cześć dziewczyny! Anna Zielińska, polonistka! — rzuciła z uśmiechem i od razu zaczęła rozpakowywać rzeczy.

Przez pierwsze dni żyłyśmy obok siebie jak trzy samotne wyspy. Każda miała swoje rytuały: Jadwiga wstawała najwcześniej i parzyła gorzką kawę, Anna wieczorami słuchała radia, ja próbowałam czytać książki, ale nie mogłam się skupić. Każdy szelest, każdy oddech był jak obcy dźwięk w moim dawnym świecie ciszy i porządku.

Pewnej nocy obudził mnie cichy płacz. To była Anna. Siedziała na łóżku, skulona, z telefonem w dłoni.

— Przepraszam… Nie chciałam was budzić — wyszeptała.
— Co się stało? — spytałam ostrożnie.
— Syn… Nie odbiera ode mnie telefonów od miesięcy. Zostawił mnie dla ojca po rozwodzie…

Jadwiga usiadła na swoim łóżku i przez chwilę patrzyła na Annę bez słowa. Potem podeszła i objęła ją ramieniem.

— Wiesz… My wszystkie coś straciłyśmy — powiedziała cicho. — Ale może razem będzie łatwiej?

Od tej nocy coś się zmieniło. Zaczęłyśmy rozmawiać przy śniadaniu, dzielić się kawą i opowieściami o dawnym życiu. Jadwiga opowiadała o swoim mężu, który był nauczycielem fizyki i zawsze marzył o podróży do Norwegii. Anna pokazywała zdjęcia syna sprzed lat, a ja wspominałam swoje mieszkanie na Pradze, gdzie pachniało lipą z podwórka.

Ale życie w trójkę w jednym pokoju to nie tylko wspólne smutki. To także konflikty i codzienne frustracje. Pewnego popołudnia wróciłam zmęczona po lekcjach i zobaczyłam Annę rozmawiającą przez telefon na głos, podczas gdy Jadwiga próbowała sprawdzać klasówki.

— Czy możesz ciszej?! — wybuchła Jadwiga.
— Przepraszam, ale mam prawo rozmawiać! — odparowała Anna.
— A ja mam prawo do spokoju!

Zrobiło się niezręcznie. Wyszłam na korytarz, żeby nie słuchać kłótni. Poczułam się jak intruz we własnym życiu.

Wieczorem usiadłyśmy razem przy stole.

— Musimy ustalić zasady — powiedziałam stanowczo. — Inaczej zwariujemy.

Spisałyśmy na kartce: cisza po 22:00, słuchawki do rozmów telefonicznych, sprzątanie na zmianę, nie ruszamy cudzych rzeczy bez pytania. Podpisałyśmy się wszystkie trzy.

Z czasem nauczyłyśmy się siebie nawzajem: Anna przestała zostawiać kosmetyki na wszystkich półkach, Jadwiga nie komentowała już mojego zamiłowania do zielonej herbaty, a ja starałam się nie narzekać na hałas za ścianą.

Jednak najtrudniejsze były weekendy. Wtedy cisza była najbardziej dotkliwa. Każda z nas tęskniła za czymś innym: za domem, rodziną, dawnym życiem. Pewnego sobotniego wieczoru Anna przyniosła butelkę wina.

— Może dziś po prostu pogadamy jak stare przyjaciółki? — zaproponowała.

Piłyśmy wino z plastikowych kubków i śmiałyśmy się z historii o uczniach i szkolnych absurdach. Poczułam wtedy coś dziwnego — wdzięczność za te dwie kobiety, które choć obce, stały się moją nową rodziną.

Ale życie nie przestaje rzucać kłód pod nogi. Po kilku miesiącach dyrekcja szkoły ogłosiła redukcję etatów. Każda z nas mogła stracić pracę. Napięcie wróciło ze zdwojoną siłą.

— Co jeśli nas wyrzucą? — spytała Anna ze łzami w oczach.
— Znajdziemy coś innego — próbowałam ją pocieszyć, choć sama nie wierzyłam w swoje słowa.

Przez kilka tygodni żyłyśmy w zawieszeniu, czekając na decyzję dyrekcji. W końcu okazało się, że tylko jedna z nas musi odejść. Padło na Jadwigę — najmniej lubianą przez nową panią dyrektor.

Pakowała swoje rzeczy w milczeniu. Anna płakała otwarcie, ja starałam się być silna dla obu z nich.

— Dziękuję wam za wszystko — powiedziała Jadwiga przy drzwiach. — Bez was bym tu nie wytrzymała ani dnia.

Kiedy została nas dwie, pokój wydawał się jeszcze mniejszy i bardziej pusty niż wcześniej.

Czasem patrzę przez okno na parking i zastanawiam się: czy to już koniec mojej historii? Czy można zacząć od nowa po czterdziestce, gdy wszystko trzeba dzielić z innymi? Może właśnie wtedy odkrywamy, kim naprawdę jesteśmy…