Przewidziałam Twój telefon, mamo…

Wiedziałam, że zadzwonisz, mamo. Przewidziałam to już rano, kiedy w pośpiechu pakowałam notatki do torby, a Twój głos dźwięczał mi w głowie jak echo. Telefon zadrżał mi w kieszeni w trakcie wykładu z socjologii. Kinga Kwiatkowska – to ja – spojrzałam na ekran i od razu poczułam ścisk w żołądku. „Mama”. Odrzuciłam połączenie, udając przed sobą, że to nic ważnego. Ale telefon zawibrował znowu, jeszcze mocniej, jakby chciał wykrzyczeć: „Nie możesz uciec!”

– Kwiatkowska, miej sumienie. Wyłącz telefon albo odpowiedz – wykładowczyni spojrzała na mnie z irytacją spod okularów.

– Odpowiem. Mogę wyjść? – zapytałam cicho, już wiedząc, że nie mam wyboru.

– Wyjdź – westchnęła.

Wybiegłam na korytarz, czując na sobie spojrzenia całej sali. Wcisnęłam zieloną słuchawkę.

– Milena, co się stało? Mam zajęcia…

– Kinga… – głos mamy był drżący, inny niż zwykle. – Tata miał wypadek. Jest w szpitalu. Musisz przyjechać do domu.

Poczułam, jak świat się zatrzymuje. Przez chwilę nie mogłam oddychać. W głowie miałam tylko jedno: „Nie teraz. Nie mogę tego udźwignąć”.

– Co się stało? – wyszeptałam. – Gdzie jest tata?

– W szpitalu na Banacha. Lekarze mówią, że jest ciężko…

Nie pamiętam, jak dotarłam do szpitala. Warszawa była tego dnia szara i zimna, a ja biegłam przez ulice jak we śnie. W głowie miałam tysiące myśli: czy tata przeżyje? Czy mama sobie poradzi? Co ze studiami?

W szpitalu zobaczyłam mamę skuloną na plastikowym krześle. Wyglądała na starszą o dziesięć lat niż rano. Podbiegłam do niej i objęłam ją mocno.

– Kinga… Nie wiem, co robić…

– Mamo, damy radę – powiedziałam, choć sama w to nie wierzyłam.

Lekarz wyszedł z sali operacyjnej. Jego twarz była poważna.

– Stan pana Andrzeja jest ciężki. Musimy czekać na rozwój wydarzeń.

Mama zaczęła płakać. Ja siedziałam obok niej i czułam się bezradna jak nigdy wcześniej.

Przez kolejne dni żyliśmy w zawieszeniu. Ja kursowałam między szpitalem a domem, próbując ogarnąć rzeczywistość: rachunki, zakupy, młodszego brata Janka, który miał dopiero dwanaście lat i nie rozumiał, dlaczego tata nie wraca do domu.

Pewnego wieczoru mama weszła do mojego pokoju.

– Kinga… Musisz przerwać studia. Nie dam sobie rady sama. Janek potrzebuje opieki, a ja muszę wrócić do pracy na cały etat.

Zamarłam. Studia były moim marzeniem. Chciałam zostać psychologiem, pomagać ludziom takim jak my teraz – zagubionym i przestraszonym.

– Mamo… To dla mnie ważne…

– Wiem, ale rodzina jest najważniejsza – powiedziała twardo.

Przez kolejne dni kłóciliśmy się coraz częściej. Mama była coraz bardziej rozgoryczona i zmęczona. Ja czułam się rozdarta na pół: między lojalnością wobec rodziny a własnymi pragnieniami.

Pewnej nocy podsłuchałam rozmowę mamy przez telefon:

– Nie wiem, co robić z Kingą… Upiera się przy tych studiach… A ja nie dam rady sama…

Poczułam się winna. Czy naprawdę byłam aż tak samolubna?

Następnego dnia poszłam do szpitala sama. Tata leżał nieprzytomny pod aparaturą. Usiadłam przy jego łóżku i zaczęłam mówić:

– Tato… Co mam zrobić? Mama chce, żebym rzuciła studia… Ale przecież zawsze mówiłeś mi: „Kinga, walcz o swoje marzenia”…

Łzy spływały mi po policzkach. Chciałam usłyszeć jego radę, ale on milczał.

Wróciłam do domu późno w nocy. Mama czekała na mnie w kuchni.

– Gdzie byłaś?

– U taty.

– Kinga… Ja naprawdę nie dam rady sama…

– Mamo! – krzyknęłam nagle. – A co ze mną? Czy ktoś pyta mnie o zdanie? Czy moje życie się nie liczy?

Mama spojrzała na mnie zaskoczona i chyba po raz pierwszy zobaczyła we mnie dorosłą osobę.

Przez kolejne dni milczałyśmy do siebie prawie całkiem. W domu panowała cisza pełna napięcia.

W końcu przyszedł dzień decyzji. Poszłam na uczelnię i poprosiłam dziekanat o urlop dziekański. Czułam się tak, jakby ktoś wyrwał mi serce.

Wróciłam do domu i powiedziałam mamie:

– Zawiesiłam studia na rok.

Mama przytuliła mnie mocno i pierwszy raz od tygodni obie płakałyśmy razem.

Minęło kilka miesięcy. Tata powoli wracał do zdrowia, ale nic już nie było takie samo jak wcześniej. Ja zajmowałam się domem i Jankiem, pomagałam mamie jak mogłam, ale w środku czułam pustkę i żal do losu.

Czasem zastanawiam się, czy podjęłam dobrą decyzję. Czy można pogodzić własne marzenia z oczekiwaniami rodziny? Czy zawsze musimy rezygnować z siebie dla innych? Może kiedyś znajdę odpowiedź… Ale czy Wy ją znacie?