Nowa koleżanka z pracy powiedziała, że moja żona mnie nie docenia. Zaprosiła mnie na spacer po pracy: byłem zaskoczony, ale postanowiłem przyjąć jej propozycję

– Michał, czy ty w ogóle jesteś szczęśliwy? – zapytała nagle Aneta, nowa koleżanka z działu analiz, kiedy siedzieliśmy razem przy automacie do kawy. Jej pytanie przecięło ciszę jak nóż. Zaskoczyła mnie – przecież znałem ją ledwie od dwóch tygodni, a już miała odwagę dotknąć czegoś, czego sam unikałem nawet w myślach.

Od miesięcy czułem się jak cień samego siebie. Praca w biurze w centrum Warszawy była monotonna: tabele, wykresy, raporty. W domu – cisza. Moja żona, Kasia, wracała późno, zmęczona po dyżurze w szpitalu. Kiedyś czekaliśmy na siebie z kolacją, dziś mijaliśmy się w drzwiach. Nawet nasze rozmowy sprowadzały się do krótkich pytań: „Zjadłeś coś?”, „Jak w pracy?”, „Wyprowadziłeś psa?”.

Nie pamiętam, kiedy ostatnio śmialiśmy się razem albo po prostu siedzieliśmy obok siebie bez telefonów w rękach. Może wtedy, gdy jeszcze planowaliśmy wspólne wakacje nad morzem? Albo kiedy świętowaliśmy jej awans? Teraz wszystko było inne. Czułem się niewidzialny.

Aneta pojawiła się nagle – przysłana z oddziału w Poznaniu, by wesprzeć nasz zespół. Miała w sobie coś świeżego: energię, uśmiech, ciekawość świata. Od razu zauważyłem, że nie boi się mówić tego, co myśli. Kiedyś podczas lunchu rzuciła: – Michał, ty chyba za dużo pracujesz. Wiesz, że życie to nie tylko Excela?

Zaśmiałem się wtedy nerwowo, ale jej słowa utkwiły mi w głowie. Tego dnia, gdy zapytała o moje szczęście, poczułem się jakby ktoś zdjął ze mnie ciężki płaszcz. Przez chwilę chciałem jej powiedzieć wszystko: o tym, jak bardzo czuję się samotny, jak bardzo brakuje mi rozmów z Kasią, jak bardzo tęsknię za dawnym życiem.

– Nie wiem – odpowiedziałem szczerze. – Chyba już nawet nie pamiętam, co to znaczy być szczęśliwym.

Aneta spojrzała na mnie uważnie. – Wiesz co? Po pracy chodźmy na spacer. Warszawa wieczorem jest piękna. Może trochę przewietrzysz głowę.

Zaskoczyła mnie ta propozycja. Zawsze wracałem prosto do domu – nawet jeśli nikt tam na mnie nie czekał. Ale coś we mnie pękło. Może to była potrzeba rozmowy? Może chęć poczucia się ważnym dla kogoś choć przez chwilę?

Po pracy spotkaliśmy się pod biurem. Aneta miała na sobie granatowy płaszcz i szalik w kolorowe paski. Pachniała czymś świeżym – może cytrusami? Szliśmy Powiślem w stronę bulwarów wiślanych. Ludzie mijali nas w pośpiechu, a ja czułem się dziwnie lekki.

– Michał, powiem ci coś… – zaczęła cicho. – Wiesz, że twoja żona cię nie docenia?

Zatrzymałem się jak rażony prądem.

– Skąd taki pomysł?

– Widzę to po tobie. Jesteś inteligentny, zabawny… Ale gasniesz każdego dnia. Wiem, jak to jest być niedocenianym. Mój były mąż też mnie nie zauważał.

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Z jednej strony poczułem ulgę – ktoś w końcu zauważył mój ból. Z drugiej – poczucie winy wobec Kasi.

– Kasia jest po prostu zmęczona… – próbowałem ją bronić.

– Może. Ale czy to znaczy, że masz być przezroczysty?

Szliśmy dalej w milczeniu. Czułem narastające napięcie. Aneta opowiadała o swoim rozwodzie, o tym jak długo udawała przed sobą i światem, że wszystko jest dobrze. Słuchałem jej i miałem wrażenie, że mówi też o mnie.

W pewnym momencie zatrzymała się i spojrzała mi prosto w oczy:

– Michał… Zasługujesz na więcej niż tylko bycie dodatkiem do czyjegoś życia.

Te słowa rozbrzmiewały mi w głowie przez całą drogę do domu. Kiedy wszedłem do mieszkania, Kasia już spała na kanapie z laptopem na kolanach. Przykryłem ją kocem i usiadłem obok. Patrzyłem na nią długo – zmęczoną, piękną, ale tak bardzo oddaloną.

Następnego dnia Aneta napisała mi SMS-a: „Dziękuję za spacer. Jeśli będziesz chciał pogadać – jestem.”

Przez kolejne dni nie mogłem przestać o niej myśleć. Z jednej strony czułem wyrzuty sumienia – przecież nic złego się nie stało, ale czy to już nie zdrada? Z drugiej strony – pierwszy raz od dawna czułem się ważny dla kogoś.

W pracy zacząłem unikać Anety. Bałem się własnych uczuć. Kasia zauważyła moją zmianę:

– Coś się stało? Jesteś inny ostatnio.

Chciałem jej powiedzieć prawdę – o samotności, o spacerze z Anetą, o tym jak bardzo mi jej brakuje… Ale zabrakło mi odwagi.

Wieczorem usiedliśmy razem przy stole. Kasia spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem:

– Michał… My chyba musimy pogadać.

Serce zaczęło mi bić szybciej.

– Tak… Musimy.

Nie wiem jeszcze, dokąd zaprowadzi nas ta rozmowa. Czy można odbudować coś, co tak długo się rozpadało? Czy jeden spacer może zmienić całe życie? A może czasami trzeba pozwolić sobie na szczerość – wobec siebie i innych?

Czasem zastanawiam się: ile jeszcze takich wieczorów przede mną? Czy odwaga do rozmowy pojawi się zanim będzie za późno?