Nie porzucajcie ojca: Historia Marka, który stracił wszystko, ale wciąż wierzył w przebaczenie

— Synku, cześć! Dlaczego nie zadzwoniłeś wcześniej? — głos mamy zabrzmiał ciepło, ale wyczułem w nim nutę niepokoju. Stałem na progu jej mieszkania, trzymając w rękach stary plecak, jakby to on miał mi dodać odwagi. — A tak, byłem w pobliżu, pomyślałem, że wpadnę — wzruszyłem ramionami, próbując ukryć zmęczenie i rozczarowanie sobą samym. — Wchodź, chociaż herbatą cię poczęstuję — zaprosiła mnie do kuchni.

Usiadłem przy stole, patrząc na znajome kafelki i firanki, które pamiętałem jeszcze z dzieciństwa. Wszystko tu było takie samo, tylko ja byłem inny. W powietrzu wisiała cisza, którą przerywał tylko szum czajnika. — Marek, co się stało? — zapytała mama, siadając naprzeciwko mnie. Jej spojrzenie było przenikliwe. — Nic… Po prostu… — zacząłem, ale głos mi się załamał. — Powiedz mi prawdę. Przecież widzę, że coś cię gryzie.

Wziąłem głęboki oddech. — Ola mnie zostawiła. Dzieci nie chcą ze mną rozmawiać. Straciłem pracę. Wszystko się posypało…

Mama ścisnęła moją dłoń. — Marek…

— To moja wina — przerwałem jej. — Zdradziłem Olę. Raz. Jeden głupi raz. Myślałem, że to nic nie znaczy… Ale ona się dowiedziała. Dzieci usłyszały jej płacz przez ścianę. Od tamtej pory jestem dla nich nikim.

Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu. Słyszałem tylko tykanie zegara i własne myśli: „Jak mogłem to zrobić? Jak mogłem zniszczyć wszystko, co miałem najcenniejszego?”

Mama nalała mi herbaty i podała talerzyk z ciastkami. — Synku, każdy popełnia błędy. Ale nie każdy potrafi się do nich przyznać.

— Ale czy oni mi kiedyś wybaczą? — zapytałem cicho.

— Musisz im dać czas. I pokazać, że naprawdę żałujesz.

Zamieszkałem u mamy na kilka tygodni. Każdego dnia budziłem się z nadzieją, że Ola zadzwoni, że dzieci napiszą choćby krótką wiadomość. Ale telefon milczał. Chodziłem po mieście bez celu, patrzyłem na ludzi i zastanawiałem się, czy oni też noszą w sobie taki ciężar winy.

Pewnego dnia spotkałem na ulicy córkę — Zosię. Miała słuchawki w uszach i udawała, że mnie nie widzi. Podszedłem do niej ostrożnie.

— Zosiu…

Zatrzymała się, spojrzała na mnie chłodno.

— Czego chcesz?

— Chciałem tylko… zapytać, jak się czujesz.

— Lepiej niż ty — odpowiedziała ostro i ruszyła dalej.

Stałem jak wryty. W oczach miałem łzy, ale nie pozwoliłem im spłynąć po policzkach. „Nie porzucajcie ojca” — pomyślałem rozpaczliwie, ale wiedziałem, że na razie muszę sam siebie odnaleźć.

Wieczorami rozmawiałem z mamą o dawnych czasach. O tym, jak tata odszedł do innej kobiety i jak ona musiała sobie radzić sama ze mną i moją siostrą. — Wtedy też myślałam, że już nigdy nie będę szczęśliwa — powiedziała pewnego wieczoru. — Ale życie toczy się dalej. Trzeba znaleźć w sobie siłę.

Zacząłem szukać pracy. Nie było łatwo — miałem czterdzieści pięć lat i łatkę „tego od zdrady” w małym mieście. W końcu dostałem posadę magazyniera w hurtowni budowlanej. Praca ciężka, ale przynajmniej nie miałem czasu na myślenie.

W każdą niedzielę chodziłem pod blok Oli i patrzyłem na okna mieszkania, które kiedyś było moim domem. Czasem widziałem dzieci bawiące się na podwórku, ale one omijały mnie szerokim łukiem.

Pewnego dnia Ola zadzwoniła.

— Marek, musimy porozmawiać.

Serce zaczęło mi bić jak szalone.

Spotkaliśmy się w kawiarni. Była zmęczona i smutna.

— Nie wrócimy już do siebie — powiedziała od razu. — Ale dzieci potrzebują ojca. Jeśli naprawdę chcesz naprawić to, co zepsułeś… musisz być cierpliwy.

— Zrobię wszystko — odpowiedziałem bez namysłu.

— Zacznij od małych kroków. Może zabierzesz Tomka na rower w sobotę?

Tomek był młodszy ode mnie o całe trzydzieści lat, a jednak patrzył na mnie jak na obcego człowieka. Przez całą wycieczkę milczał uparcie, a ja opowiadałem mu o swoim dzieciństwie, o tym jak bałem się ciemności i jak dziadek nauczył mnie jeździć na rowerze bez rąk.

Po powrocie Tomek rzucił tylko: — Dzięki za rower.

To było więcej niż się spodziewałem.

Zosia przez długi czas nie chciała ze mną rozmawiać. Pisałem do niej listy, zostawiałem czekoladki pod drzwiami jej pokoju, ale ona milczała. Dopiero po kilku miesiącach napisała mi SMS-a: „Może pójdziemy kiedyś do kina?”

Wiedziałem już wtedy, że przebaczenie to proces długi i bolesny. Że nie wystarczy raz przeprosić i wszystko wróci do normy.

Czasem spotykam znajomych na ulicy i widzę w ich oczach współczucie albo pogardę. Niektórzy mówią: „Sam sobie jesteś winien” — i mają rację. Ale są też tacy, którzy klepią mnie po ramieniu i mówią: „Dobrze, że walczysz o rodzinę”.

Najtrudniejsze są wieczory, kiedy zostaję sam ze swoimi myślami. Wtedy pytam siebie: „Czy naprawdę zasługuję na drugą szansę? Czy moi bliscy kiedyś mi wybaczą?” Ale wiem jedno: nie wolno się poddawać.

Może właśnie dlatego opowiadam wam tę historię — żeby ktoś inny nie popełnił tych samych błędów co ja. Żebyście nie porzucali ojca tylko dlatego, że upadł raz za dużo.

Czasami zastanawiam się: czy przebaczenie jest możliwe dla każdego? Czy można odbudować zaufanie po zdradzie? Może wy macie odpowiedź…