Kiedy Ola Kazała Mi Spać na Kanapie – Ale To Przecież Moje Mieszkanie!
– Michał, możesz dzisiaj spać na kanapie? – Ola nawet nie patrzyła mi w oczy, układając swoje rzeczy na mojej stronie łóżka.
Zamarłem. Przez chwilę nie wiedziałem, czy dobrze słyszałem. To był mój pokój, moje łóżko, moje mieszkanie. Przez lata odkładałem każdy grosz, żeby w końcu mieć coś swojego. A teraz stałem jak słup soli, patrząc jak Ola rozkłada swoją piżamę na mojej poduszce.
– Ola, przecież to… – zacząłem niepewnie.
– Michał, proszę cię. Miałam ciężki dzień. Chcę się wyspać, a ty znowu będziesz chrapał. – Jej głos był zimny, stanowczy. Jakby to ona tu rządziła.
Wyszedłem do kuchni, żeby ochłonąć. Zaparzyłem sobie herbatę i przez chwilę patrzyłem przez okno na ciemne ulice Warszawy. Kiedyś myślałem, że wspólne mieszkanie to będzie spełnienie marzeń. Że będziemy razem gotować, śmiać się, oglądać filmy do późna. Ale od kilku miesięcy Ola coraz częściej traktowała mnie jak lokatora, a nie partnera.
Pamiętam pierwszy raz, kiedy zaproponowałem jej, żeby się do mnie wprowadziła. Była zachwycona. Przyniosła kilka pudełek z książkami i ubraniami, a ja czułem dumę, że mogę jej dać dach nad głową. Ale z czasem tych pudełek przybywało. Moje rzeczy zaczęły znikać z półek, a ich miejsce zajmowały jej kosmetyki, ubrania i bibeloty.
– Michał, gdzie jest mój kubek? – zapytała któregoś ranka.
– Twój? Myślałem, że to ten stary po babci…
– No właśnie! – rzuciła z wyrzutem.
Zaczęło się od drobiazgów. Przestawianie mebli bez pytania. Zmiana zasłon na takie „bardziej przytulne”. Potem przyszły większe decyzje: nowy dywan, bo „ten twój jest już niemodny”, wymiana lampy w salonie, bo „światło jest za zimne”. Za każdym razem czułem ukłucie w sercu, ale nie protestowałem. Chciałem, żeby czuła się tu dobrze.
Ale im więcej dawałem, tym mniej miałem siebie. Zacząłem czuć się jak gość we własnym domu.
Najgorsze były wieczory. Ola godzinami rozmawiała przez telefon z mamą albo przyjaciółkami, opowiadając im o „naszym” mieszkaniu. Słyszałem przez drzwi:
– Tak, mamo, już wszystko urządziłam po swojemu… Michał? On się zgadza na wszystko…
Czułem się niewidzialny. Nawet mój kot, Felek, zaczął częściej spać u Oli niż u mnie.
Pewnego dnia wróciłem z pracy wcześniej i zobaczyłem Olę siedzącą z moją mamą przy stole. Rozmawiały o mnie tak, jakby mnie nie było.
– On zawsze taki był – mówiła mama z westchnieniem. – Zbyt dobry dla ludzi.
– No właśnie – przytaknęła Ola. – Ale czasem trzeba mu pokazać, gdzie jest jego miejsce.
Zamknąłem się w łazience i długo patrzyłem w lustro. Kim ja właściwie jestem? Gdzie podział się ten pewny siebie facet, który potrafił walczyć o swoje?
Wieczorem próbowałem porozmawiać z Olą.
– Ola, czuję się tu coraz gorzej…
– Michał, nie przesadzaj. Przecież wszystko jest dobrze. Po prostu musisz się trochę dostosować.
Dostosować? Do czego? Do bycia gościem we własnym domu?
Zacząłem unikać powrotów do mieszkania. Zostawałem dłużej w pracy albo szedłem na piwo z kolegami. Kiedy wracałem późno, Ola już spała – oczywiście po swojej stronie łóżka.
Aż przyszedł ten wieczór, kiedy kazała mi spać na kanapie.
Leżałem tam całą noc, gapiąc się w sufit i próbując zrozumieć, jak do tego doszło. Przypomniały mi się słowa ojca: „Synu, nigdy nie pozwól nikomu wejść ci na głowę”.
Następnego dnia postanowiłem porozmawiać z Olą poważnie.
– Musimy ustalić jakieś zasady – powiedziałem stanowczo.
Spojrzała na mnie z irytacją.
– Zasady? Michał, przecież wszystko działało do tej pory.
– Nie działało! Ja tu już nie czuję się jak u siebie!
Ola wzruszyła ramionami i wyszła do pracy bez słowa.
Przez cały dzień myślałem o tym, co zrobić. Zadzwoniłem do siostry.
– Michał, musisz postawić granice – powiedziała Basia. – Inaczej ona cię zdominuje całkowicie.
Wieczorem czekałem na Olę z listą rzeczy, które chciałbym zmienić: podział przestrzeni, wspólne decyzje dotyczące mieszkania, szacunek dla moich rzeczy.
Ola weszła do mieszkania i od razu poczuła napięcie.
– O co chodzi?
– Musimy pogadać – powiedziałem spokojnie.
Rozmowa była burzliwa. Ola płakała, krzyczała, zarzucała mi brak empatii i zrozumienia dla jej potrzeb. Ja tłumaczyłem jej swoje uczucia i to, jak bardzo czuję się odsunięty na bok.
W końcu powiedziała:
– Jeśli ci tak źle ze mną, to może powinieneś zamieszkać sam!
Zrobiło mi się zimno. Przez chwilę naprawdę pomyślałem o tym poważnie.
Przez kolejne dni atmosfera była napięta jak struna. Ola przestała ze mną rozmawiać. Ja coraz częściej wychodziłem z domu bez celu – byle tylko nie siedzieć w tej dusznej ciszy.
Któregoś wieczora wróciłem i zobaczyłem Olę pakującą walizkę.
– Wyprowadzam się do mamy – powiedziała cicho. – Może faktycznie potrzebujesz przestrzeni.
Nie zatrzymałem jej. Patrzyłem tylko, jak zamyka za sobą drzwi i nagle poczułem ulgę pomieszaną ze smutkiem.
Przez kilka dni mieszkanie wydawało mi się puste i obce. Ale powoli zacząłem odzyskiwać siebie: przestawiłem meble po swojemu, kupiłem nowy kubek (tym razem naprawdę mój), zacząłem zapraszać znajomych.
Czasem jeszcze myślę o Oli i o tym wszystkim, co nas spotkało. Czy mogłem zrobić coś inaczej? Czy to ja byłem zbyt uległy? A może po prostu nie byliśmy dla siebie stworzeni?
Patrzę teraz przez okno na nocną Warszawę i pytam sam siebie: czy warto było poświęcać siebie dla kogoś innego? A wy – co byście zrobili na moim miejscu?