Intryga w szklarni: Jak fortel prawie zniszczył dwie rodziny
— Wszystko przepadło! — krzyczała Agnieszka, stojąc w moich drzwiach z twarzą mokrą od łez. Jej ręce trzęsły się tak bardzo, że bałam się, iż zaraz upadnie. — Cała szklarnia, wszystkie warzywa… Ktoś w nocy wszystko połamał! A ja… ja nie wiem, co teraz będzie…
Patrzyłam na nią przez chwilę w osłupieniu, próbując zrozumieć, czy to, co słyszę, naprawdę się dzieje. Agnieszka była moją sąsiadką od lat, kobietą twardą i zaradną, która nigdy nie pozwalała sobie na słabość. Jej szklarnia była jej dumą i głównym źródłem utrzymania. Wiedziałam, ile pracy i serca włożyła w te pomidory i ogórki.
— Spokojnie, Agnieszka — powiedziałam cicho, próbując ją uspokoić. — Może to tylko jakiś przypadek? Może wiatr…
— Jaki wiatr?! — przerwała mi gwałtownie. — Wszystko jest połamane! Ktoś tam był! Widziałam ślady butów! I… i znalazłam coś jeszcze…
Wyciągnęła z kieszeni kawałek materiału. Rozpoznałam go od razu — to był fragment kurtki mojego męża, Piotra. Zrobiło mi się zimno.
— To nie może być… — wyszeptałam bardziej do siebie niż do niej.
Agnieszka spojrzała na mnie z wyrzutem i rozpaczą.
— Kasia, ja cię zawsze szanowałam. Ale jeśli twój Piotr…
Nie pozwoliłam jej dokończyć. Wybiegłam z domu, zostawiając ją na progu. Musiałam znaleźć Piotra i usłyszeć prawdę z jego ust.
Znalazłam go w stodole. Stał przy starym traktorze, jakby nic się nie stało.
— Piotr! — zawołałam ostro. — Co robiłeś wczoraj w nocy?
Spojrzał na mnie zdziwiony.
— Spałem. A co?
Wyciągnęłam kawałek materiału.
— To jest z twojej kurtki. Agnieszka znalazła to w swojej szklarni. Ktoś ją zniszczył tej nocy.
Piotr pobladł.
— To niemożliwe…
— Piotr, błagam cię, powiedz prawdę! — głos mi się załamał.
Przez chwilę milczał, po czym spuścił głowę.
— Wyszedłem na chwilę wieczorem… Ale tylko do stodoły! Przysięgam!
Nie wiedziałam, czy mu wierzyć. W naszej wsi plotki rozchodzą się szybciej niż dym z komina. Już widziałam te spojrzenia sąsiadów, już czułam ciężar oskarżenia.
Tego samego dnia wieczorem przyszła do mnie Zofia — matka Agnieszki. Była jeszcze bardziej roztrzęsiona niż jej córka.
— Kasia, musisz coś zrobić! Agnieszka jest pewna, że to Piotr. Chce iść na policję!
Siedziałyśmy przy stole w kuchni, a ja czułam się jak oskarżona przed sądem. Zofia patrzyła na mnie z mieszaniną współczucia i lęku.
— Zawsze byliście porządnymi ludźmi… Ale jeśli to prawda…
Nie mogłam tego słuchać. Musiałam działać. Postanowiłam sama zbadać sprawę.
Następnego ranka poszłam do szklarni Agnieszki. Z bliska wyglądało to jeszcze gorzej niż sobie wyobrażałam — połamane łodygi, rozdeptane grządki, wszędzie ślady błota. Ale coś mi nie pasowało. Ślady butów były dziwnie małe… jakby należały do dziecka albo drobnej kobiety.
Wróciłam do domu i zaczęłam wypytywać dzieciaki z sąsiedztwa. W końcu mały Michałek przyznał się niechętnie:
— Widziałem ciocię Anię wieczorem przy szklarni Agnieszki…
Ania była młodszą siostrą Agnieszki, od lat z nią skłóconą o spadek po rodzicach. Zawsze zazdrościła jej szklarni i tego, że matka przepisała ziemię właśnie Agnieszce.
Zebrałam się na odwagę i poszłam do Ani.
— Aniu, muszę cię o coś zapytać — zaczęłam ostrożnie. — Byłaś wczoraj przy szklarni Agnieszki?
Zbladła natychmiast.
— Skąd wiesz?
— Michałek cię widział. I znalazłam ślady…
Ania zaczęła płakać.
— Nie chciałam jej zaszkodzić… Chciałam tylko przestraszyć! Myślałam, że jak zobaczy ślady, to się przestraszy i odda mi część ziemi… Ale wszystko wymknęło się spod kontroli…
Poczułam ulgę i gniew jednocześnie. Ulgę, że Piotr jest niewinny. Gniew — bo przez głupią intrygę dwie rodziny mogły zostać zniszczone.
Poszłam do Agnieszki z całą prawdą. Najpierw nie chciała wierzyć, potem wybuchła płaczem.
— Jak mogła mi to zrobić własna siostra?!
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Stałyśmy razem w tej zrujnowanej szklarni, obie zmęczone i rozczarowane życiem.
Wieczorem siedziałam z Piotrem przy kuchennym stole. Patrzył na mnie smutno.
— Widzisz, Kasiu… Jedno kłamstwo potrafi rozbić wszystko, co budowaliśmy latami.
Przez długi czas milczeliśmy.
Dziś patrzę na tę historię inaczej. Czy naprawdę znamy ludzi wokół nas? Czy można odbudować zaufanie po takiej burzy? Może czasem lepiej milczeć niż szukać winnych za wszelką cenę? Co byście zrobili na moim miejscu?