Dom dla syna, a siostra w potrzebie – obietnica matki
— Słuchaj mnie, synu… — ledwo dosłyszalnie szepnęła matka. Każde słowo przychodziło jej z trudem. Choroba nieubłaganie odbierała jej życie. Leżała w łóżku, wyczerpana, niemalże przeźroczysta. Janowi wydawało się, że to nie jego matka. Dawniej była wysoka, pełna sił, z dobrotliwym uśmiechem. Ale teraz…
— Synu, błagam, nie zostawiaj Bronisławy… Trzeba ją chronić. Nie jest taka silna jak ty…
Te słowa utkwiły mi w głowie jak drzazga. Siedziałem przy łóżku matki, ściskając jej wychudzoną dłoń. Czułem, jakby cały świat się zatrzymał. W pokoju unosił się zapach lekarstw i starego drewna. Za oknem padał deszcz, a krople uderzały o parapet w rytmie mojego roztrzęsionego serca.
— Mamo… — próbowałem coś powiedzieć, ale głos ugrzązł mi w gardle.
— Obiecaj mi… — wyszeptała. — Obiecaj, że się nią zaopiekujesz…
Nie mogłem odmówić. Przecież to była moja matka. Przecież Bronisława to moja młodsza siostra, zawsze trochę zagubiona, zawsze w cieniu innych. Ale wtedy jeszcze nie wiedziałem, jak trudna będzie ta obietnica.
Matka odeszła tej samej nocy. W domu zapanowała cisza tak gęsta, że aż bolała. Ojciec zmarł kilka lat wcześniej, więc zostaliśmy tylko we dwoje: ja i Bronisława. Dom był duży, stary, pełen wspomnień i cieni przeszłości. Zawsze myślałem, że kiedyś będzie mój – taki był plan rodziców. Ale teraz wszystko się zmieniło.
Bronisława była inna niż ja. Delikatna, zamknięta w sobie, z wiecznym lękiem w oczach. Miała problemy ze znalezieniem pracy, nie radziła sobie z codziennością. Często płakała bez powodu i zamykała się w swoim pokoju na całe godziny. Ja natomiast miałem już własne życie – pracę w Warszawie, narzeczoną Magdę i marzenie o własnym mieszkaniu.
Po pogrzebie wróciłem do stolicy na kilka dni, ale myśli ciągle krążyły wokół domu rodzinnego i Bronisławy. Magda patrzyła na mnie z niepokojem.
— Janek, musisz zdecydować, co dalej — powiedziała pewnego wieczoru. — Nie możesz być jednocześnie tutaj i tam.
— Obiecałem mamie… — odpowiedziałem cicho.
— A co z nami? — zapytała ostrożnie.
Nie potrafiłem odpowiedzieć.
Wróciłem do domu rodzinnego na stałe. Bronisława była wystraszona moją obecnością, jakby bała się, że ją ocenię albo wyrzucę z domu. Próbowałem ją przekonać do wspólnego planowania przyszłości.
— Bronia, musimy porozmawiać o domu — zacząłem pewnego ranka przy śniadaniu.
— To twój dom — szepnęła.
— Nasz dom — poprawiłem ją stanowczo.
Ale ona tylko spuściła wzrok i zaczęła nerwowo bawić się łyżeczką.
Z czasem zaczęły się kłopoty finansowe. Dom wymagał remontu – dach przeciekał, instalacja elektryczna była przestarzała. Moje oszczędności topniały w oczach. Magda coraz częściej dzwoniła z pretensjami.
— Janek, ile jeszcze to potrwa? Nie możemy tak żyć w zawieszeniu! — krzyczała przez telefon.
— Muszę się zająć Bronisławą…
— A co ze mną? Co z naszym życiem?
Nie wiedziałem już, co robić. Czułem się rozdarty między obietnicą daną matce a własnym szczęściem. Każdego dnia patrzyłem na Bronisławę i widziałem w niej dziecko zagubione we własnym świecie.
Pewnego dnia przyszło pismo z banku – zaległości za kredyt hipoteczny rosły. Musiałem podjąć decyzję: sprzedać dom i zapewnić Bronisławie mieszkanie w bloku albo walczyć o utrzymanie rodzinnego gniazda za wszelką cenę.
Usiadłem z Bronisławą przy stole.
— Bronia, musimy być szczerzy. Nie stać nas na ten dom. Może lepiej byłoby go sprzedać i kupić dwa mniejsze mieszkania?
Zbladła.
— Ja nie chcę nigdzie iść… Tu są wspomnienia…
— Ale nie damy rady tu zostać bez pieniędzy! — wybuchłem bezwiednie.
Wybiegła do swojego pokoju i trzasknęła drzwiami. Siedziałem długo w kuchni, wpatrując się w stare fotografie na ścianie. Czułem się jak zdrajca.
Kilka dni później Magda przyjechała do nas.
— Janek, musisz wybrać: albo rodzina tutaj, albo my razem w Warszawie — powiedziała stanowczo.
Bronisława podsłuchała naszą rozmowę i wieczorem przyszła do mnie ze łzami w oczach.
— Jeśli chcesz być szczęśliwy, sprzedaj dom… Ja sobie poradzę…
Ale wiedziałem, że to nieprawda. Była za słaba na samodzielność.
W końcu podjąłem decyzję: dom zostaje, ale wynajmujemy część pokoi studentom z pobliskiej uczelni. Dzięki temu mogliśmy spłacać kredyt i zachować dach nad głową. Magda jednak nie wytrzymała tej sytuacji – rozstaliśmy się kilka miesięcy później.
Zostałem z Bronisławą i domem pełnym wspomnień oraz ciężarem odpowiedzialności. Czasem zastanawiam się, czy dobrze zrobiłem. Czy można być lojalnym wobec wszystkich naraz? Czy obietnice składane umierającym rodzicom powinny decydować o całym naszym życiu? Może czasem trzeba wybrać siebie?