Cień Bartka: Opowieść z czasów studenckich
— Przestańcie! — krzyknąłem, czując jak serce wali mi w piersi. Siedzieliśmy w ciasnej kuchni mojego mieszkania na ulicy Wesołej, a światło żarówki rzucało na ściany długie cienie. Była późna jesień, liście szurały po chodniku, a w powietrzu czuć było wilgoć i niepokój. To był ten wieczór, kiedy wszystko się zaczęło.
Miałem wtedy dwadzieścia dwa lata i studiowałem psychologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Moi sąsiedzi z klatki – Kuba, Michał i Tomek – byli moimi rówieśnikami i szybko staliśmy się nierozłączni. Wspólne imprezy, egzaminy, nieprzespane noce i rozmowy o życiu. Każdy z nas miał swoje tajemnice, ale wtedy wydawało się, że nic nie jest w stanie nas poróżnić.
Pewnego wieczoru do mieszkania Tomka przyszła jego młodsza siostra Ania z koleżankami. Słyszałem ich śmiechy przez ścianę, a potem nagle zapadła cisza. Po chwili Tomek zapukał do moich drzwi.
— Stary, musisz to zobaczyć — powiedział szeptem, jakby bał się, że ktoś nas podsłuchuje.
Wszedłem do środka i zobaczyłem dziewczyny siedzące wokół stołu. Na środku leżała tablica ouija z literami i cyframi. Ania miała szeroko otwarte oczy i trzęsły jej się ręce.
— Co tu się dzieje? — zapytałem niepewnie.
— Próbowałyśmy wywołać ducha — wyszeptała jedna z koleżanek Ani. — I… coś przyszło.
Wszyscy spojrzeli na nią z niedowierzaniem. Ale wtedy wskaźnik na tablicy sam się poruszył. Litery układały się powoli: B-A-R-T-E-K.
— Bartek… — przeczytałem na głos. — Kim jesteś?
Wskaźnik przesunął się na „Jestem chłopcem”.
Zrobiło się zimno, jakby ktoś otworzył okno. Dziewczyny zaczęły płakać, a Tomek próbował je uspokoić. Michał i Kuba patrzyli na siebie z przerażeniem.
— Bartek, dlaczego tu jesteś? — zapytała Ania drżącym głosem.
Odpowiedź przyszła powoli: „Nie mogę odejść. Potrzebuję pomocy”.
Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, jak bardzo te słowa zmienią nasze życie.
Przez następne dni w naszym bloku zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Drzwi same się otwierały, światła gasły bez powodu, a w nocy słychać było kroki na klatce schodowej. Ania przestała wychodzić z pokoju, mówiła, że ktoś ją obserwuje. Tomek próbował to wszystko racjonalizować, ale nawet on zaczął mieć koszmary.
Pewnego wieczoru zebrałem wszystkich u siebie. Musieliśmy coś zrobić.
— To tylko zbiorowa histeria — próbował żartować Kuba, ale nikt się nie śmiał.
— Może powinniśmy spróbować jeszcze raz? — zaproponowała Ania cicho. — Może Bartek chce nam coś powiedzieć.
Zgodziłem się niechętnie. Ustawiliśmy tablicę ouija na stole i położyliśmy palce na wskaźniku.
— Bartek, jesteś tu? — zapytałem.
Wskaźnik przesunął się na „Tak”.
— Czego chcesz?
„Chcę wrócić do domu”.
Zapanowała cisza. Nikt nie wiedział, co to znaczy.
— Gdzie jest twój dom? — dopytywała Ania.
„Niebo” — odpowiedział wskaźnik. — „Ale nie mogę odejść”.
Zaczęliśmy szukać informacji o Bartku. Przeglądaliśmy stare gazety, fora internetowe, pytaliśmy sąsiadów. Okazało się, że kilka lat wcześniej w naszej kamienicy mieszkał chłopiec o tym imieniu. Zginął tragicznie – spadł ze schodów podczas zabawy. Jego rodzina wyprowadziła się zaraz po pogrzebie.
To odkrycie sprawiło, że poczuliśmy się odpowiedzialni za to, co się dzieje. Postanowiliśmy pomóc Bartkowi „wrócić do domu”. Skontaktowaliśmy się z lokalnym księdzem, który zgodził się przyjść i poświęcić mieszkanie Tomka.
Tego dnia wszyscy byliśmy spięci. Ksiądz odmówił modlitwę, pokropił wodą święconą każdy pokój i powiedział kilka słów o przebaczeniu i spokoju duszy. Po jego wyjściu przez chwilę panowała ulga.
Ale tej nocy Ania miała najgorszy koszmar w życiu. Śniło jej się, że stoi na schodach z Bartkiem, który trzyma ją za rękę i mówi: „Nie zostawiaj mnie tutaj”. Obudziła się z krzykiem i długo nie mogła dojść do siebie.
Od tamtej pory wszystko zaczęło powoli wracać do normy. Dziwne dźwięki ucichły, światła przestały gasnąć bez powodu. Ale my już nigdy nie byliśmy tacy sami.
Przez długi czas nie rozmawialiśmy o tym wydarzeniu. Każdy z nas próbował zapomnieć i wrócić do normalnego życia – egzaminy, praca, nowe znajomości. Ale czasem spotykaliśmy się przypadkiem na ulicy i wystarczyło jedno spojrzenie, żeby wiedzieć: wszyscy pamiętamy.
Minęło kilka lat od tamtych wydarzeń. Dziś jestem już innym człowiekiem – dorosłym, może trochę bardziej cynicznym. Często wracam myślami do tamtej jesieni i zastanawiam się: czy naprawdę pomogliśmy Bartkowi? Czy może tylko oszukaliśmy samych siebie?
Czasem nocą budzę się nagle i mam wrażenie, że ktoś stoi w kącie mojego pokoju. Czy to tylko cień przeszłości? A może są rzeczy między niebem a ziemią, których nigdy nie zrozumiemy?