Awans na szczyt – cena sukcesu

– Naprawdę myślisz, że to sprawiedliwe? – głos Magdy drżał, a jej oczy błyszczały gniewem. Stałyśmy naprzeciwko siebie w kuchni firmowej, a za cienką ścianą słychać było śmiechy nowych kolegów z działu finansów. Właśnie ogłoszono, że nowym dyrektorem zostanie ktoś z zewnątrz – Tomasz Majewski, człowiek, którego nikt z nas wcześniej nie widział na oczy.

Jeszcze wczoraj wszyscy byliśmy przekonani, że to ja mam największe szanse na awans. Pracowałam tu od ośmiu lat, znałam każdy kąt tej firmy, każdy jej problem i każdą zaletę. Zostawałam po godzinach, ratowałam projekty, których nikt nie chciał dotknąć. Nawet Piotr Kowalski, nasz dotychczasowy dyrektor, mówił mi przy pożegnaniu: „Anka, ty tu powinnaś rządzić”. A jednak…

Wróciłam do swojego biurka i spojrzałam na monitor. Na ekranie wyświetlała się wiadomość od działu HR: „Z przyjemnością informujemy, że nowym dyrektorem zostaje Tomasz Majewski. Liczymy na owocną współpracę”. Z przyjemnością? Czułam się oszukana. Przez chwilę miałam ochotę rzucić wszystko i wyjść, ale wtedy przypomniałam sobie o kredycie na mieszkanie i o tym, jak bardzo moja córka Ola potrzebuje stabilności po rozwodzie.

Wieczorem w domu próbowałam udawać przed Olą, że wszystko jest w porządku. – Mamo, czemu jesteś taka smutna? – zapytała cicho, przytulając się do mnie na kanapie. – To tylko praca, kochanie – skłamałam, choć w środku czułam się jakby ktoś wyrwał mi serce.

Następnego dnia Tomasz Majewski pojawił się w firmie. Wysoki, pewny siebie, z szerokim uśmiechem i drogim zegarkiem na nadgarstku. Od razu zaczął zmieniać zasady gry – nowe procedury, nowe wymagania, spotkania za spotkaniami. Czułam się coraz bardziej niewidzialna. Magda przestała ze mną rozmawiać; plotki głosiły, że to ja miałam być tą „pewną kandydatką”, a teraz wszyscy patrzyli na mnie jak na przegraną.

W domu też nie było łatwo. Moja mama nie mogła zrozumieć, dlaczego nie walczyłam bardziej o swoje. – Aniu, zawsze byłaś taka ambitna! – powtarzała przez telefon. – Może trzeba było pójść do prezesa i powiedzieć mu prosto w oczy, że zasługujesz na ten awans?

Ale ja nie umiałam walczyć w taki sposób. Zawsze wierzyłam, że ciężka praca się opłaca. Że lojalność wobec firmy zostanie nagrodzona. Tymczasem Tomasz Majewski zaczął otaczać się swoimi ludźmi. Z dnia na dzień atmosfera w biurze stawała się coraz bardziej napięta. Ktoś doniósł mi, że planuje zwolnienia.

Pewnego wieczoru zostałam dłużej w pracy. Siedziałam sama w pustym open space i patrzyłam na Warszawę za oknem – światła miasta migotały jakby zupełnie obojętne na moje rozterki. Wtedy usłyszałam kroki. To był Tomasz.

– Anno, mogę chwilę? – zapytał uprzejmie.

Skinęłam głową.

– Wiem, że liczyłaś na ten awans – zaczął bez ogródek. – Ale firma potrzebuje świeżej krwi. Nowego spojrzenia.

– Rozumiem – odpowiedziałam chłodno.

– Chciałbym jednak, żebyś została moją prawą ręką. Znasz tu wszystko i wszystkich. Potrzebuję kogoś takiego.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Z jednej strony to była szansa – może nawet większa niż sam awans. Z drugiej… czy naprawdę chciałam być „prawą ręką” człowieka, który zajął moje miejsce?

Wróciłam do domu późno. Ola już spała. Usiadłam przy kuchennym stole i rozpłakałam się po raz pierwszy od lat.

Kolejne tygodnie były jak jazda bez trzymanki. Tomasz wymagał ode mnie coraz więcej – raporty, prezentacje, spotkania z klientami. Często wracałam do domu po dwudziestej pierwszej. Ola zaczęła mieć problemy w szkole; wychowawczyni zadzwoniła do mnie z informacją, że dziewczynka jest zamknięta w sobie i smutna.

Pewnego dnia Ola wybuchła płaczem:
– Mamo, czemu nigdy cię nie ma? Czemu zawsze jesteś zmęczona?

Nie umiałam jej odpowiedzieć. Próbowałam tłumaczyć się pracą, ale widziałam w jej oczach rozczarowanie.

W pracy sytuacja stawała się coraz bardziej napięta. Magda przestała się do mnie odzywać zupełnie; plotki głosiły, że donosi na mnie nowemu dyrektorowi. Czułam się osaczona.

W końcu przyszedł dzień decyzji. Tomasz wezwał mnie do swojego gabinetu.
– Anno, wiem, że ostatnio było ciężko – powiedział poważnie. – Ale widzę twoje zaangażowanie i lojalność wobec firmy. Chciałbym ci zaproponować stanowisko zastępcy dyrektora.

Powinnam była się cieszyć – to przecież awans! Ale zamiast radości poczułam pustkę i zmęczenie.

Wieczorem długo rozmawiałam z mamą przez telefon.
– Aniu, czasem trzeba wybrać: kariera czy rodzina – powiedziała cicho.

Patrzyłam na śpiącą Olę i zastanawiałam się: czy naprawdę warto było poświęcić tyle dla tej pracy? Czy sukces zawodowy jest wart ceny, jaką płacimy w życiu prywatnym?

Czasem wydaje mi się, że im wyżej się wspinasz, tym bardziej jesteś samotny na szczycie… Czy naprawdę tego chciałam? Czy można mieć wszystko jednocześnie?