Zostawiłem rodzinę za sobą: Mój brat uważa, że jestem egoistą, ale nie żałuję
— Naprawdę chcesz nas zostawić? — głos mojego brata, Michała, drżał z gniewu i rozczarowania. Stałem w kuchni, z torbą spakowaną przy drzwiach, a mama siedziała przy stole, ściskając w dłoniach kubek herbaty. Czułem, jak serce wali mi w piersi, a powietrze w domu było ciężkie od niewypowiedzianych słów.
Od dziecka wiedziałem, że życie na wsi pod Lublinem nie jest dla mnie. Michał zawsze był silniejszy, bardziej związany z ziemią, z naszymi krowami i polami. Ja byłem tym „innym” — czytałem książki po nocach, marzyłem o Warszawie, o świecie poza granicami naszej wsi. Mama nigdy nie miała łatwo; ojciec odszedł, gdy miałem pięć lat, zostawiając ją samą z dwoma synami i gospodarstwem, które ledwo przynosiło dochód.
— Kto pomoże mamie? — Michał nie odpuszczał. — Myślisz tylko o sobie.
Poczułem ukłucie winy. Przez lata pomagałem w polu, karmiłem zwierzęta, naprawiałem płoty. Ale zawsze miałem poczucie, że to nie jest moje miejsce. Gdy dostałem się na studia do Warszawy, wiedziałem, że to moja szansa. Mama była dumna, ale widziałem w jej oczach strach. Michał natomiast patrzył na mnie jak na zdrajcę.
— Michał, ja… Ja muszę spróbować. Nie mogę tu zostać na zawsze — powiedziałem cicho.
— A ja mogę? — rzucił z goryczą. — Bo ktoś musi. Ty zawsze byłeś tym lepszym synem, a teraz uciekasz.
Mama milczała. W jej oczach widziałem łzy, ale też coś jeszcze — może zrozumienie? Może żal do losu?
Wyjechałem następnego dnia rano. Droga do Warszawy była jak przejście do innego świata: szerokie ulice, tłum ludzi, światła i hałas. Przez pierwsze tygodnie czułem się jak intruz. Wynajmowałem pokój z trzema innymi studentami. Często budziłem się w nocy i myślałem o domu — o zapachu świeżo skoszonej trawy, o głosie mamy nawołującej nas na obiad.
Michał przestał się do mnie odzywać. Mama dzwoniła rzadko; mówiła, że wszystko jest w porządku, ale słyszałem w jej głosie zmęczenie. Z czasem zacząłem się odnajdywać w nowym życiu: poznałem ludzi podobnych do mnie, zacząłem pracować w kawiarni, żeby dorobić na czynsz. Ale poczucie winy nie znikało.
Pewnego wieczoru zadzwoniła mama. Była roztrzęsiona — Michał miał wypadek przy pracy w gospodarstwie. Złamał nogę i przez kilka tygodni nie mógł chodzić. Poczułem się jak najgorszy syn na świecie. Chciałem wrócić, pomóc im choć przez chwilę. Ale wtedy dostałem propozycję stażu w dużej firmie — szansa, o której marzyłem od lat.
— Musisz wybrać — powiedziała mi wtedy koleżanka z uczelni. — Albo wracasz do starego życia, albo idziesz dalej.
Nie spałem całą noc. W końcu zadzwoniłem do mamy.
— Mamo…
— Synku, nie wracaj — przerwała mi cicho. — Michał sobie poradzi. Ty musisz żyć swoim życiem.
Ale Michał nie wybaczył mi do dziś. Gdy odwiedzam dom raz na kilka miesięcy, ledwo ze mną rozmawia. Patrzy na mnie z wyrzutem i wiem, że uważa mnie za egoistę. Czasem słyszę od sąsiadów: „A ten młodszy to już zapomniał o rodzinie”.
Ale czy naprawdę jestem egoistą? Czy mam prawo do własnego życia? Każdego dnia zadaję sobie te pytania. Patrzę na swoje osiągnięcia i wiem, że bez tej decyzji nigdy bym ich nie zdobył. Ale czy szczęście warte jest ceny samotności i utraconych więzi?
Może każdy z nas musi kiedyś wybrać między sobą a rodziną? Czy można być szczęśliwym bez poczucia winy? Czasem myślę: co by było, gdybym został? Ale wtedy przypominam sobie tamten poranek i wiem — nie żałuję.