Z miłością w sercu… Historia Haliny, która musiała wybrać między rodziną a własnym szczęściem

Dzisiaj znów przypomniałam sobie, jak kruche jest życie. Pot spływał mi po skroniach, karku i wzdłuż pleców, kiedy monotonnie przesuwałam żelazko po rozkładanym stole. Wieczór przyniósł lekki chłód, ale od gorącej pary nadal było duszno. Zostało już tylko kilka ubrań do uprasowania, gdy zadzwonił telefon. Ominęłam pierwszy sygnał, bo miałam nadzieję, że to tylko kolejna reklama albo sąsiadka z dołu, która znowu chce pożyczyć cukier. Ale po chwili rozległ się ponownie – tym razem dźwięk był jak ostrzeżenie, jakby coś miało się wydarzyć.

— Halo? — odezwałam się niepewnie, ściskając słuchawkę tak mocno, że aż zbielały mi knykcie.

— Mamo… — głos mojej córki, Magdy, był cichy i drżący. — Mamo, muszę z tobą porozmawiać. Teraz. To ważne.

Wiedziałam już wtedy, że coś się stało. Matka zawsze czuje, kiedy jej dziecko cierpi. Odłożyłam żelazko na bok i usiadłam na krześle, czując jak serce wali mi w piersi.

— Co się dzieje, kochanie? — zapytałam, starając się brzmieć spokojnie.

— Ja… Ja nie mogę już tak żyć. Tomek mnie zdradza. Wiem to na pewno. Widziałam wiadomości na jego telefonie. — Jej głos załamał się i usłyszałam cichy szloch.

Przez chwilę nie mogłam nic powiedzieć. Przypomniałam sobie własne małżeństwo z Januszem – te wszystkie lata milczenia, kompromisów i tłumionych łez. Przypomniałam sobie, jak sama kiedyś chciałam odejść, ale zabrakło mi odwagi. Zostałam dla dzieci, dla rodziny, dla pozorów.

— Magda… — zaczęłam ostrożnie. — Może to tylko nieporozumienie? Może powinniście porozmawiać?

— Mamo! — przerwała mi gwałtownie. — Ty zawsze tak mówisz! Zawsze każesz mi wybaczać, udawać, że wszystko jest dobrze! Ale ja nie chcę być taka jak ty! Nie chcę całe życie udawać!

Zamilkłam. Jej słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego. Czy naprawdę byłam aż taką tchórzliwą kobietą? Czy moje poświęcenie było błędem?

— Przyjedź do mnie — powiedziałam w końcu cicho. — Porozmawiamy na spokojnie.

Po odłożeniu słuchawki poczułam się jakby ktoś wyciągnął ze mnie powietrze. Prasowanie już nie miało znaczenia. Usiadłam przy kuchennym stole i patrzyłam w okno na ciemniejące niebo nad blokowiskiem na Pradze. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: ślub z Januszem w małym kościele na wsi, narodziny Magdy i Pawła, pierwsze kłótnie o pieniądze i wieczne zmęczenie.

Janusz wrócił późno tego wieczoru. Wszedł do kuchni bez słowa, rzucił torbę na podłogę i nalał sobie herbaty.

— Coś się stało? — zapytał obojętnie.

— Magda ma problemy z Tomkiem — odpowiedziałam cicho.

Wzruszył ramionami.

— Każdy ma jakieś problemy. Przejdzie jej.

Poczułam złość. Jak można być tak obojętnym? Przez tyle lat próbowałam ratować nasze małżeństwo sama, a on zawsze uciekał w pracę albo telewizor.

— Może gdybyś kiedyś ze mną porozmawiał… — zaczęłam, ale przerwał mi gestem ręki.

— Daj spokój, Halina. Zawsze robisz z igły widły.

Nie odpowiedziałam. Wiedziałam, że nie ma sensu ciągnąć tej rozmowy.

Następnego dnia Magda przyjechała z walizką i zapuchniętymi oczami. Usiadłyśmy razem w kuchni i przez długi czas milczałyśmy.

— Boję się — wyszeptała w końcu. — Boję się być sama. Boję się, że nigdy nie będę szczęśliwa.

Objęłam ją ramieniem.

— Ja też się bałam — przyznałam szeptem. — Ale czasem trzeba wybrać siebie.

Patrzyła na mnie długo, jakby widziała mnie po raz pierwszy naprawdę.

— Dlaczego nigdy mi tego nie powiedziałaś?

Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Może dlatego, że sama nigdy nie miałam odwagi wybrać siebie?

Wieczorem Paweł zadzwonił z Krakowa.

— Mamo, co tam u was? Słyszałem od Magdy…

Opowiedziałam mu wszystko. Był zły na Tomka, ale bardziej martwił się o siostrę.

— Może powinna wrócić do Krakowa? Tu znajdzie pracę, będzie bliżej mnie…

Magda jednak nie chciała wracać do rodzinnego miasta. Chciała zacząć wszystko od nowa w Warszawie.

Przez kolejne dni dom był pełen napięcia. Janusz unikał Magdy, a ja próbowałam być dla niej wsparciem. Wieczorami płakała w swoim dawnym pokoju, a ja siedziałam pod drzwiami i słuchałam jej cichego szlochu.

Pewnego dnia przyszła do mnie z listem w ręku.

— To od Tomka — powiedziała drżącym głosem. — Przeprasza mnie i prosi o drugą szansę.

Patrzyłam na nią długo.

— Co czujesz?

— Nie wiem… Chciałabym mu wybaczyć, ale boję się znów cierpieć.

Przypomniałam sobie własne życie – ile razy wybaczałam Januszowi jego obojętność? Ile razy tłumaczyłam dzieciom jego nieobecność?

— Czasem trzeba dać komuś drugą szansę — powiedziałam ostrożnie. — Ale najpierw musisz dać ją sobie.

Magda spojrzała na mnie ze łzami w oczach i przytuliła się mocno.

Minęły tygodnie. Magda powoli odzyskiwała siły. Znalazła nową pracę w kawiarni na Saskiej Kępie i zaczęła spotykać się z koleżankami ze studiów. Tomek dzwonił coraz rzadziej, aż w końcu przestał zupełnie.

Któregoś wieczoru usiadłyśmy razem przy stole z kubkami herbaty i patrzyłyśmy na siebie bez słów.

— Dziękuję ci, mamo — powiedziała nagle Magda. — Za to, że byłaś przy mnie.

Uśmiechnęłam się przez łzy.

A Janusz? Nadal był obecny tylko ciałem – duchem dawno już odszedł gdzieś daleko. Czasem myślę o tym wszystkim i pytam siebie: czy warto było poświęcić własne szczęście dla rodziny? Czy można nauczyć dzieci odwagi, jeśli samemu nigdy się jej nie miało?

Może życie polega właśnie na tym – żeby każdego dnia próbować od nowa kochać siebie i innych… Ale czy ja jeszcze potrafię?