Wizyta, która rozdarła rodzinę: „Mamo, zostań z nami”
— Babcia przyjechała! — krzyknął Kuba, zanim jeszcze dobrze otworzyłam drzwi. Pięcioletni syn rzucił się mamie na szyję, a ona, jak zawsze, uśmiechnęła się szeroko i przytuliła go mocno. Stałam w przedpokoju z rękami pełnymi zakupów, a mój mąż Paweł zerkał zza drzwi kuchni, udając, że nie podsłuchuje naszej rozmowy.
— Mamo, jak dobrze cię widzieć — powiedziałam cicho, czując znajome ukłucie niepokoju. Zawsze tak mam, gdy mama przyjeżdża. Kocham ją, ale jej obecność sprawia, że wszystko staje się bardziej napięte. Paweł też to czuje. Udajemy normalność, ale pod powierzchnią buzują emocje.
Usiedliśmy przy stole. Mama opowiadała o sąsiadkach z bloku w Radomiu, o tym, jak pani Zosia znowu narzeka na windy i jak pan Marian zgubił klucze. Kuba śmiał się głośno, a ja zerkałam na Pawła. Siedział sztywno, z wymuszonym uśmiechem.
— Pawełku, a jak tam w pracy? — zapytała mama. — Słyszałam, że awansowałeś?
— Tak, dostałem nowy projekt — odpowiedział krótko. — Ale to nic wielkiego.
Mama spojrzała na mnie znacząco. Zawsze uważała, że Paweł jest zbyt skromny i za mało ambitny. Wiedziałam, że zaraz zacznie swoje uwagi.
— No widzisz, Aniu? Mówiłam ci, żebyś szukała kogoś bardziej przebojowego — rzuciła pół żartem, pół serio.
Poczułam, jak Paweł napina szczękę. Kuba patrzył na nas zdziwiony.
— Mamo… — zaczęłam, ale przerwała mi.
— No dobrze już, dobrze! Nie będę się wtrącać — machnęła ręką i nalała sobie herbaty.
Wieczorem mama poszła do pokoju gościnnego. Siedzieliśmy z Pawłem w kuchni w ciszy. Wiedziałam, że jest zły.
— Dlaczego ona zawsze musi mnie krytykować? — zapytał w końcu cicho.
— Ona taka już jest… — próbowałam tłumaczyć. — Nie chciała cię urazić.
— Ale mnie rani. I ciebie też.
Nie odpowiedziałam. Bo miał rację.
Następnego dnia mama zaczęła rządzić domem. Przestawiła kubki w szafce („Tak będzie wygodniej!”), wyjęła pranie z pralki („Nie można zostawiać na noc!”), a rano obudziła nas o szóstej zapachem jajecznicy („Trzeba wcześnie wstawać!”). Kuba był zachwycony — babcia robi najlepsze naleśniki na świecie — ale ja czułam się coraz bardziej obco we własnym domu.
Wieczorem usiedliśmy wszyscy razem. Mama zaczęła opowiadać o moim dzieciństwie: jak byłam nieśmiała, jak bałam się ciemności i jak zawsze płakałam na widok burzy. Paweł śmiał się z uprzejmości, ale widziałam w jego oczach zmęczenie.
— Aniu, pamiętasz jak zgubiłaś się w sklepie? — zapytała mama z uśmiechem.
— Mamo… — jęknęłam zawstydzona.
— No co? To przecież nic złego! Każde dziecko się gubi! — roześmiała się głośno.
Położyłam się spać z bólem głowy. W nocy usłyszałam ciche szlochanie mamy za ścianą. Wstałam i zapukałam do jej pokoju.
— Mamo? Co się stało?
— Nic… po prostu… tęsknię za domem. Za twoim tatą… Za tym wszystkim, co było kiedyś — powiedziała cicho.
Usiadłam obok niej na łóżku i objęłam ją ramieniem. Poczułam jej drżenie i nagle zrozumiałam: ona nie jest tylko krytyczną matką i wymagającą teściową. Jest samotną kobietą po sześćdziesiątce, która boi się starości i samotności bardziej niż czegokolwiek innego.
Następnego dnia Paweł wrócił z pracy wcześniej niż zwykle. Zastał mamę przestawiającą meble w salonie.
— Pani Różo… — zaczął stanowczo. — Proszę przestać zmieniać wszystko w naszym domu.
Mama spojrzała na niego zaskoczona.
— Chciałam tylko pomóc…
— Wiem. Ale to nasz dom. Proszę to uszanować.
Zapanowała niezręczna cisza. Weszłam do pokoju i zobaczyłam łzy w oczach mamy.
— Może powinnam już wracać do siebie… — powiedziała cicho.
Kuba usłyszał to i rozpłakał się głośno:
— Babciu! Nie wyjeżdżaj! Zostań z nami!
Patrzyliśmy na siebie wszyscy troje: ja rozdarta między matką a mężem, Paweł zły i bezradny, mama smutna i zawstydzona, Kuba zrozpaczony.
Wieczorem długo rozmawialiśmy z Pawłem. Powiedziałam mu o nocnej rozmowie z mamą, o jej samotności i lękach.
— Może powinniśmy jej pomóc? Może powinna zamieszkać bliżej nas? — zaproponowałam niepewnie.
Paweł milczał długo.
— Kocham cię, Aniu. Ale nie chcę żyć pod jednym dachem z twoją mamą — powiedział w końcu szczerze.
Nie spałam całą noc. Rano mama spakowała walizkę.
— Dziękuję wam za wszystko… Przepraszam, jeśli coś zrobiłam źle — powiedziała przy drzwiach.
Kuba płakał i tulił się do niej mocno. Ja stałam bezradna, nie wiedząc co powiedzieć ani zrobić.
Gdy zamknęły się za nią drzwi, poczułam ulgę… i ogromny smutek jednocześnie. Czy można być dobrą córką i dobrą żoną jednocześnie? Czy zawsze trzeba wybierać między rodziną a rodziną?
Czasem myślę: czy gdybym była odważniejsza albo bardziej stanowcza, wszystko potoczyłoby się inaczej? Czy można pogodzić dwie najważniejsze osoby w swoim życiu bez bólu i łez? Co wy byście zrobili na moim miejscu?